Homo viator
Bez wątpienia najczcigodniejsze z nich to te celebrowane podczas Uroczystości Ciała i Krwi Pańskiej. Gromadzą najwięcej ludzi, obrosły przepiękną ornamentyką, elementami ludowości. Nieobcy im duch patriotyzmu, przywiązania do ziemi. Ale są też inne, mniejsze i większe, jedne mają charakter błagalny, inne pokutny, wypływają z miejscowych zwyczajów. Na świecie nie brak i takich, które zadziwiają oryginalnością, dynamizmem - ubranych w latynoamerykańską barwność, toledański majestat. My Polacy, niemający tak gorących temperamentów jak południowcy, raczej wybieramy dostojeństwo. Ale i u nas nie brakuje lokalnych „atrakcji” w postaci np. kaszubskiej tradycji polegającej na „kłanianiu się” niesionych przez wiernych feretronów świątyniom, krzyżom przydrożnym i figurom czy „tańca feretronów”. Dlaczego idziemy w procesjach? Odpowiedź jest złożona. Udział w nich uświadamia nam, że ludzkie życie jest drogą, człowiek zaś - wędrowcem (łac. homo viator). Ich „prototypem” była wędrówka Izraelitów z niewoli egipskiej do Ziemi Obiecanej, w Nowym Testamencie zaś Pascha Jezusa - Jego przejście ze śmierci do życia.
Wychodzimy, aby pokazać innym, a może najpierw sobie samym, że On jest! Żywy, Prawdziwy! Udział w procesji eucharystycznej – przede wszystkim podczas Uroczystości Ciała i Krwi Pańskiej – jest publiczną manifestacją wiary w Jego realną Obecność. Przypomnieniem, iż Eucharystia to nie statyczna obecność, ale dynamizm, który ogarnia całe ludzkie życie. Nie ma tu nic z duchowego ekshibicjonizmu. Wiara w Chrystusa, ograniczona tylko do „prywatnych przekonań”, karłowacieje. Idąc w procesji można dostrzec, iż – wbrew uparcie lansowanym opiniom – jest nas dużo! Mamy się policzyć, zobaczyć. Zrozumieć, że jesteśmy silni wtedy, gdy stanowimy jedność. Uświadomić sobie, iż Eucharystia to pokarm dla słabych, a nie uczta dla elit. ...
Ks. Paweł Siedlanowski