Filozofia kija i marchewki
Zapewne większość z Państwa śledzących wiadomości telewizyjne jest zmęczona tymi samymi tematami, rozdrażniona ciągłym stawianiem Polski pod pręgierzem, rezolucjami, fałszywymi oskarżeniami i traktowaniem nas jak niesforne dzieci, które ciągle trzeba przywoływać do porządku. To, co w innych krajach od lat obowiązuje, stanowi stały element demokratycznego systemu sprawowania władzy, u nas jest passe, narusza „normy unijne”, depcze „europejski system wartości”, „łamie praworządność” itp. Niemała w tym zasługa rodzimej totalnej opozycji, której po kolejnych przegranych wyborach naprawdę dosłownie została już tylko „ulica i zagranica”. Wstyd, elementarne poczucie godności i odpowiedzialności z ojczyznę (w wersji „totalnych” - „tego kraju”) w tej sytuacji nie mają zastosowania.
O co zatem chodzi z tą praworządnością?
„Europejskie wartości”
Polska drwi z naszych wartości i zostaje za to nagrodzona! – wykrzyczał podczas debaty jeden z lewicowych europosłów. Czymże są owe „europejskie wartości”? – może ktoś zapytać. To hasło tyleż chwytliwe, pięknie brzmiące, wabiące uniwersalizmem, co enigmatyczne i zwodnicze.
Z odpowiedzią na to pytanie nie byłoby problemu w czasie, gdy projekt powstawał. Według ojców założycieli, a zalicza się do nich Konrada Adenauera, Roberta Schumana i Alcida de Gasperiego, były to wartości chrześcijańskie. Pierwotnie Europejska Wspólnota Węgla i Stali (EWWS), która później została przemianowana na Unię Europejską, miała być wspólnotą wolnych narodów, która po latach wojen, totalitaryzmów zapewni kontynentowi upragniony pokój. ...
Ks. Paweł Siedlanowski