Opinie
Źródło: Arch. pryw. W
Źródło: Arch. pryw. W

Szybki ogień i taktyka zdecydowały o zwycięstwie

Uszedł z życiem z okrążenia, uratował dywizję gen. Edwarda Rydza-Śmigłego, a gdy stanął na przedpolach Warszawy, jego karabiny siały spustoszenie wśród bolszewików. Władysław Kawka z Korzeniowa walczył w wojnach z 1919 i 1920 r.

Od tamtych wydarzeń minęło 100 lat. Pasjonującą historię swojego przodka zdecydował się opowiedzieć wnuk. - Gdy słuchałem jego wspomnień z wojny polsko-bolszewickiej, włosy dosłownie stawały mi na głowie. Tam się działy prawdziwe dramaty. A to, że sowieci nie zdobyli Warszawy, to cud. Było ich tylu, że bez problemu zalaliby Europę - przekonuje Wojciech Kawka. Ale zacznijmy od początku. Władysław Kawka urodził się 1895 r. w Żabiance, w rodzinie wyrobników. Dzieciństwo spędził w Korzeniowie (gmina Ułęż). W wieku pięciu lat stracił ojca i wychowywała go matka. Mimo trudów, chłopcu nie brakowało ambicji. - Chciał uczyć się na krawca. Prosił matkę o 100 rubli. Gdy odmówiła, pieniądze zarobił sam na krochmalni w Ułężu - opowiada pan Wojciech. Jako miejsce nauki młody Władysław wybrał Warszawę. A że miał małą maturę, zamiast na krawiectwo poszedł do szkoły handlowej. W czasie studiów mieszkał i pracował w cukierni Starzyńskich, lecz po kilku latach musiał ze stolicy uciekać.

– Wybuchła wojna. Władze carskie zarządziły pobór do wojska. Aby nie dać się zwerbować, wrócił do Korzeniowa – mówi wnuk. Tu też nie usiedział spokojnie. Już w 1915 r. zapisał się do Polskiej Organizacji Wojskowej. Razem z nim służyli chłopcy z Drążgowa, Sobieszyna, Ułęża i Żabianki. Spotkania odbywały się raz w tygodniu pod wielkim dębem w Wólce Sobieszyńskiej. Peowiacy chodzili na zbiórki opłotkami, by nie dać się złapać Niemcom. Szkolenia z wojskowości prowadził Anglik polskiego pochodzenia.

 

Pocztówki dla naczelnika

Wraz z przygotowaniem do podjęcia walki Władysław zajął się kształceniem dzieci. Oczywiście o szkole mowy być nie mogło. Zajęcia były prowadzone w domach i tylko od października do kwietnia. – Dzieci przychodziły do domu dziadka. On uczył je pisać, czytać i liczyć. Opowiadał też o historii Polski sprzed zaborów. Wszystko mówił z głowy i z opowieści swoich dziadków. A lekcje pisał na drzwiach, bo tablicy nie było – opowiada wnuk.

Swoją pracę Władysław wykonywał nieodpłatnie. – Tylko czasem ktoś w geście wdzięczności przynosił dla jego matki mleko albo śmietanę – zdradza pan Wojciech. ...

Tomasz Kępka

Pozostało jeszcze 85% treści do przeczytania.

Posiadasz 0 żetonów
Potrzebujesz 1 żeton, aby odblokować ten artykuł