Słomiany ogień
Taki pożar, do jakiego doszło 30 listopada ub. roku w powiecie łosickim, nie zdarza się często. Zapaliła się słoma w belach składowanych w Chotyczach. Pożar został ugaszony dopiero dziewiątego dnia akcji ratowniczo-gaśniczej. - Takiego pożaru nie można porównać do żadnego innego. Jego specyfika - najprościej mówiąc - polega na paleniu się bel od środka, w związku z czym samo użycie środka gaśniczego, wody, nic nie daje, gdyż źródło ognia znajduję się głęboko. Poza działaniami związanymi z gaszeniem pożaru oraz kontrolowanym procesem spalania słomy, równolegle trzeba było rozgarniać i uprzątać już palącą się słomę - mówi oficer prasowy łosickiej PSP bryg. Mariusz Lisiecki. - W zdarzeniach, których akcja nie jest długotrwała, zwykle od początku do końca biorą udział ci sami strażacy. Tutaj - podobnie jak przy powodzi czy pożarze lasu - zmieniają się w związku z długością czasu akcji i rozwojem wypadków - wyjaśnia.
W gaszenie pożaru zaangażowane były w systemie naprzemiennym 233 zastępy Ochotniczej Straży Pożarnej i Państwowej Straży Pożarnej – łącznie ok. 500 strażaków. Na miejscu były jednostki z całego powiatu łosickiego oraz wytypowane jednostki wchodzące w skład plutonów ratowniczych z powiatów siedleckiego, mińskiego, sokołowskiego, węgrowskiego. W działania zaangażowane również były pompy wysokiej wydajności z Warszawy, Pionek i Ostrołęki. Na miejsce pożaru przybył zastępca mazowieckiego komendanta wojewódzkiego PSP st. bryg Artur Gonera wraz z grupą operacyjną.
Błąd w sztuce
– Ten pożar, który oczywiście pociągnął za sobą ogromne straty, powinien być przestrogą tak dla rolników, jak i przedsiębiorców, m.in. właścicieli pieczarkarni, gdzie słoma wykorzystywana jest jako ściółka. Składowana słoma powinna być dobrze wysuszona. Należy pilnować, by nie zawierała dodatków trawy, która naraża ją na zwiększoną wilgotność. Druga ważna kwestia to wielkość strefy składowania takich bel. Wynosi ona 1 tys. m² bądź 5 tys. m³. Jeżeli powierzchnia składowania materiału jest mniejsza, szybciej można dostać się do samego źródła pożaru, rozwożąc okalające je bele, ugasić zarzewie i co za tym idzie – ograniczyć straty. Można to tez zrobić znacznie mniejszymi siłami, niż użyte w tej akcji – mówi M. Lisiecki.
W Chotyczach na potrzeby działań zadysponowano od właściciela zakładu 12 ładowarek oraz ciągniki z przyczepami. Dopóki było to możliwe, wywoziły one nieobjęte ogniem bele słomy z płonącej sterty. Szczęście w nieszczęściu, że zajęła się tylko ta jedna sterta. Strażacy nie dopuścili do przeniesienia się ognia na pozostałe. Według szacunków łosickiej straży mniej więcej połowę słomy udało się uratować z palącej sterty.
Suche fakty
Według wstępnych ustaleń przyczyną pożaru było samozapalenie bel.
– Samozapłon siana lub słomy najczęściej występuje w następstwie procesu fermentacyjnego – bakterie biorące udział w fermentacji wytwarzają ciepło, w skutek czego temperatura suchego siana tak się podnosi, że może się ono zapalić. Jeśli siano lub słoma ma zbyt mało suchej masy, samozapłon następuje szybciej, dlatego bardzo ważne jest wietrzenie i przerzucanie siana lub słomy w celu osuszenia go – wyjaśnia oficer bryg. M. Lisiecki. Jak dodaje, samozapłon składowanych materiałów łatwopalnych może być efektem osiągnięcia wysokiej temperatury w naturalnych procesach, np. w wyniku fermentacji wilgotnego siana w stogu, trocin lub szmat nasączonych palną cieczą np. olejem.
Właściwie wysuszyć
Zdaniem rzecznika łosickiej PSP do samozapłonów dochodzi współcześnie rzadziej niż dawniej. Jak mówi, rolnicy indywidualni, zwożąc słomę lub siano do stodół czy na sterty, z reguły pilnują, żeby słoma była odpowiedniej jakości, tzn. porządnie wysuszona. Niektórzy jednak mogą nie przywiązywać takiej wagi do stanu jej wilgotności. Oczywiście jeżeli rok jest bardzo mokry, deszczowy, nawet w gospodarstwach indywidualnych może się zdarzyć zwiezienie nie do końca wysuszonych bel. Ryzyko samozapłonu słomy czy siana wzrasta proporcjonalnie do poziomu jej wilgotności. Gorące słoneczne lato daje większą gwarancję, że materiał będzie właściwie wysuszony. Z drugiej strony, niestety, większość rolników nie ma odpowiednich narzędzi, żeby zbadać wilgotność albo temperaturę słomy.
LI