A mury runą…
Jan Maria Vianney „reformę” Kościoła zaczął bardzo prosto: usunął pajęczyny z konfesjonału, zajął w nim miejsce i zaprosił swoich parafian do sakramentu pokuty. Na początku przyszło ich niewielu. Spoglądali na swojego nowego proboszcza z dystansem - trochę jak na dziwaka, rzecznika utopii, która dawno upadła. A potem zaczęły ustawiać się długie kolejki!... Biografowie piszą, że święty proboszcz z Ars przez całe swoje życie wyspowiadał ponad 300 tys. ludzi. Wielu z nich przyjechało z daleka. Spowiedź uratowała im życie, pomogła odnaleźć zagubioną nadzieję - przez kratki konfesjonału mogli odkryć miłość Boga i piękno Kościoła. Tak samo „ratowali” Kościół św. o. Pio, o. Dolindo Ruotolo. W ten sam sposób swoje życie oddało na chwałę Panu wielu kapłanów, znanych i nieznanych z imienia i nazwiska.
Nie zrobili kariery w Kościele, nie nagrodzono ich godnościami, bo też nie były im do niczego potrzebne. Tysiące godzin spędzonych w konfesjonale, pokorne życie otulone świadomością wybrania przez Jezusa, zaszczyt wypowiadania w Jego imieniu: „Odpuszczam tobie grzechy… Idź i nie grzesz więcej… Jesteś święty! Jesteś Bożym dzieckiem, nie zmarnuj tego wielkiego daru!” sprawiły, że do Jezusa garnęły się tłumy. Nie trzeba było bilbordów, wielkich słów.
Spowiedź, która prowadzi do Eucharystii – do pełni Spotkania, otwierać będzie po wsze czasy nieprzebrany skarbiec Bożych łask.
W blasku Bożego miłosierdzia
Niesamowite, jak bardzo tajemnica Bożego miłosierdzia zrośnięta jest z tajemnicą Kościoła. Tam, gdzie konfesjonały zarastają pajęczynami, gdzie zanikło poczucie grzechu i gdzie Boże miłosierdzie przestało być komukolwiek potrzebne, zwykle też w niedługim czasie świątynie pustoszeją. Bóg staje się enigmatycznym wyobrażeniem, metaforą, energią. ...
Ks. Paweł Siedlanowski