Historia
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Polacy poczuli swoją siłę

Wydarzenia sierpnia 1980 r. uświadomiły Polakom, że wspólnie mogą więcej. To, co działo się na Wybrzeżu, szybko rozlało się na cały kraj.

Kiedy Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Polski w 1979 r. wypowiedział pamiętne słowa: „Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież. Wołam z całej głębi tego Tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”, nikt nie sądził, że tak szybko się ziszczą. Porozumienia sierpniowe 1980 r. podpisane w gdańskiej stoczni uruchomiły lawinę. Mirosław „Zbirek” Andrzejewski, znany rysownik, 30 sierpnia 1980 r. przez przypadek znalazł się w gdańskiej stoczni. W maju zdawał maturę, jednocześnie angażując się w tworzenie ruchu opozycyjnego w kraju. Nawiązał kontakt ze Stanisławem Karpikiem z Opola i rodziną Goławskich z Siedlec oraz Janem Mizikowskim. - Od Karpika dowiedziałem się, że w Gdańsku jest środowisko Ruchu Młodej Polski, które skupia młodzież i może warto coś takiego założyć w naszym regionie - wspomina. Nie było jednak tak prosto, bo nie istniały takie możliwości, jak dziś: żadnych telefonów, maili. - Dlatego czekaliśmy na najbliższą okazję do spotkania, czyli 8 maja 1980 r. Pod pretekstem imienin u S. Karpika w Opolu miał się odbyć zjazd.

Ale jakiś agent doniósł o tym do SB i nie doszedł on do skutku, zaś wszyscy, którzy się na niego wybierali, zostali zatrzymani. Część w drodze, niektórzy nawet nie zdążyli wyjść z domu…- dopowiada.

Właśnie wtedy pierwszy raz został zatrzymany przez milicję i zamknięty w areszcie. To nie powstrzymało go przed dalszymi działaniami. Kolejna okazja do spotkania z Aleksandrem Hallem, przywódcą Ruchu Młodej Polski, nadarzyła się w sierpniu 1980 r. Siedleccy działacze postanowili zebrać od miejscowych rolników żywność i zawieźć ją strajkującymi. – Poprosili mnie o pomoc w transporcie, oczywiście pojechałem – przyznaje M. Andrzejewski, dodając, że było ich trzech i każdy niósł po dwie kilkudziesięciokilogramowe torby. – Dotarliśmy do Gdańska 30 sierpnia rano. Oczywiście nie wiedzieliśmy, że następnego dnia odbędzie się historyczne podpisanie porozumień sierpniowych, bo na pewno byśmy tam zostali – przyznaje. W Gdańsku osiągnął swój cel, bo spotkał A. Halla, dostał zgodę na organizowanie Ruchu Młodej Polski na terenie Siedlec. Po powrocie do Siedlec zajął się działalnością opozycyjną, w której wielokrotnie spotykał się z działaczami związkowymi. – Nie miałem co prawda okazji sam brać udziału w tworzeniu NSZZ „Solidarność”, ale przyglądałem się rozmowom działaczy w biurze, z którego pozwalali nam, młodym, korzystać. Słuchaliśmy ich rozmów, razem organizowaliśmy niektóre uroczystości, a potem współdzieliliśmy cele podczas internowania w stanie wojennym. Niektóre przyjaźnie przetrwały do dziś – podkreśla.

 

Czekali na sygnał

A te po 31 sierpnia 1980 r. zaczęły powstawać jak przysłowiowe grzyby po deszczu. Strajki, które rozpoczęły się na Wybrzeżu, rozlały się na cały kraj, docierając także na Mazowsze i Podlasie. Krzysztof Tchórzewski, który był przewodniczącym siedleckiego oddziału Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”, w tamtym czasie pracował na kolei, będącej największym pracodawcą w regionie. – Grupa inicjatywna powstała bardzo szybko – wspomina K. Tchórzewski. – Liderem, niejako z automatu, został Tadeusz Radomyski, który nigdy nie krył swojej opozycyjnej postawy, za co zresztą był wielokrotnie szykanowany. We wrześniu już podpisywaliśmy deklaracje członkowskie w ramach komisji zakładowych węzła PKP – dodaje.

K. Tchórzewski początkowo był szeregowym członkiem związku, ponieważ jako kadra kierownicza nie mógł brać udziału w pracach komisji zakładowej. Jednak od początku wspierał ich działania i pomagał w kwestiach prawnych. Został wybrany delegatem na zjazd okręgowy, reprezentując Siedlce i Białą Podlaską. – Ciekawe jest to, że do NSZZ „Solidarność” zapisywali się nawet niektórzy członkowie partii – zdradza, zauważając, że powstanie prawdziwie niezależnych związków i to, co mogły wypracować, szybko zakończyło wprowadzenie stanu wojennego. – Sierpień 1980 r. był początkiem dialogu władzy z ludźmi, bo wcześniej związki zawodowe nie miały nic do powiedzenia. O wszystkim decydowała administracja z komitetem zakładowym PZPR. Co prawda od czasu do czasu organizowano posiedzenie związków zawodowych, ale na ogół szef związków musiał być wysokim rangą działaczem partyjnym i te reżimowe związki były tylko narzędziem. Natomiast po powstaniu NSZZ „Solidarność” rozpoczął się pełen dialog. Solidarność stała się rzeczywistym przedstawicielstwem pracowniczym – podsumowuje.

 

Wszystko wyrosło z wiary

Trzeba jednak wciąż przypominać, że nie byłoby Solidarności bez tamtej pamiętnej pielgrzymki Papieża Polaka, bez wsparcia Kościoła. – Mija 40 lat, gdy słowo „solidarność” przyłączyło się do takich, jak wolność, niepodległość, godność. Skupiało w sobie najbliższe sercu sprawy i niosło nadzieję. Nie potrzebowało przeciwnika czy wroga, by istnieć i rozwijać się. „Solidarność” zwracała się do wszystkich, a nie przeciwko komukolwiek i stawała się „polską sprawą” – dzieli się swoimi wspomnieniami ks. prałat Roman Wiszniewski, proboszcz parafii MB Nieustającej Pomocy w Radzyniu Podlaskim. – Mając w pamięci wydarzenia z lat 80 zeszłego wieku, nauczanie Jana Pawła II, doświadczenia innych i własne przemyślenia, można powiedzieć, że podstawą i źródłem solidarności było to, o co każdemu człowiekowi w życiu tak naprawdę chodzi. Gdy jest wiosna, chodzi o to, by w porę zaorać i zasiać, gdy jesień, by w porę zebrać, gdy pali się dom, by jak najwięcej uratować i pożar zagasić. Było głębokie przeświadczenie, że chodzi o zasadniczy porządek w życiu, w domu. W Polskim Domu. A to, co trzeba było zrobić, zespalało naród, jednoczyło go. Ta polska sprawa „solidarność” miała początek z kart i ducha Ewangelii, a kluczem do niej była wiara. Słowa „Musicie być mocni wiarą” stawały się światłem i kierunkiem działań. Z wiary wyrastała modlitwa i z wiary wyrastał czyn – podkreśla.


Najpierw związki, chwilę potem krzyże

 

PYTAMY ks. prałata Romana Wiszniewskiego, dziekana dekanatu radzyńskiego, proboszcza parafii pw. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Radzyniu Podlaskim

 

Jak wspomina Ksiądz sierpień 1980 r.?

 

Od 24 kwietnia 1980 do 18 sierpnia 1982 r. byłem wikariuszem w parafii św. Ludwika we Włodawie. Po sierpniu 1980 r. zaistniała wyjątkowa rzeczywistość. Dawało się odczuć serdeczność ludzi, ogromną życzliwość, wzrastającą pobożność i poczucie odpowiedzialności za ojczyznę. Taka była atmosfera tamtych dni. Naród potrzebował mocy ducha, poczucia jedności i Bożego błogosławieństwa. To, że „Pan da siłę swojemu ludowi”, było powszechnym przeświadczeniem i tej siły szukał w świątyni, przy ołtarzu i w wierności krzyżowi, bo „Tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem Polska jest Polską, a Polak Polakiem”.

 

Powstanie „Solidarności” pociągnęło za sobą nie tylko stworzenie związków zawodowych, ale też walkę o umieszczenie religijnych symboli w zakładach pracy…

 

Już w grudniu 1980 r. były prowadzone rozmowy przedstawicieli zakładów pracy z miejscowym duchowieństwem odnośnie zawieszenia krzyży w miejscu pracy. Ludzie, mocni wiarą i modlitwą, w kościele szukali bliskości Boga.

15 lutego 1981 r., przed rozpoczęciem Mszy św., zostały wypowiedziane takie słowa: „Przychodzimy do świątyni włodawskiej, aby prosić Boga o błogosławieństwo ojczyźnie i naszym rodzinom. Jesteśmy pracownikami Nadbużańskich Zakładów Garbarskich. Przychodzimy do Ciebie, Chryste, z krzyżem i z wiarą. Ta ziemia, na której żyjemy i na której pracujemy, jest nasiąknięta krwią obrońców ojczyzny i krzyża. Pragniemy, by krzyż Twojego Syna był w miejscu naszej pracy. Przez ręce kapłana pobłogosław nasze krzyże i otaczaj opieką ojczyznę, rodziny i miejsca naszego codziennego trudu”. Na zakończenie Eucharystii miejscowy proboszcz ks. kan. Edward Domański poświęcił krzyże. Delegaci wrócili autokarami do zakładu i śpiewając „Boże coś Polskę”, zanieśli je do stołówki. Następnego dnia pracownicy wszystkich wydziałów pobrali krzyże i przy hymnie „Boże coś Polskę” dokonali uroczystego zawieszenia.

 

Za nimi poszły kolejne zakłady pracy?

 

Tydzień później 22 krzyży poświęcono dla WSS Społem. Potem były Poczta Polska i Telekomunikacja. Gospodarka Komunalna, „Gracja”, Zakłady Mleczarskie. Przez szereg kolejnych niedziel odprawiano Msze św. w podobnych intencjach i poświęcano krzyże. Jak ludzie cenili sobie wspomniane uroczystości, świadczy choćby to, że przez kilka następnych lat zamawiali Mszę św. „w rocznicę zawieszenia krzyży”.

To było zwycięstwo ducha! Bez nienawiści, zemsty, a z krzyżem w ręku, modlitwą na ustach i miłością w sercu.

 

Obok obecności krzyży w przestrzeni publicznej powrócił również inny temat…

 

Równolegle, tylko z większymi przeżyciami, trwała walka dzieci i młodzieży o powrót krzyży i modlitwy do szkół. Atmosfera, jaką wytworzyli dorośli, udzieliła się dzieciom i młodzieży. Dopełnieniem były lekcje religii. Boży Duch coraz bardziej ogarniał serca młodego pokolenia. Wystarczyło być z dziećmi. Ukierunkować ich oczekiwania. Okazać szlachetne przykłady z historii ojczyzny i Kościoła. Zapewnić o modlitwie. A to rozpalone duchem młode pokolenie miało wsparcie w swoich rodzicach i wielu nauczycielach. Naprawdę wielu.

 

Dziękuję za rozmowę.

JAG