Rodzinne Muzeum Misyjne
Czy budowniczowie spichlerza, który 100 lat temu z okładem wzniesiony został na Polinowie w Łosicach, mogli przypuszczać, że po latach jego wnętrze kryć będzie skarby dosłownie nie z tej ziemi? Oczywiście nie. Tak jak współcześni właściciele jeszcze 20, 30 lat temu. Przetrwał Polinów, ocalał nadgryziony zębem czasu budynek, a na jego odrzwiach pięć lat temu zawisł szyld „Rodzinne Muzeum Misyjne”. Zdradza, że zbiory przekazane zostały przez zakonników pracujących na Wybrzeżu Kości Słoniowej i Burkina Faso: ks. Andrzeja Kobylińskiego, ks. Wojciecha Kobylińskiego oraz ks. Romana Woźnicę, klaretynów. J. Kobyliński nieodpłatnie prezentujący zgromadzone zbiory zainteresowanym przybyszom, stwierdza krótko: robię to w poczuciu misji społecznej. - Skoro jesteśmy rodziną z tradycjami misjonarskimi, a ich „dowody” udało się nam wyeksponować w ciekawy i godny sposób, czemu nie dzielić się nimi z osobami pragnącymi przynajmniej poczuć klimat Afryki. I nie opowiedzieć, co samemu nosi się w sercu - uzasadnia.
Od 31 lat na misjach na Czarnym Lądzie pracuje brat J. Kobylińskiego – o. Andrzej Kobyliński ze Zgromadzenia Ojców Misjonarzy Klaretynów. Posługę zaczynał w dystrykcie Abidżan na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Spędził tam blisko 20 lat, pozostawiając po sobie silną duszpastersko parafię i kościół pw. św. Jana Marii Vianeya wzniesiony jako wotum na wielki jubileusz chrześcijaństwa roku 2000, będący prawdziwą perełką architektury. Charakterystyczną fasadę tworzą dwie wieże w kształcie gigantycznych kłów słoniowych symbolizujących państwo, ale też piękno i siły przyrody. Kościół pobudował również na kolejnej placówce misyjnej w Bouaflè. Od 2016 r. posługuje w Burkina Faso, w mieście Koudougou. Klaretyn „do zadań specjalnych” także tutaj poradził sobie z formalnościami związanymi z rozpoczęciem budowy bazyliki, jednak obecnie sprawy skomplikowała pandemia.
W ślady wuja misjonarza poszedł syn Jacka – o. Wojciech Kobyliński CMF. Spędził pięć lat na Wybrzeżu Kości Słoniowej, w parafii Soubré. Do powrotu do kraju zmusiły go choroby: tyfus i malaria. Przez ostatnie cztery posługiwał jako duszpasterz akademicki we Wrocławiu. Od sierpnia br. pracuje w Truskawcu na Ukrainie.
Rodem z Czarnego Lądu
Już wcześniej w dawnym spichlerzu funkcjonowała tzw. polinowska izba ze zbiorem rodzinnych pamiątek. W 2015 r., po gruntownym remoncie budynku, powierzchnia, której nagle przybyło, wręcz prosiła się o to, by zagospodarować ją w ciekawy sposób. – Pomyśleliśmy wtedy o afrykańskich figurkach, batikach i innych przedmiotach, których na przestrzeni lat zebrało się sporo. Brat, który przyjeżdżał do Polski co trzy, dwa lata, a obecnie nawet częściej, zawsze przywoził jakieś upominki. Z pustymi rękami nie odwiedzał nas też nigdy syn. Poza tym dwukrotnie, w 2003 i 2005 r., gościliśmy grupę ewangelizacyjną Claret Gospel, która koncertowała w Polsce. Po odbytym tournee jej opiekun ks. R. Woźnica przekazał nam w dowód wdzięczności m.in. afrykańskie stroje – mówi J. Kobyliński.
Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, a rozproszone do tej pory pamiątki, zebrane razem stworzyły – jak się okazało – pokaźny, ciekawy zbiór. Większość z nich to wyroby z drewna, z czego część wykonana została z cennego drewna hebanowego. Kolekcja afrykańskich masek jest – jak przekonuje J. Kobyliński – jedną z większych w Polsce. Obejrzeć można kilka płaskorzeźb, jak też rzeźbionych figur. Na wystawie są również obrazki malowane na płótnie specjalną techniką – słynne batiki. Jest okazja, by przyjrzeć się sprzętom, którymi posługują się mieszkańcy rejonu Wybrzeża Kości Słoniowej i Burkina Faso, np. maczetom, czy instrumentom muzycznym, jak bębny. Ciekawość najmłodszych gości muzeum budzą – oczywiście – zabawki dzieci afrykańskich. Każdy z eksponatów ma swoją historię. Największą ciekawość budzą te związane z maskami – i nie bez powodu… Do ich wysłuchania – odsyłam jednak na Polinów.
Życie na misjach
– Opowiadam też dużo o samych misjach, o których wiedzę mam z pierwszej ręki. A odwiedzający chętnie słuchają, bo to przecież, jak mówią: „inny świat” – tłumaczy J. Kobyliński. – W obiegowym myśleniu główna rola misjonarza polega na nawracaniu ludzi, tymczasem realia pracy w kraju misyjnym są zupełnie inne. To prawda, że ludność tubylcza garnie się do Kościoła katolickiego – i są to tysiące osób – wiedząc, że w parafii można znaleźć różnorakie wsparcie. Z pomocą w katechizacji przychodzą duszpasterzom miejscowi katecheci. Na barkach misjonarzy spoczywa szereg zadań związanych z pracą parafii, podziałem pracy, organizacją itd. Poza tym jeżdżą do buszu, odwiedzając raz na kilka tygodni bardziej odległe części parafii, odprawiając nabożeństwa w kaplicach, udzielając sakramentów itp. Codzienna praca misjonarza jest więc o wiele bardziej prozaiczna, niż się ludziom wydaje – mówi J. Kobyliński. Unaocznienie jego słów odnaleźć można w kilkuminutowym filmie zrealizowanym przez Dominika Steckiego z Łosic, a „puszczonym” z projektora w ramach odwiedzin w muzeum. Zawiera m.in. wywiad z ks. A. Kobylińskim i oryginalne migawki wykonane w Afryce. Pokazuje życie misji katolickiej bez upiększeń, m.in. zarejestrowana została praca przy budowie kościoła w Bouaflè. I otwiera oczy, m.in. uświadamiając, w jak ubogich społecznościach pracują misjonarze, jak potworna susza dotyka te regiony, jak wielką nadzieją jest dla ich mieszkańców misja katolicka.
Ciekawie na Polinowie
Ekspozycja misyjna jest tylko jednym z elementów wizyty na Polinowie. – Wszystkich gości oprowadzam najpierw po terenie. Zaglądamy do „nawiedzonej krypty”, w której, jak głosi legenda, zamurowany przed laty miał być pewien ogrodnik. Odwiedzamy również piwnice, które w czasie wojny pełniły rolę lazaretu. Wchodzimy też na kopiec usypany na cześć mego dziadka Michała, który osiedlił się tutaj wraz z rodziną w 1906 r. – mówi o „kierunku zwiedzania” J. Kobyliński. Wisienką na torcie jest muzeum. Oprócz wystawy misyjnej jest tutaj także wystawa etnograficzna, prezentująca przedmioty i sprzęty należące do poprzednich pokoleń rodziny, oraz farmaceutyczna, przedstawiająca różnorakie utensylia aptekarskie. Bogata historia Polinowa jest tematem drugiego z filmów, do obejrzenia których zaproszeni są zwiedzający.
Kto odwiedza muzeum?
Najczęściej muzeum odwiedzają zorganizowane grupy dzieci i młodzieży. Zdarzają się też pojedyncze osoby bądź rodziny, które poszukując ciekawych miejsc do odwiedzenia podczas wakacji czy urlopu na Podlasiu, trafiają na stronę www.polinow.pl. A stąd droga prosta do odwiedzin tego zakątka Łosic, gdzie znajduje się również Rodzinne Muzeum Misyjne. Ponieważ o samym muzeum informacji na stronie Polinowa nie ma zbyt wielu, są mile zaskoczeni zetknięciem z kulturą Afryki – i nie tylko.
Muzeum gościło już wiele grupy przedszkolnych, uczniów szkół podstawowych i średnich, jak też uczestników zlotu szkół specjalnych z całego kraju. Pytań – niezależnie od wieku zwiedzających gości – jest zawsze bardzo dużo. Odwiedzające ekspozycję grupy dzieci bardzo chętnie korzystają z możliwości przymierzenia prawdziwego afrykańskiego stroju. Zdjęcie w takim przebraniu to – jak się okazuje – bezcenna pamiątka. W 2016 r. Polinów odwiedzili również uczestnicy Światowych Dni Młodzieży w Krakowie – młodzi Boliwijczycy wraz z opiekunami.
– U nas izba skromna, za to otoczenie ciekawe – śmieje się J. Kobyliński ze świadomością, że w Polsce funkcjonują muzea większe, bogatsze. Powodów do kompleksów jednak nie ma… Co więcej, grupy oprowadza z dumą, ubrany w kontusz szlachecki.
Odwiedzić Rodzinne Muzeum Misyjne w Łosicach można nieodpłatnie w terminie ustalonym z Jackiem Kobylińskim pod nr. tel. 669-233-334.
Monika Lipińska