Salonowy gawot
Zamieszanie wokół przesilenia w koalicji rządzącej znajduje się na pierwszych stronach gazet, paskach informacyjnych stacji telewizyjnych oraz we wszystkich „politycznych” rozmowach Polaków. Zasada: „Nieważne jak, byle głośno o nas” zdaje się wygrywać nawet ze zdrowym rozsądkiem. We wszystkich bowiem społeczeństwach zasada stagnacji sceny politycznej wydaje się najbardziej pożądaną i to nie przez polityków, ale przez samą społeczność. Po prostu każdy woli znane, choć może mało akceptowane reguły gry społecznej od zmienności i płynności w każdej sytuacji. Widać to było chociażby w przypadku Polski po stanie wojennym. Gros społeczeństwa, choć miała w tyle głowy marzenia o wolności, to jednak kojarzyła ją nie z wolnościami politycznymi, lecz z zachodnim dobrobytem. Dlatego wolało kombinować gospodarczo, a wychodzenie na ulicę zostawiało nielicznym. Fakt, że ideały wolnościowe przetrwały, zawdzięczamy tylko i wyłącznie tragicznym wydarzeniom, jak chociażby śmierć bł. ks. Jerzego Popiełuszki, a nie wyrobieniu świadomości politycznej czy też marzeniom milionów Polaków.
Być może smutna to, lecz realistyczna konstatacja. Dlatego uważam, że zamieszanie wokół konfliktu w łonie koalicji rządzącej, choć przybiera znamiona politycznego kociokwiku, jest zwykłą wpadką rządzących, którzy pozwolili, by opary politycznej kuchni zasmrodziły polską scenę polityczną.
Sztuka latania
Żyjemy (niestety) w epoce postmakiawelistycznej, w której wszystko, co dzieje się w przestrzeni publicznej, naznaczone jest walką o władzę i jej utrzymanie. Wspominanie dzisiaj o polityce jako rozumnej trosce o dobro wspólne jest wspominaniem przeszłości i to dodatkowo w języku zupełnie niezrozumiałym dla większości społeczeństwa. Jak wspomniałem wyżej, marzenia o stagnacji, w której można robić interesy, zdominowało nasze myślenie polityczne. W tej sytuacji rozumna troska oznacza co najwyżej utrwalenie i umocnienie status quo z dodatkiem możliwości wejścia na salony. Dopiero zabranie ludziom tej możliwości spowodować może gwałtowne przesilenie na scenie politycznej. Doskonale to widać było w ostatnich kampaniach wyborczych, w których wszystkie partie polityczne, łącznie z najbardziej liberalnymi, starały się przelicytować socjalne propozycje PiS. Jedynym argumentem obecnie rządzącej koalicji była domniemana jej wiarygodność w spełnianiu wyborczych obietnic. I właśnie ten element zadecydował o jej wygranej. Był on jednak na tyle słaby, że wyniki wyborcze różniły się o promile. Dlatego niezrozumiałym dla mnie był i jest fakt forsowania ustawy o dobrostanie zwierzęcym. Ustawy w sposób dramatyczny uderzającej nie w interesy polskiej wsi, ale w jej stagnację polityczną. Innymi słowy: nie rozumiem, dlaczego obecnie rządzący jednym podpisem chcą wywalić w przestrzeń kosmiczną to, co udało im się zdobyć na polskiej wsi? Co jest ważniejszego, bo przecież nie ideały w stylu haseł, iż naszą miarą człowieczeństwa jest stosunek do zwierząt. Ten lot może zakończyć się ostrym pikowaniem w dół, a wyhamować będzie dość trudno, biorąc pod uwagę problemy związane z pandemicznym lockdownem gospodarczym. Czyżby z orła zaczął się robić nielot?
Kotar miękki splot
Pozostaje oczywiście w odwodzie teoria o wewnętrznej kłótni w rodzinie i próbie sił w walce o schedę po prezesie na polskiej scenie politycznej. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że Jarosław Kaczyński osiąga już pewien wiek i rozwiązanie przejęcia jego kapitału politycznego staje się wśród polityków tej części sceny politycznej dość łakomym kąskiem. Walka pomiędzy Z. Ziobrą a M. Morawieckim od dłuższego czasu toczyła się w zaciszu gabinetów, co jakiś tylko czas dając o sobie znać w przestrzeni publicznej. Nie jest to jednak wystarczające uzasadnienie dla obserwowanego kryzysu politycznego, który zakończyć się może odsunięciem od władzy tychże ugrupowań na bardzo długi okres. Zresztą w samym PiS nie widać perspektyw na zmianę pokoleniową. Być może właśnie dlatego zwoływany jest obecnie kongres tejże partii, by prezes mógł przeforsować dołączenie do jej władz młodszego pokolenia, które mogłoby rozmawiać z politykami pozostałych partii koalicyjnych, gdzie młody wiek nie jest żadną nowością. W tym kontekście wspominanie o możliwości wejścia prezesa do rządu są czystą aberracją, tworzoną raczej w celu podkopania pozycji Morawieckiego, aniżeli w celu uzdrowienia sytuacji. Oznaczałoby to dla Kaczyńskiego krok w tył w podjętej próbie utrwalenia pozycji młodszego pokolenia w ramach partii. Przyjęcie jednak sformułowanej wyżej tezy oznaczałoby stwierdzenie, iż największym wrogiem podejmowanych przez Jarosława Kaczyńskiego działań jest leciwy aktyw jego własnej partii, dla którego utrzymanie się przy stołkach partyjnych za pomocą zdjęcia z prezesem jest najważniejsze. W tym przypadku PiS powtarza błąd SLD, co skończyło się marginalizacją tej partii i głupawymi zagrywkami L. Millera w stylu wystawiania M. Ogórek w wyborach prezydenckich. Tylko że powtarzająca się historia jest farsą.
Suchy przestwór oceanu
Nie wiem, jakie będą ustalenia koalicyjne po „rozmowach ostatniej szansy”. Piszę ten felieton w środowy poranek, gdy wszystko jeszcze nie jest jasne. Osobiście uważam, że polityczny spryt przeważy i koalicja ostoi się, ponieważ nikt nie jest zainteresowany trzęsieniem ziemi w stylu przedterminowych wyborów. Jednakże będą to ostatnie trzy lata rządów Zjednoczonej Prawicy w tym kształcie. Każdy pies liże rany z myślą o następnym ataku. Podobnie i w tym przypadku. Czy jednak będzie to dobre dla Polski?
Ks. Jacek Świątek