Dramaty pozorne i tragedia realna
W podobną strategię wpisuje się list części polskich samorządowców, którzy zaproponowali władzom unijnym rozważenie „wariantu norweskiego”, polegającego na omijaniu władz centralnych przy przekazywaniu dotacji unijnych. Tak, jak w przypadku funduszy norweskich, zastosowano kryterium podziału polskich samorządów na te, które przyjęły Samorządową Kartę Rodziny, i te, które ją odrzuciły, tak również i w tym przypadku miałoby obowiązywać kryterium pochodzenia władz z odpowiednich kręgów politycznych polskiej sceny politycznej. Cóż, biada więc tym wyborcom, którzy śmieli powierzyć losy swoich gmin, powiatów i województw ludziom związanym z obecnie rządzącymi.
Zwieńczeniem jednak tej tragifarsy było symboliczne rwanie szat po decyzji polskiego koncernu paliwowego o odkupieniu 100% akcji spółki wydającej gros prasy lokalnej z rąk niemieckiego właściciela. Z jednej strony padały oskarżenia o „zdradę” ze strony Angeli Merkel, z drugiej zaś dramatyczne wyznania pewnej pacynkarki, iż oto w Polsce dochodzi do władzy hitleryzm. Rozdwojenie jaźni jak na dłoni, gdyż z połączenia tych wypowiedzi wynika, iż brak interwencji Niemiec w naszym kraju jest postawą jak najbardziej faszystowską. Niestety, rytualne darcie szat przez polską opozycję oraz część publicystów i dziennikarzy miast doprowadzić do opamiętania polskich wyborców i opinii międzynarodowej, okazało się zwykłym striptizem ujawniającym cokolwiek obleśną nagość intelektualną. Lecz w każdym spektaklu scenicznym ważna jest nie tylko gra aktorów na scenie, lecz również tło stanowiące zaplecze rozgrywającego się dramatu.
Widzieć dalej i głębiej
Po reakcjach na groźbę weta ze strony Warszawy i Budapesztu oraz deklaracjach coraz większej ilości państw, iż próba rozegrania na kanwie finansowych negocjacji możliwości interwencji zewnętrznej w poszczególnych krajach członkowskich, jasno można dzisiaj stwierdzić, że zasadnicza linia sporu unijnego rozgrywa się wokół elementów tożsamościowych i wewnętrznych spójności poszczególnych państw europejskich. Co ciekawe, takie dylematy nie dotyczą głównych graczy unijnej sceny, gdyż same Niemcy głosem swojego trybunału oświadczyły, iż dla nich prawo unijne jest wiążące dopiero po… jego zgodności z wewnętrznym prawem niemieckim. Ten malutki element wskazuje, że w gruncie rzeczy idzie o zabezpieczenie interesów takich państw jak Niemcy. Jasnym więc wydaje się, że dla nas właściwą postawą winno być bronienie interesów własnych. Tymczasem opozycja, głosami swoich europosłów, wyraźnie oświadczyła, że nie jest od obrony polskiej racji, ale jej celem jest… bronienie interesów Unii Europejskiej. Przepraszam bardzo, ale można to jednoznacznie odczytać, iż nie są oni zainteresowani polskimi dążeniami, lecz raczej wciśnięciem Polski w wyznaczone jej kanony europejskie. I w tym właśnie momencie pojawia się zasadnicze rozumienie tożsamości narodowej. Tym, co wykorzystywane jest do neutralizacji polskiego stanowiska na arenie unijnej, są batalie kulturowe. Gracze międzynarodowi już dawno stwierdzili, że prawdziwy podbój poszczególnych krajów może dokonać się tylko po przetrąceniu kręgosłupa tożsamościowego. Tak, jak wcześniej pisał nasz wieszcz: „Niczym Sybir, niczym knuty i cielesnych tortur król! Lecz narodu duch otruty to dopiero bólów ból!”.
Kamień na kamieniu
Walka wydana polskiej tożsamości wkracza w decydującą fazę. Wystąpienia związane z decyzją Trybunału Konstytucyjnego, fizyczna wręcz próba rozprawienia się z Kościołem katolickim, atak na rodzinę, próby neutralizacji polskiego prawa pod względem wartości chrześcijańskich, narodowych i tożsamościowych – to składające się coraz bardziej w całość elementy tejże batalii. Wykorzystanie sytuacji epidemicznej, która ze swej natury prowadzi do rozerwania więzi społecznych, zastąpionych obecnie korzystaniem z pośredników telewizyjnych i internetowych, jest cynicznym sposobem opanowania umysłów odbiorców tworzącym swoisty matrix. Wielość kulturowa związana z podkreślaniem własnej tożsamości jest po prostu zawadą do wytworzenia sytuacji, w której hodowla homo sapiens będzie możliwa. Ponad 60 lat temu E. Voegelin pisał, że w celu gospodarczego i ideologicznego opanowania świata konieczne jest stworzenie kilku zaledwie organizmów państwowych na całym świecie, których obywatele nie będą mieli żadnego wykształcenia humanistycznego (czytaj: historia, filozofia etc.), a jedyną ich edukacją będzie umiejętność używania języka panów, obsługa maszyn i spełnianie własnych zachcianek natury cielesnej. Nie sposób nie zauważyć, że tocząca się obecnie wojna posiada właśnie ten wymiar. I widać również wyraźnie, iż na tej wojnie jeńców się nie bierze. Biorąc pod uwagę chociażby dzisiejszy atak na Kościół, można bez trudu zauważyć, że nie idzie tylko o oczyszczenie go z grzechów związanych z pedofilią, lecz raczej o jego wewnętrzną strukturę i zewnętrzne usytuowanie w ramach społeczności państwowej. I na tym raczej się nie skończy. Jak w przypadku Żydów nie wystarczyło postawienie posągu zwanego ohydą spustoszenia w świątyni. Szło bowiem o całkowite jej zniszczenie, by nie pozostał kamień na kamieniu.
Idzie o życie
Wielu zapewne wydaje się, iż dziejące się w Polsce wydarzenia są tylko kolejnym przesileniem politycznym. Nic bardziej mylnego. Podnoszące się co jakiś czas głosy, że po zmianie władzy w naszym kraju dojdzie do zasadniczego i całkowitego rozprawienia się z „demonami przeszłości”, wskazują jednoznacznie, że idzie o dekonstrukcję polskiej tożsamości. Europeizmy, ekologizmy, genderyzmy i inne ideologie stanowić będą narzędzia służące sprawnemu przeprowadzeniu tej operacji. Temu trzeba się przeciwstawić jasno i zdecydowanie. I to już teraz. Bo inaczej „zostanie po nas złom żelazny i głuchy drwiący śmiech pokoleń…”.
Ks. Jacek Świątek