U Wasyla w lesie
Kultura ludowa Polesia zachowała się nie tylko w skansenach czy muzeach etnograficznych; ona jest w ludziach. To od mieszkańców od wieków żyjących na tych terenach można poznać historię, zwyczaje - o których miejscowi zazwyczaj opowiadają w lokalnej gwarze czy dialekcie. Dzięki nim można wysłuchać pieśni, posmakować potraw, poznać zioła. Polesie - kraina torfowisk, bagien, jezior, lasów - rozciąga się na terenie Polski, Białorusi i Ukrainy. W naszym kraju znajduje się jego zachodnia część zwana również Polesiem Lubelskim, która obejmuje część województwa lubelskiego. Dawniej na tych terenach zamieszkiwały rody szlacheckie, stąd zachowane do dziś dworki i pałace. Z zabytkowego pałacyku należącego przed laty do rodziny Zamojskich słynie Adampol. Budowla, w której obecnie ma siedzibę Samodzielny Publiczny Zakład Opieki Zdrowotnej Gruźlicy i Chorób Płuc, powstała w XX w. To tu dotarł Aldon Dzięcioł - regionalista, literat, społecznik, i o tym m.in. miejscu napisał barwną opowieść, przeplecioną faktami historycznymi, zanurzoną w wielokulturowości okolicznych ziem.
– Chciałem, aby Włodawa miała swoją powieść, z przekazem bogatego kolorytu dziejów, opisem pięknej przyrody nadbużańskiej, obyczajami i zwyczajami – stwierdza autor powieści „Wasyl z lasu”. – Zdarzyło się, że podczas jednej z wypraw rowerowych na początku lat 70 jechałem starym traktem w kierunku Suchawy. Tam, na skraju drogi leśnej, wsparty na łokciu siedział stary człowiek. Zbliżyłem się i zapytałem, czy potrzebuje pomocy. W odpowiedzi usłyszałem, że nie. Zadałem kolejne pytanie, czy zmierza do Włodawy, czy Suchawy. Również odpowiedź przecząca i spokojne wyznanie, że chodził po lesie i do domu ma już niedaleko. Pożegnałem go, a on machając z uśmiechem do mnie ręką, powiedział: „Z Bogiem”. Jak typowy Polesiak.
Spotkanie z Wasylem, człowiekiem mieszkającym w lesie, poruszyło wyobraźnię A. Dzięcioła. – Zadziwiające było to, że staruszek w południowy upał, a był to lipiec, chodzi po lesie i w dodatku niczego nie potrzebuje – wspomina regionalista. – Podświadomie wiedziałem, że to odpowiedni bohater mojej opowieści, do której się przymierzałem od jakiegoś czasu. Wszystko tu pasowało: las, wygląd Wasyla, jego spokój. W rzeczywistości było to jedyne moje z nim spotkanie, ale jego cechy odnajdywałem w innych mieszkańcach tej ziemi, z którymi bardzo lubiłem rozmawiać. Jednak w powieści to Wasyl był tym, którego odwiedzam, z którego wiedzy i doświadczenia życiowego czerpię. Powieść pisałem z taką myślą, aby ocalić to, co zanika, i aby młodzi ludzie poznali świat, w którym żyli ich pradziadowie – tłumaczy.
Na kanwie fascynacji przeszłością
Człowiek, który nie zna swoich korzeni i historii miejsca, w którym przyszło mu żyć, jest ubogi – twierdzi Dzięcioł. On sam – urodzony w powiecie lubartowskim, 30 km od Kozłówki, gdzie znajduje się dawna siedziba arystokratycznych rodów Bielińskich i Zamojskich, bywał wielokrotnie w tamtejszym pałacyku. Do Włodawy przyjechał „za pracą”, tutaj założył rodzinę i pozostał. „To moja ukochana mała ojczyzna, ta ziemia nadbużańska” – często mówi. I dodaje, że zawsze czuł potrzebę wędrowania i poznawania mieszkańców. – Kiedy byłem dyrektorem Nadbużańskiego Zakładu Przemysłu Skórzanego „Polesie” w Orchówku niedaleko Włodawy, lubiłem zapraszać Włochów, z którymi zakład współpracował, na wycieczki do Kozłówki i Zamościa. W ten sposób chciałem pokazać, że my również posiadamy swoje skarby – świadectwa pięknej polskiej historii. Przy okazji wyjazdów zaopatrywałem się w przewodniki i książki o regionie, czytałem je z uwagą, a nawet miałem pomysł na napisanie eseju o rodzie Zamojskich. Mój plan literacki ziścił się po wielu latach i dzisiaj przekazuję czytelnikom powieść „Wasyl z lasu”. Nie jest to dziennik czy opowieść historyczna. Po prostu na kanwie mojej fascynacji dawnymi wydarzeniami, opartymi na znanych mi oraz zasłyszanych faktach i legendach, powstała opowieść. Są na jej stronach opowiadania w dużej mierze autentyczne, są relacje z ciekawych spotkań z dyrektorem SP ZOZ w Adampolu Janem Krupką czy Stefanem Sidorukiem, nazwanym królem nadbużańskich poetów. Autentyczne są także nazwiska występujących tu osób, nazwy miejscowości, rzek czy jezior.
Myśliwskie zamiłowania
W jednym z tekstów poetyckich, które zamieścił w powieści, mowa o starych drzewach w Adampolu. „O czym szumią/ stare jodły, świerki w Adampolu?/ Gdzie eklektyczny, romantyczny/ pałac pośród boru./ Szumią o wspaniałym/ Zamoyskich rodzie,/ trzy kopie: Wiara – Ojczyzna – Rodzina/ rodowe godło w elipsy obwodzie”.
Obok dziejów rodu Zamojskich, Dzięcioł wplótł do swojej opowieści legendy, wiersze, opisy świąt i obrzędów, mówiące o wielokulturowości tych terenów. Fragmenty tekstów historyków, noty biograficzne postaci, które żyły na tych terenach, uzupełniają obraz poleskiej krainy.
Sporą część powieści zajmuje tematyka myśliwska z barwnymi opisami lasów włodawskich i zamieszkującej je zwierzyny łownej. Dokumenty na temat działalności łowieckiej na tamtych terenach pochodzą z 1899 r. i świadczą o zamiłowaniach leśnych Augusta hr. Zamojskiego. Na kartach powieści Dzięcioła jest wiele odniesień do właścicieli dóbr włodawskich. „W grudniu do Adampola, jak opowiadał Wasyl, >zjechali się okoliczni ziemianie, paru profesorów z Warszawy i Lwowa, którzy coś tam radzili o hodowli i uprawachUpiekli w kuchni młodego prosiaczka, takiego do 30 kilo. Wiele było przepisów na jego przyrządzenie. Ja bardzo lubiłem nadziewany kaszą gryczaną. W lesie przy ognisku prosiaka tylko podgrzali i lekko poddymili zielonym igliwiem. Przy drugim małym ognisku lekko bulgotał cały czas w szerokim, głębszym rondlu gulasz z dzika. Oj, mnie to bardzo smakowało, tam były warzywa, suszone grzyby, wybrane chude mięso z dzika, czosnek, chrzan…<”
O życiu myśliwych Dzięcioł dowiadywał się przy okazji spotkań z J. Krupką, które odbywał w Adampolu – siedzibie SP ZOZ Gruźlicy i Chorób Płuc w latach 80. – To Krupka wprowadzał mnie w ten świat. Przekazał mi też sporo wiadomości o Zamojskich, a sam czerpał je m.in. od pracowników zakładu, którzy dawniej służyli w majątkach w Różance i Adampolu – wyznaje. Od dyrektora wyszło też zaproszenie do wstąpienia do koła łowieckiego „Ponowa”, które Dzięcioł przyjął. – Należeli do niego sędziowie, lekarze i ludzie innych zawodów, którzy byli wytrawnymi gawędziarzami i zapalonymi myśliwymi, dzięki czemu moja wiedza znacznie się poszerzyła – mówi.
Człowiek pogranicza
Narrator, w którego wcielił się autor powieści, wiele informacji o minionych czasach czerpał od tytułowego Wasyla, który jest postacią wykreowaną. „Ciągle nagabywałem go, aby coś powiedział o tym hrabiostwie, koniach i flisakach (…). Wcale o szlacheckie, hrabiowskie bogactwa nie był zazdrosny. Cieszył się, że może robić przy kochanych konikach i być w lesie. Uważał to wszystko za swoje i tak traktował każdą robotę. Jednocześnie dostrzegał różne niesprawiedliwości. Często podświadomie słyszę jego piękne słowa: >Jestem sobą i czuję się wolny<”.
Wasyl to ostatni Polesiak na ziemi włodawskiej, który nie zapomniał języka chachłackiego wyniesionego z rodzinnego domu, choć w rozmowie z ludźmi z miasta, którzy odwiedzają go w leśnej chacie, posługuje się poprawną polszczyzną. Wasyl w młodości pływał jako flisak i spławiał Bugiem drewniane bale do Gdańska, później zajmował się końmi i był woźnicą u Zamojskich. Z czasem zamieszkał w gajówce w Suchawie, stając się strażnikiem lasów hrabiego. „Było w nim coś ujmującego, co charakteryzuje ludzi pogranicza kulturowego, religijnego, narodowego. Z własnej woli żył na pustkowiu, ale nie czuł się samotny” – czytamy w powieści. I dalej: „Tutaj słyszę piosnki słowika, kosa. Wilga mi deszcz wróży. Zajrzy na moje podwórze lisek chytrusek, kuna, łasica, różne ptactwo. Widzę wygrzewającego się zaskrońca na wyschniętych wiórach. Czuję wtedy, że naprawdę żyję”.
Powieść „Wasyl z lasu” – napisana przez człowieka, który ukochał ziemię nadbużańską – to ilustracja minionego czasu, który warto poznać.
Joanna Szubstarska