Dokończony życiorys ppor. Wiktora Kaczora
Po prawie 80 latach od śmierci Wiktora Kaczora, wywodzącego się ze Zgórznicy pod Stoczkiem Łukowskim, światło dzienne ujrzała książka będąca rekonstrukcją jego niezwykłych losów. W jaki sposób do rodziny docierały informacje o ostatnich latach jego życia?
W 1984 r. mój tata Zygmunt sporządził broszurę o życiu swojego ukochanego stryja zatytułowaną „Niedokończony życiorys”. Był to czas, kiedy rodzina miała jeszcze nadzieję, że Wiktor, otaczany zawsze podziwem, żyje i uda się go odnaleźć. Światło na drugi etap jego życia rzuciła dopiero książka „Zapiski konspiratora 1939-1945” autorstwa płk. Aleksandra Klotza, szefa wywiadu na Ukrainie. Książka ta została wydana w 2001 r. przez prof. Grzegorza Mazura z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dowiedzieliśmy się z niej, że w ostatnich latach życia Wiktor był szpiegiem przebranym za niemieckiego dentystę i pracował w Kremieńczugu na Ukrainie.
Po prawie 80 latach od śmierci Wiktora Kaczora, wywodzącego się ze Zgórznicy pod Stoczkiem Łukowskim, światło dzienne ujrzała książka będąca rekonstrukcją jego niezwykłych losów. W jaki sposób do rodziny docierały informacje o ostatnich latach jego życia?
W 1984 r. mój tata Zygmunt sporządził broszurę o życiu swojego ukochanego stryja zatytułowaną „Niedokończony życiorys”. Był to czas, kiedy rodzina miała jeszcze nadzieję, że Wiktor, otaczany zawsze podziwem, żyje i uda się go odnaleźć. Światło na drugi etap jego życia rzuciła dopiero książka „Zapiski konspiratora 1939-1945” autorstwa płk. Aleksandra Klotza, szefa wywiadu na Ukrainie. Książka ta została wydana w 2001 r. przez prof. Grzegorza Mazura z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dowiedzieliśmy się z niej, że w ostatnich latach życia Wiktor był szpiegiem przebranym za niemieckiego dentystę i pracował w Kremieńczugu na Ukrainie.
Kiedy podjęła Pani decyzję o opracowaniu biografii?
Po śmierci taty w 2012 r. w moje ręce trafiło całe archiwum dotyczące Wiktora, w tym niedokończony plan książki. Poczułam się wtedy odpowiedzialna za spełnienie pragnienia ojca i odtworzenie losów Wiktora, ale w najśmielszych snach nie spodziewałam się, że sama podejmę się takiego zadania. Zaczęłam od uporządkowania dokumentów z myślą o tym, by znaleźć kogoś, kto mógłby podjąć się opracowania tego życiorysu. Chętnych jednak nie znalazłam. Owszem, dla rodziny i mieszkańców Zgórznicy Wiktor był bohaterem, ale dla historyka? Najwyraźniej zbyt mało było osiągnięć w życiorysie chłopskiego syna, chociaż ukończył on szkołę oficerską, wziął udział w bitwie o Warszawę w 1939 r., działał w konspiracji w okolicach Stoczka i w wieku 28 lat zginął rozstrzelany w Kijowie jako agent.
Za radą jednego z historyków z Instytutu Pamięci Narodowej postanowiłam wyselekcjonować ze zbioru taty te dokumenty, które są nie do zakwestionowania. Okazało się jednak, że dokumentów potwierdzających udział Wiktora w polskim wywiadzie na Ukrainie i pracę w niemieckiej armii praktycznie nie mam – żaden agent wywiadu nie podpisuje przecież umowy… Zdałam sobie sprawę, że nie wiem, co w tej biografii powinnam zamieścić, co uznałby za godne uwagi historyk. Wielkiego wsparcia w ukierunkowaniu mojej pracy udzielił mi prof. Grzegorz Mazur, gdy tylko poprosiłam go o pomoc w odnalezieniu miejsca, w którym byli przetrzymywani więźniowie z siatki kijowskiej w 1942 r. Zaczęłam też pasjami czytać literaturę wspomnieniową z tego okresu, jak listy, pamiętniki, co urealniło pewne informacje o W. Kaczorze.
Co na etapie docierania do informacji stricte historycznych, niejako „dowodowych”, okazało się największym wyzwaniem?
Utrzymanie motywacji. Np. przez wiele miesięcy przeglądałam w warszawskim Archiwum Akt Nowych „Mikrofilmy Aleksandryjskie”, czyli skopiowane przez aliantów dokumenty niemieckie. Bez skutku. Byłam bliska rozpaczy: „Niczego nie znajdę” – alarmowałam profesora Mazura. On podtrzymywał mnie na duchu, mówiąc: „A jak pani znajdzie?”. Pewnego dnia natrafiłam na raporty z inspekcji przeprowadzanych przez generała Votha, szefa służby zdrowia, a zarazem zwierzchnika Wiktora.
Kiedy natomiast poszukiwałam wspomnień w rodzinie i w Zgórznicy, okazywało się, że tego chłopaka, który zdołał się wyrwać przed wojną ze wsi, otacza pewien kult, jednak nie idzie to w parze ze znajomością konkretów. Wprawdzie ludzie przez lata powtarzali, że był „cholernie zdolny i przystojny”, cytowali pewne anegdoty, ale jednocześnie niewiele o nim wiedzieli. I jak z takich skrawków wspomnień skleić portret człowieka?
Zanim skreśliła Pani pierwsze zdanie, była podróż do Kijowa w poszukiwaniu śladów ppor. Wiktora Kaczora ps. Witek, Skowron, Gawron, działającego tam jako Rudolf Schultz.
Tak. Zdecydowałam, że dokończę „Niedokończony życiorys” taty i po czterech latach poszukiwań nowych informacji zaczęłam od końca, tj. od zrobienia mentalnej mapy drugiego etapu życia Wiktora. W 2017 r. wyruszyłam do Kijowa, żeby dotknąć ścian, w których po likwidacji siatki był więziony ok. 1,5 roku, i złożyć kwiaty w miejscu jego stracenia. Była to najprawdopodobniej twierdza kijowska. Ponieważ tata zdobył kopie dokumentów z procesu Abwehry dotyczącego siatki polskiej w Kijowie, mogłam zidentyfikować miejsca, gdzie mieszkał Wiktor i jego koledzy. Protokoły zeznań pozwoliły mi uświadomić sobie, jak siatka funkcjonowała.
W styczniu 2018 r. zaczęłam pisać powieść. Celem było odtworzenie losów człowieka, który nie ma własnego grobu, o którym nie można nawet powiedzieć, w jakim dniu umarł. Uznałam, że informacje i fakty, jakich nazbierałam już naprawdę dużo, uczynię szkieletem powieści. Żeby postać „żyła”, wypełnię go scenami, które oddadzą, jaki Wiktor był naprawdę. Jako pierwszy napisałam rozdział opowiadający o płaszczu Wiktora. Chronologicznie jest on rozdziałem ostatnim. Powstał na podstawie rozmowy z ciocią Franią, nagraną przez najmłodszego brata taty. Rozdział ten opisuje scenę przyjścia Wiesi, konspiracyjnej żony Wiktora, do jego rodzinnego domu po płaszcz. Ten płaszcz, który chciałyby zachować na pamiątkę obydwie bliskie mu kobiety, oddawał symbolicznie pustkę, jaka została po Wiktorze.
Czy pisząc, zastanawiała się Pani, co w największym stopniu ukształtowało Wiktora wywodzącego się z domu „Pod Panie Święty”, jak mówiło się o domostwie Kaczorów w Zgórznicy?
Z całą pewnością ojciec, który był peowiakiem i angażował się społecznie jako ławnik w sądzie pokoju. Wielkim autorytetem był także Stanisław Wielgosek, dyrektor szkoły w Stoczku Łukowskim. Wiktor należał do pokolenia naznaczonego ideą służby dla ojczyzny. Dodatkowo zahartowała go decyzja o przerwaniu nauki w siedleckim liceum. Taką decyzję po śmierci ojca musiał podjąć najstarszy z rodzeństwa Jan. W szkole wojskowej Wiktor zyskał natomiast bezkompromisowość. Postanowiłam, że każdą osobę, którą napotkam na jego drodze, dokładnie „prześwietlę”. Okazało się, że jego wykładowcy, np. płk Jan Stefan Kotowicz, a także koledzy z wojska to ludzie, którzy ginęli później w Katyniu, Charkowie, byli prześladowani przez bezpiekę itd. Dlatego ich nazwiska zamieściłam w przypisach. Zakochałam się w nich bez pamięci. Podobnie w przyjaciołach Wiktora z siatki kijowskiej. Kiedy poznałam ich życiorysy, Wiktor stał się jednym z wielu bohaterów. Pomyślałam: a może ich bliscy też szukają śladów? Od momentu opracowania zawartości notesów Wiktora z lat 1939-41 zaczęłam pisać już nie tylko dla niego.
Czy postać bohatera trzeba było przypomnieć mieszkańcom Zgórznicy?
Po roku 1945 r. w Zgórznicy pozostał tylko brat Wiktora – Józef Kaczor. Dopóki żył, pamięć o Wiktorze i konspiracji była silna, ale nie została utrwalona. Trzeba to złożyć na karb ustroju politycznego – w PRL o takich sprawach nie mówiło się ani nie pisało. Komitety obchodów świąt patriotycznych zawiązywały się później, kiedy ludzie pamiętający czasy wojny zaczęli odchodzić. W gminie Stoczek Łukowski jest natomiast wielu miłośników historii, którzy czują się spadkobiercami pamięci o bitwie 14 lutego 1831 r. i poczuwają się do pielęgnowania tradycji. W 2015 r. za sprawą Hanny Stosio i wójta Marka Czuba w Gminnej Bibliotece Publicznej w Starych Kobiałkach odbyło się spotkanie w 100-lecie urodzin W. Kaczora. Zmobilizowało mnie ono do uporządkowania faktów z jego życia, które przedstawiłam wówczas po raz pierwszy. W 2018 r. wygłosiłam rozbudowany referat o jego życiu podczas konferencji naukowo-promocyjnej „Drogi do niepodległości”. Pamięć o W. Kaczorze dzięki wielu życzliwym osobom została już więc przywrócona. Służy temu również strona wiktorkaczor.lukow.pl, gdzie można znaleźć informacje o nim, o książce, a także nawiązać kontakt ze mną. Muszę dodać, że wyjazd do Stoczka, gdzie ludzie są serdeczni, otwarci i nieanonimowi, był i jest dla mnie zawsze jak łyk świeżego powietrza.
Czego nauczyła się Pani w trakcie pracy?
Moja książka jest próbą rekonstrukcji losów jednego człowieka, także pewnej epoki. Uświadomiłam sobie, jak wiele determinacji, benedyktyńskiej pracy i uporu wymagają rzetelne badania historyczne. Natomiast pisząc, nieustannie myślałam o Zgórznicy, o języku, jakim tutaj rozmawiano, relacjach rodzinnych. Starałam się oddać koloryt polskiej wsi. Miałam też przed oczami odchodzące już pokolenie osób wywodzących się ze Zgórznicy, a pamiętające Wiktora, w tym moje ciocie i wujków. Kuzynka Ewa ze Zgórznicy po przeczytaniu powieści powiedziała mi, że książka ta jest jak złożenie Wiktora do grobu. Że zamyka żałobę trwającą wiele dziesiątków lat. I jest to dla mnie najlepsza recenzja.
Dziękuję za rozmowę.
Monika Lipińska