Z tęsknoty za Lisiowólką
Lisiowólka to wieś położona w gminie Wohyń w powiecie radzyńskim. Ta niewielka miejscowość, która liczy zaledwie kilkuset mieszkańców, doczekała się publikacji opowiadającej o ludziach, zwyczajach, obrzędach z pierwszej polowy XX w., a także wydarzeniach z czasów II wojny światowej. A wszystko za sprawą T. Pływacz, emerytowanej pracownicy banku, rodowitej mieszkanki Lisiowólki. - Choć wyjechałam z niej wiele lat temu - najpierw do liceum w Świdniku, potem na studia do Lublina, gdzie osiadłam blisko 40 lat temu - zawsze tęskniłam i tęsknię za moją rodzinną miejscowością. Można powiedzieć, że ta książka powstała z miłości i tęsknoty za Lisiowólką - mówi autorka, przyznając, że historią interesowała się od dziecka i już jako mała dziewczynka lubiła słuchać opowieści o tym, jak to dawniej bywało. Dzisiaj swoją pasją zaraża innych, np. opowiadając wnukom rodzinne anegdoty z przeszłości czy spotykając się z młodzieżą, której przybliża dzieje regionu.
Jak twierdzi, wciąż czuje niedosyt. – O swojej miejscowości, korzeniach i przodkach chciałabym wiedzieć jak najwięcej. Jednak zależy mi też, by tę historię przekazywać kolejnym pokoleniom. Poza tym jak coś mi w duszy gra, żadna siła nie może mnie zatrzymać – dodaje.
Zaczęło się od drzewa
Kilka lat temu T. Pływacz postanowiła opracować drzewo genealogiczne swojej rodziny, bo – jak uważa – powinniśmy wiedzieć, skąd pochodzimy, i pamiętać o swoich korzeniach. Udało jej się zebrać informacje o ponad 220 przodkach. – Pomyślałam wtedy, że mało o nich wiem, dlatego zaczęłam spotykać się z najstarszymi mieszkańcami Lisiowólki, by opowiedzieli mi, co pamiętają o moich krewnych. Okazało się, iż w zbiorach każdej rodziny jest mnóstwo starych zdjęć. Te, na których znajdowali się moi przodkowi, zeskanowałam. Było tego naprawdę sporo i pojawiła się myśl, że może warto byłoby zrobić album o Lisiowólce. Zaczęłam segregować fotografie tematycznie, np. prace na polu i w gospodarstwie, wolny czas, trendy ślubnej mody, dane pojazdy, dokumenty, prasa katolicka, II wojna światowa, co stworzyło podwaliny publikacji – opowiada T. Pływacz.
Podróż w czasie i przestrzeni
Przy okazji spotkań z mieszkańcami pani Teresa usłyszała wiele opowieści, które postanowiła ocalić od zapomnienia. I tak narodził się kolejny pomysł: by do fotografii dołączyć wspomnienia. – Wsłuchując się uważnie w to, co mówili moi rozmówcy, zaczęłam spisywać ich historie, a potem w bibliotekach i archiwach odkrywałam nieznane mi dotąd dzieje mojej miejscowości. To była magiczna podróż w czasie i przestrzeni – podkreśla.
Autorka przyznaje, że, przeglądając stare zdjęcia, zachwyciło i zaskoczyło ją m.in. to, iż do Lisiowólki docierały trendy ówczesnej mody miejskiej. – Zdaję sobie sprawę, że były to pozowane fotografie, do których ludzie zakładali najlepsze ubrania. Jednak pokazuje to, iż przykładali wagę do swojego wyglądu – mówi T. Pływacz.
Okazuje się, że mieszkańcy dbali także o rozwój duchowy, czego dowodem są zachowane numery prasy katolickiej, tomiki poezji, wiersze, kantyczki z kolędami z1919r. czy książeczka do nabożeństwa z 1887 r. – Zdecydowałam się je zaprezentować, by obalić mit, że na wsi ludzie zajmowali się tylko pracą fizyczną. Tymczasem kiedy tylko mogli, sięgali po lekturę. Czasami były gazety, a czasami książeczka do nabożeństwa stanowiąca prawdziwy skarb rodzinny, gdyż dzięki niej ludzie mogli uczyć się czytać – zwraca uwagę autorka.
W publikacji znalazły się też fotografie pokazujące, jak mieszkańcy Lisiowólki spędzali wolny czas. Kobiety np. zbierały się po domach na tzw. wieczorki, wyszywając makatki, fartuszki czy serwetki i opowiadając różne historie. Mężczyźni mieli swoje spotkania, podczas których np. grali w karty. Latem zaś wystarczył akordeon, by rozkręcić potańcówkę w sadzie.
– To wszystko wiem, dzięki wspomnieniom najstarszych mieszkańców. Choć kiedy zadawałam im pierwsze pytanie, twierdzili, że nic nie pamiętają. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie na fotografię, a pojawiał się błysk w oku i po chwili moi rozmówcy przenosili do czasów swoje młodości. Mogłabym ich słuchać bez końca – zapewnia pani Teresa.
Trudne wspomnienia
Wśród usłyszanych historii nie brakowało tych z czasów II wojny światowej, m.in. o krzyżu dwuramiennym. Postawiono go w 1942 r., kiedy Polskę dziesiątkowała epidemia tyfusu. Dotknęła ona także Lisiowólkę, gdzie każdego dnia odbywało się po kilka pogrzebów. – Ludzie wierzyli, że dzięki zanoszonym pod krzyżem modlitwom wyproszą ustanie zarazy. W miejsce, w którym stoi do dziś, zanieśli go na ramionach. Jeden z mieszkańców opowiadał, że jako dziecko nie mógł wraz z pozostałymi dźwigać drzewa, ale chciał choćby je dotknąć, by w ten sposób mieć udział w społecznej inicjatywie – opowiada T. Pływacz, podkreślając, iż historie wojenne szczególnie ją poruszyły. Zwłaszcza ta, gdy Niemcy w odwecie za pomoc rosyjskiemu jeńcowi, zabrali kilku młodych mężczyzn, z których wrócił tylko jeden. – Mój tata bardzo to przeżył, bo zginął wówczas jeden z jego kolegów – dodaje pani Teresa.
W albumie są też wspomnienia z czasów, gdy do Polski wkroczyli bolszewicy, którzy odznaczali się wyjątkowym bestialstwem. – Moja ciocia opowiadała, że zachowywali się jak dzicz. Rozpalali ogniska w domach, gwałcili młode dziewczyny, które musiały się ukrywać. Cała wieś żyła w strachu. Takie historie sprawiały, że jeszcze bardziej doceniłam to, że żyję w wolnym kraju – wspomina autorka, dodając, iż podróż w przeszłość uzmysłowiła jej, jak wielka siła drzemie w lokalnej wspólnoty, a takie wartości, jak lojalność, solidarność, pomoc drugiemu powinny być ponadczasowe. – Niestety, tak nie jest. Kiedyś ludzie byli sobie bliżsi, dzisiaj coraz częściej się izolują. Owszem, zdarzały się niesnaski, ale w Lisiowólce nie było zazdrości, zawiści, złości – twierdzi.
Lekcja szacunku do historii
T. Pływacz podkreśla, że praca nad publikacją była nie tylko przygodą życia, ale też lekcją – szacunku do historii i pokory wobec życia. – Choć przygotowanie albumu zajęło mi trzy lata, bardzo się cieszę, że powstał. Podczas spotkania promocyjnego, kiedy mieszkańcy oglądali zdjęcia i rozpoznawali swoich bliskich, na niejednej twarzy widziałam wzruszenie. To dla mnie największa nagroda. Wydaje mi się, że udało mi się rozbudzić ciekawość historyczną, zachęcić ludzi, by sięgnęli do rodzinnych archiwów, opowieści, wspomnień, by docenili doświadczenie życia starszych osób będących świadkami historii, a które przecież tak szybką odchodzą. O to właśnie mi chodziło – wyznaje T. Pływacz.
O AUTORCE
T. Pływacz z Semeniuków urodziła się 19 kwietnia 1950 r. w Radzyniu Podlaskim. Jej rodzice – Irena z Kaliszuków i Józef Semeniuk – pochodzili z Lisiowólki, gdzie posiadali własne gospodarstwo rolne i wychowali oraz wykształcili troje dzieci. Razem z siostrą i bratem wyniosła z domu rodzinnego szacunek do człowieka, pracowitość oraz dbałość o tradycje i obyczaje. Ukończyła Szkołę Podstawową w Lisiowólce, a następnie Liceum Ogólnokształcące w Świdniku. Po maturze studiowała prawo i administrację na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Zawodowo pracowała do emerytury w banku PKO BP w Lublinie. Przez kilka lat prowadziła zajęcia ze studentami w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie. Prywatnie jest żoną Edwarda, matką Beatki i Jacka, babcią czworga wnucząt: Martynki, Piotrka, Maćka i Tomka.
MD