Rusz mózg!
Iluzoryczność „wykształconego” współcześnie społeczeństwa ukazuje się w pełni, gdy dostrzeże się zasadniczy brak - zapomnienie o krytycyzmie w przyjmowaniu twierdzeń i zwolnienie się z logicznego uzasadnienia. Zamiast poszukiwania prawdy staramy się po prostu być trendy. Powtarzamy nagłówki, a nie myślimy. Gromadzimy informacje, a nie wiemy. Krzyczymy, a nie polemizujemy. Drwimy z przeciwnika, a nie argumentujemy. Bawimy się słówkami, a nie poznajemy rzeczywistości. Większość prac naukowych na poziomie magisterskim jest tylko bibliograficznym zestawieniem cytatów, wśród których własnych badań „młodego naukowca” znaleźć nie można. Niestety, ta konstatacja tyczy się większości naszego społeczeństwa.
Wydarzenia z miasteczka Kenosha nad jeziorem Michigan, związane ze śmiercią 29-letniego Jacoba Blake’a, dosłownie rozpaliły ulice tego miasteczka. Płonące samochody, niszczone sklepy, bici ludzie tylko za obronę własnego dobytku lub za kolor skóry (biały, a nie czarny) – to przerażający widok. Kilka dni po zamieszkach można było zobaczyć na filmach publikowanych przez zwolenników ruchu BLM (czarnoskórej, marksistowsko inspirowanej wersji Ku Klux Klanu) istne polowania na białych na ulicach tego miasteczka. Nikt nie wspomina o drobnym fakcie, że ów zabity przez policję czarnoskóry mężczyzna był poszukiwany na podstawie listu gończego w związku z dokonanym gwałtem. W mediach opisywany jest jako niewinna ofiara, która chciała spokojnie wsiąść do samochodu i odjechać do swojego domu, w którym na kochającego ojca oczekiwały niewinne dziateczki. A prawda jest taka, że po prostu chciał uciec przed aresztowaniem. Scenariusz jest podobny do sprawy Georga Floyda. Krótko mówiąc: w proteście przeciwko działaniom policji, która egzekwowała prawo, zdziczały tłum spalił prawie całe centrum miasta i zniszczył dorobek pokoleń niewinnych zupełnie osób. Broniąc przestępcy, zlinczowano praworządnych obywateli. Ale na tym nie koniec. Bo przecież na tak medialnie ustawionych sprawach politycy żerują jak pchły na Burku. Do Kenoshy przybył znajdujący się w sondażowej fazie spadkowej kandydat demokratów na prezydenta Joe Biden, który wygłosił był tezę wręcz rewolucyjną, iż biali od zawsze kradli czarnym ich doskonałe pomysły, czego przykładem miało być to, że wynalazcą żarówki nie był biały Thomas Edison, lecz czarnoskóry Lewis Howard Latimer. Tu należy się czytelnikom ważna informacja: swój prototyp żarówki Edison opatentował w 1879 r., a później udoskonaloną wersję w 1880 r., zaś zasługą Latimera jest wstawienie nowego żarnika do tego wynalazku Edisona, co dawało dłuższą pracę żarówki. Latimer opatentował swoją wersję w 1881 r. Daty patentów mówią same za siebie. Przyjmując sposób argumentowania Joe Bidena, należałoby mówić, że to nie Edison wynalazł żarówkę, ale jakiś człowiek, który dokonał w niej modyfikacji, chociażby w XX w. Nie idzie jednak tutaj o fakty i logikę, ale o lizanie tylnej dolnej części ciała podpalaczy z Kenoshy.
Kopernik była kobietą
To nie jest już tylko zaklinanie rzeczywistości. Taki program „intelektualizacji” społeczeństw jest prostym wynikiem „rewolucji seksualnej” z 1968 r. To w czasie tamtych zamieszek francuska brać studencka żądała, siedząc w basenach, pomiędzy łykami drinka z palemką, by programem studiów nie była wiedza o świecie, ale realizacja potrzeb i fascynacji (najczęściej seksualnych) nauczanych. Chodziło o to, by nie tyle poznawać świat, ale by w ramach ekspresji własnej przestawiać osobistą wizję świata (urojonego). W takiej konstrukcji wszystko jest dopuszczalne. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Wystarczy tylko przyjrzeć się tzw. protestom ekologicznym. Ich uczestnicy w małej części w prywatnym życiu realizują zasady głoszonej przez siebie ochrony środowiska. Większość młodych ludzi bezpośrednio po wykrzyczeniu haseł o ocieplaniu klimatu i konieczności poszukiwania zielonej energii udaje się do klubów i kawiarni, gdzie odpoczywają przy dźwiękach elektronicznie napędzanej muzyki i w chłodzie klimatyzatorów. Ta nielogiczność ich nie frapuje, bo przecież tylko o ekspresję chodzi. Podobnie z krzykiem i zawodzeniem po stwierdzeniu, iż ruch LGBT (i 52 dalsze literki) jest ideologią. Cóż z tego, że pojawił się on całkiem niedawno, a homoseksualiści żyli od wieków. Dzisiaj dla większości odbiorców medialnej rzeczywistości każdy nieheteroseksualny osobnik musi należeć do LGBT. Przypomina to czasy, gdy wszystkich robotników na siłę wciskano w ramiona ruchu marksistowskiego, nawet jeśli nie chcieli. Przypadek polskiej Solidarności dopiero pokazał, że marksistowsko-leninowski ruch wcale nie jest obrońcą robotników i że partia robotnicza nie jest równoznaczna z całością robotników. Ale po co myśleć, skoro wystarczy wyjść na ulicę, pokrzyczeć do mikrofonów i kamer, poużywać sobie na policji i spalić kilka samochodów?
Kto stoi za dziczeniem społeczeństw?
Historia ponoć jest nauczycielką życia. Wystarczy sięgnąć do danych historycznych, by zobaczyć ciekawy obrazek. Otóż tym, który doprowadził do wyzwolenia czarnych mieszkańców USA był A. Lincoln z nominacji… republikańskiej. Od jego czasów, z drobnymi przerwami, aż do 1933 r. rządzili republikanie. W tym czasie czarni Amerykanie zgromadzili majątek osobisty w wysokości 700 mln dol. Posiadali ponad 40 tys. firm, 40 tys. kościołów i 938 tys. gospodarstw. Wskaźnik alfabetyzacji wzrósł z 5% do 70%. Ten trend zniszczyło dojście do władzy niejakiego Franklina Delano Roosevelta z nominacji demokratów. To reformy państwa wprowadzane przez niego i jego następcę Trumana zapoczątkowały upadek czarnoskórej ludności USA. Tylko o tym nikt nie mówi.
Ks. Jacek Świątek