Kultura
Źródło: ARCHIWUM
Źródło: ARCHIWUM

Podlasie mnie inspiruje

Rozmowa z Agnieszka Panasiuk, bialczanką, autorką sagi powieściowej „Na Podlasiu”.

Czytelnicy, których moja książka zainspiruje do odwiedzenia Podlasia, na pewno znajdą tutaj wiele z opisanego przeze mnie XIX wiecznego regionu. Będą to te same malownicze krajobrazy, dziewicze lasy czy nadbużańskie tereny. Wystarczy zjechać z głównej drogi i już przenosimy się w nieskażony świat z wszechogarniającą ciszą i spokojem. Część opisanych przeze mnie dworków czy innych budowli to już zabytki. W dobrym gospodarstwie agroturystycznym lub restauracji na pewno znajdą się regionalne potrawy. Porządne podlaskie wesele nie może obejść się bez sękacza czy korowaja, a Wigilia bez pierogów z kapustą i grzybami, barszczu czy kutii. Do dziś praktykuje się też zwyczaje dotyczące głównych świąt chrześcijańskich choćby śmigus-dyngus, malowanie pisanek, czy rozpoczęcie Wigilii kolędą - czyli wejściem głównego gospodarza domu z pękiem siana w dłoni i ułożeniem go pod biały obrus, a także zwyczaj wicia dożynkowych wieńców.

Akcja cyklu powieściowego – podobnie jak „Podróży serc”, pierwszej Pani książki – toczy się na Podlasiu. To chyba bardzo inspirujące miejsce dla Pani?

 

Tak, Podlasie mnie inspiruje. Walory tego regionu, takie jak historia, przeszłość, osoby zamieszkujące tu przed wiekami, bogactwo przyrodnicze i kulturalne, nie zostały jeszcze w pełni odkryte, docenione, zbadane. Moja wyobraźnia ma tutaj duże pole do popisu. Podlasie to moje miejsce na ziemi, mój dom, moja mała ojczyzna. Nie wyobrażam sobie mieszkać gdzie indziej.

 

W tle powieści mamy regionalne tradycje, potrawy. Czy takie Podlasie wciąż jeszcze mogą zobaczyć ci, którzy po lekturze Pani powieści zechcą je odwiedzić?

 

Czytelnicy, których moja książka zainspiruje do odwiedzenia Podlasia, na pewno znajdą tutaj wiele z opisanego przeze mnie XIX wiecznego regionu. Będą to te same malownicze krajobrazy, dziewicze lasy czy nadbużańskie tereny. Wystarczy zjechać z głównej drogi i już przenosimy się w nieskażony świat z wszechogarniającą ciszą i spokojem. Część opisanych przeze mnie dworków czy innych budowli to już zabytki. W dobrym gospodarstwie agroturystycznym lub restauracji na pewno znajdą się regionalne potrawy. Porządne podlaskie wesele nie może obejść się bez sękacza czy korowaja, a Wigilia bez pierogów z kapustą i grzybami, barszczu czy kutii. Do dziś praktykuje się też zwyczaje dotyczące głównych świąt chrześcijańskich choćby śmigus-dyngus, malowanie pisanek, czy rozpoczęcie Wigilii kolędą – czyli wejściem głównego gospodarza domu z pękiem siana w dłoni i ułożeniem go pod biały obrus, a także zwyczaj wicia dożynkowych wieńców.

 

Bohaterką pierwszego tomu, który ukazał się we wrześniu, jest Antonia. Kolejnych – zaplanowane na 2021 r. – Cecylia i Aleksandra. Dlaczego kobiety?

 

Jestem kobietą i jakoś nie wyobrażałam sobie, aby głównym bohaterem uczynić mężczyznę. Myślę, że kiedyś to nastąpi, ale jeszcze nie teraz. Kobiety jako XIX-wieczne bohaterki są niedocenione, a był to czas, kiedy rozwijała się ich świadomość. Chciały zdobywać wiedzę, czuć się niezależne, dbać o swoją przyszłość, zaczynały brać swój los w swoje ręce tak jak moja Antonia, Cecylia i Aleksandra.

 

Losy tych trzech kobiet wyznacza historia. Antonia Gillard – po tym jak wyszło na jaw, że uczyła potajemnie języka polskiego i wraz z ojcem pomagała powstańcom styczniowym – traci posadę nauczycieli na pensji w warszawie i zostaje guwernantką w domu rosyjskiego urzędnika w Białej…

 

Antonia pochodzi z inteligencji. Jej ojciec był lekarzem, ona sama nauczycielką. Jej ambicją jest zmienianie świata, pomoc osobom słabszym od niej, dlatego bierze los w swoje ręce i popada w rozpacz, gdy coś lub ktoś stanie na drodze do realizacji jej planów. Szybko się jednak podnosi i ponownie brnie do przodu. Jest po prostu przerażona, gdyż trafiła na głuchą, rusyfikowaną prowincję. Swój pobyt w Białej traktuje na początku jako zesłanie, ale w miarę upływu czasu, szczególnie po zmianie posady, poznaniu tutejszych mieszkańców, ich obyczajów, tradycji i pracy, jej zdanie o Podlasiu ulega zmianie i zakochuje się w tym miejscu, ale nie tylko w nim…

 

A jak ułożą się losy Cecylii i Aleksandry?

 

Równie ciekawie i burzliwie jak losy Antonii. Każda z moich bohaterek jest inna, ma inny charakter, wywodzi się z innej sfery. Cecylia to zwykła bialska mieszczanka, na owe czasy stara panna, nieśmiała i zamknięta w sobie. Spadek otrzymany po bliskich wymusza na niej otwarcie się na rodzinne miasto i mieszkających w nim ludzi. Wyjście do świata diametralnie zmieni ją i jej monotonne życie.

Za to Aleksandra wywodzi się z ziemiaństwa, ale wykonuje oryginalny i dwuznaczny w tych czasach zawód aktorki. Postanowiła nigdy do Białej nie wracać, ale choroba zmusza ją do ukrycia się tutaj przed oczami wścibskich dziennikarzy. Ten nieprzewidziany pobyt wymusza na niej zakończenie dawno pozostawionych tu spraw, łagodzi jej wybuchowy temperament i przynosi zmiany.

 

Wraz z Antonią poznajemy też Białą. Jakie miasto zastała w 1869 r., kiedy przybyła do niego ze stolicy?

 

W tym czasie Biała zwana też Książęcą lub Radziwiłłowską stanowi siedzibę powiatu, co wiąże się z rozbudowanym aparatem urzędów carskich i garnizonów różnych formacji wojskowych. Przemysłu prawie tu nie ma, miasto ma charakter rolniczy, funkcjonują drobne warsztaty. Oświatę reprezentuje jedynie siedmioklasowe Gimnazjum o korzeniach sięgających XVII-wiecznej Akademii Bialskiej i ministerialne, nieobowiązkowe szkoły elementarne. O obcowaniu z kulturą wysoką, np. teatry, koncerty, nie ma co marzyć. W tym momencie jedynym atutem Białej jest posiadanie połączenia kolejowego z Warszawą i jego rozbudowa w stronę Brześcia i dalej. Zaczynają docierać tu przemysłowcy tacy jak Hersz Ber Raabe czy Rudolf Tiber. Miejsca, o których wspominam w książce, można znaleźć na planie dzisiejszej Białej Podlaskiej. Brakuje tylko bryły głównej pałacu Radziwiłłów, ale oficyny, wieża, brama wjazdowa i cały park z wałami zostały pięknie zrewitalizowane, tak jak okolice ochronki Sióstr Miłosierdzia stanowiące obecnie siedzibę Caritas. Rzeka Krzna nie płynie też już przez centrum czterema odnogami, została uregulowana. Moja przyjaciółka, która czytała rękopis „Na Podlasiu – Antonia” w czasach, gdy był przeznaczony do szuflady, stwierdziła, że po przeczytaniu go inaczej patrzy na nasze miasto.

 

Na kartach książki pojawiają się autentyczni mieszkańcy Białej. Jak ich Pani znajdowała?

 

Zabrzmi to może dziwnie, ale na cmentarzu. Zawsze lubiłam odwiedzać bialską nekropolię przy ul. Janowskiej. Czasami skracałam sobie drogę z pracy do centrum miasta, przechodząc tamtędy, i mogłam dokładnie przyjrzeć się najstarszym nagrobkom, wzmiankom o spoczywających w nich osobach. W drugiej połowie XIX w. na porządny nagrobek stać było niewielu, dlatego najczęściej z tego okresu spotykałam mogiły lekarzy, urzędników, nauczycieli, ziemian. Później szukałam informacji w literaturze naukowej w dziale regionalnym Miejskiej Biblioteki Publicznej w Białej Podlaskiej. Nie było tego dużo, więc prawdę historyczną zmieszałam z fikcją literacką. Autentyczni mieszkańcy Białej z opisanego przeze mnie okresu, tacy jak doktor Dalecki, doktor Hebda, aptekarz Teodor Ostrowski i jego żona, rodzina nauczyciela Stefana Dolińskiego, radca Karol Huzarski, garncarze czy ziemianie, to postaci epizodyczne. Uzyskane przeze mnie informacje historyczne na ich temat są dość skromne i skąpe, dlatego ich charaktery powstały w mojej wyobraźni.

 

Czy podczas pracy nad książką odkryła Pani jakąś historyczną ciekawostkę, która była dla Pani zaskoczeniem?

 

Chyba każda informacja dotycząca mojego miasta i południowego Podlasia, której nie znałam, była dla mnie czymś nowym, ciekawym. Tak było w przypadku odkrycia, że w miejscu obecnej ul. Reymonta płynęła rzeka zasilająca fosę zamkową, a obecny kościół św. Antoniego po likwidacji zakonu reformatów zmieniono na cerkiew dla carskich urzędników.

 

Dziękuję za rozmowę.

MD