Polska stąd nie odeszła
Połowę swego życia spędził Ksiądz w parafii w Ostrogu na Ukrainie, którą wymarzył Ksiądz sobie jako miejsce kapłańskiej posługi. Czy po niemal 30 latach na Wschodzie czuje się Ksiądz „człowiekiem stąd”?
Na Ukrainie spędziłem więcej niż połowę życia. Gdy przed laty zgłosiłem ówczesnemu metropolicie lwowskiemu śp. kardynałowi (wówczas arcybiskupowi) Marianowi Jaworskiemu chęć pracy w archidiecezji lwowskiej, nie wiedziałem wówczas, że trafię na Wołyń. Tuż przed święceniami prezbiteratu w katedrze na Wawelu ks. Marian Buczek powiedział mi: „będziesz wikarym w Równem” na Wołyniu. Szybko szukałem w pamięci, gdzie znajduje się to Równe - „Aha, to koło Zdołbunowa”. Dwa lata wcześniej przejeżdżałem pociągiem przez Zdołbunów w drodze ze Lwowa do Wilna i z powrotem. Na tej węzłowej stacji kolejarze przetaczali lokomotywę i pociąg miał dwudziestominutowy postój... Tak czuję się „człowiekiem stąd”. Czuję się - jestem Polakiem z Wołynia. Czuję się Ukraińcem w znaczeniu przynależności państwowej i Polakiem, przynależę do tego narodu. Ostróg, gdzie mieszkam i pracuję od ponad 28 lat, znajduje się w sercu Wołynia.
Kiedyś Ostróg był w centrum I Rzeczypospolitej. Polska stąd nie odeszła do końca, została w ludziach. Mogę, podobnie jak Jan Matkowski, powiedzieć o sobie, że jestem Ukraińcem z polskimi korzeniami lub – jak kto woli – Polakiem z ukraińskimi korzeniami. Nie istnieje dla mnie, chociaż fizycznie ona jest, granica polsko-ukraińska.
Kto dla Księdza był – i pozostaje nadal – wzorem życia kapłańskiego i duszpasterskiego?
Gdy odbywałem formację w Wyższym Seminarium Duchownym Archidiecezji Krakowskiej, wzorem życia kapłańskiego i duszpasterskiego byli dla mnie bł. ks. Jerzy Popiełuszko i ks. Michał Stanisław Głowacki „Świętopełk”, wikariusz mojej rodzinnej parafii poronińskiej, autor pierwszego literackiego zapisu w języku polskim legendy o śpiących rycerzach i jeden z organizatorów nieudanego Powstania Chochołowskiego. Właśnie temu drugiemu kapłanowi poświęciłem swoją pracę magisterską i dzięki temu mogłem dokładnie poznać jego biografię, posługę i twórczość. Moim marzeniem było należne upamiętnienie tej zapomnianej postaci, co dzięki staraniom śp. ks. Franciszka Juchasa i kolegi ze szkolnej ławki Roberta Chowańca zostało uczynione.
Dzień przed wyjazdem do pracy na Wołyniu s. Helena Irena Hadzewicz ofiarowała mi biografię sługi Bożego o. Serafina Kaszuby pióra o. Hieronima Warachima „Włóczęga Boży”. I tak zaczęła się moja praca w tych parafiach, w których ofiarnie pracował nasz kandydat na ołtarze: w Równem, w Ostrogu i Zdołbunowie. Z czasem „na polecenie” Jana Kierznowskiego zająłem się bł. ks. Władysławem Bukowińskim. W 2001 r. postulowałem wszczęcie jego procesu beatyfikacyjnego i sformułowałem pięć postulatów, które opatrznościowo zostały wykonane i zrealizowane przez różne osoby. Byłem członkiem komisji historycznej tego procesu. Była to – jest nadal – moja życiowa przygoda. Aktualnie, po wydaniu przedwojennej publicystyki bł. ks. W. Bukowińskiego, w najbliższym czasie ukażą się notatki i zapiski z lat 1930-1938.
W ostatnim czasie bardzo zainteresowałem się dwoma innymi kapłanami z diecezji łuckiej – ks. Bronisławem Drzepeckim i ks. Zygmuntem Chmielnickim. Chcemy w ramach Biblioteki „Wołania z Wołynia” wydać publicystykę ks. Z. Chmielnickiego, męczennika z Gross-Rosen.
Jak wygląda obecnie sytuacja katolików – „zmartwychwstałego Kościoła” – na Ukrainie? Co udało się osiągnąć, wypracować na przestrzeni trzech ostatnich dekad? Co z mieniem Kościoła katolickiego?
Kościół na Ukrainie rzeczywiście zmartwychwstał i – można powiedzieć – okrzepł w swoich strukturach. Teraz potrzebuje rozwoju. W odróżnieniu od Kościołów Prawosławnego i protestanckich w zasadzie nie wychodzi poza miasta i miasteczka. Rzadkością są czynne kościoły na wioskach. Wielki wpływ na jego sytuację ma trudna kondycja państwa ukraińskiego. Na kondycji tutejszego Kościoła katolickiego odbija się także demografia i emigracja. Nadal w wielu miejscach nieuporządkowane są sprawy własnościowe naszego Kościoła.
Od początku pracy w mieście nad Horyniem postawił Ksiądz na pielęgnowanie śladów polskości i kultury polskiej. Jedną z form jest wydawany od 25 lat dwumiesięcznik „Wołanie z Wołynia”. Na czym obecnie zależy Księdzu najbardziej?
Zależy mi na tym, by to dzieło było kontynuowane. Na bazie Biblioteki im. Stefana Kowalowa chciałbym stworzyć Centrum Bł. ks. Władysława Bukowińskiego, które by łączyło miejsce spotkań z biblioteką, salą wykładową i galerią sztuki. Można to nazwać marzycielstwem, ale pewne kroki w tym kierunku już czynimy. Bardzo proszę o modlitwę i wsparcie. Za dotychczasową pomoc serdecznie dziękuję wszystkim, którzy mi pomagają już trzecią dekadę. Bez Waszego wsparcia nawet sama egzystencja i trwanie na tej placówce nie byłoby możliwe.
A co najbardziej boli, gdy obserwuje Ksiądz zmieniającą się nieustannie sytuację tutejszego społeczeństwa?
Boli mnie niejednokrotnie pewna obojętność tych, którym powinno by najbardziej zależeć zarówno na zachowaniu śladów i resztek obecności narodu polskiego na ziemi wołyńskiej, jak i na rozwoju duchowego wkładu tegoż narodu w kulturę. Również Kościół, odkrywając swą misyjność, nieraz zapomina o tych, dzięki którym przetrwał na tych terenach.
Sytuacja jest obecnie taka, że wielu osobom zależy najbardziej na tym, żeby uzyskać Kartę Polaka i jak najszybciej stąd wyjechać. Niektóre czynniki w Polsce – niestety, takie odnoszę wrażenie – w stosunku do nas i innych obywateli Ukrainy stosują zasadę drenażu mózgów i traktują nas jako źródło tańszej siły roboczej. Przepraszam za te bolesne słowa; bardzo mi przykro, ale to prawda.
W latach 1926-1950 biskupem diecezji łuckiej był wywodzący się ze Stoczka Łukowskiego w diecezji siedleckiej ks. Adolf Piotr Szelążek. 4 września 2016 r. w Toruniu został zakończony etap diecezjalny procesu beatyfikacyjnego tego więźnia NKWD, męczennika, wygnańca. Czy pamięć o nim żyje na Wołyniu?
Pamięć o nim przetrwała i jest pielęgnowana. Dbają o to siostry ze Zgromadzenia Sióstr św. Teresy od Dzieciątka Jezus, które założył sługa Boży. Bardzo zależało na tym również biskupowi Marcjanowi Trofimiakowi i tak samo czyni jego następca – biskup Witalis Skomarowski. Oczywiście czyni to także „Wołanie z Wołynia”.
Osobiście uczestniczyłem zarówno w uroczystości rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego sługi Bożego w Toruniu, jak i w zakończeniu. Będąc w Toruniu, za każdym razem odwiedzam nie tylko kościół pw. św. Jakuba Apostoła, czyli świątynię, gdzie spoczywają doczesne szczątki bp. P.A. Szelążka, ale również groby kilkunastu księży diecezji łuckiej pochowanych na tutejszym cmentarzu parafialnym. Amatorski teatr z Łucka gościł w Polsce z przedstawieniem nt. Biskupa Wygnańca zatytułowanym „Kto we łzach sieje”. Cieszymy się, że szkoła podstawowa w Lubiczu Dolnym k. Torunia nosi imię oddanego współpracownika biskupa A.P. Szelążka – bł. ks. Władysława Bukowińskiego. Sursum corda!
Bóg zapłać za rozmowę.
W gronie laureatów pierwszej edycji Nagrody Instytutu Pamięci Narodowej „Semper Fidelis” znalazło się pismo religijno-społeczne „Wołanie z Wołynia” ukazujące się na terenie diecezji łuckiej na Ukrainie. 22 października 2019. jego redaktor ks. Witold Józef Kowalów odebrał z rąk prezesa IPN Jarosława Szarka statuetkę przyznaną za zachowanie pamięci o Kresach Wschodnich.
„Wołanie z Wołynia” ukazuje się od 1994 r. Inicjatorem i redaktorem naczelnym jest ks. J.W. Kowalów. Pismo wydawane jest po polsku i ukraińsku. Szczegółowe informacje o „Wołaniu z Wołynia”, jak też o tym, czym żyją Polacy na Wołyniu można znaleźć na stronie: www.wolaniecom.parafia.info.pl.
Ks. W. J. Kowalów był wielokrotnie nagradzany za swoją działalność, w tym wydawniczą. W 2015 r. odznaczony został Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej.
LI