Józefie… nie bój się!
To wyjątkowa odpowiedź na fatimskie wezwanie Matki Bożej do wynagradzania za grzechy, które najbardziej ranią Jej Niepokalane Serce. Polega ona na złożeniu przyrzeczenia i podjęciu dziewięciomiesięcznej modlitwy. Mogą jej towarzyszyć również inne praktyki, np. post za nienarodzone dziecko, którego życie jest zagrożone aborcją. Dzieło duchowej adopcji leczy rany spowodowane grzechem aborcji, pomaga podnieść się rodzicom po stracie dziecka. Duchowa adopcja uczy też systematycznej modlitwy, umacnia wiarę, jest świadectwem dla innych, a także może być motywacją do praktykowania wspólnej modlitwy w rodzinie. W Roku św. Józefa postanowiliśmy szczególną uwagę poświęcić mężczyznom, ich roli w życiu dziecka od momentu poczęcia oraz wpływowi na kondycję kobiety w momencie podejmowania decyzji o przyjęciu daru nowego życia. Stąd tegoroczne hasło towarzyszące obchodom Dnia Świętości Życia w Siedlcach: „Józefie… nie bój się!”.
Nawiązuje ono do wezwania, jakie Bóg skierował do zatroskanego o los Maryi Józefa. Naszą intencją jest zainspirowanie mężczyzn, by u opiekuna Jezusa szukali orędownictwa do podejmowania wysiłków o ochronę życia.
Myśląc o czasie oczekiwania na dziecko i dalszym jego wychowywaniu, za głównego i niezbędnego opiekuna uznaje się matkę. Rola ojca często jest pomijana, a zadania mężczyzny sprowadzane do trudu utrzymania odpowiedniego zaplecza materialnego. Coraz częściej zwraca się jednak uwagę na znaczenie ojcostwa w procesie wychowania dziecka. Przebywanie z rodziną, sprawowanie opieki, czynny udział w dorastaniu dziecka mężczyźni zaczynają odczytywać jako powołanie. (…)
Niezastąpiona obecność
Pojawienie się informacji o poczęciu całkowicie zmienia życie mężczyzny. Musi on przewartościować swoje plany i zmienić porządek funkcjonowania. Lęk, jaki może zrodzić się w mężczyźnie w czasie oczekiwania na potomstwo, związany jest z niepewnością, czy poradzi sobie z opieką i pielęgnacją noworodka, czy będzie potrafił nawiązać z nim relację, czy udźwignie odpowiedzialność za utrzymanie rodziny. Pierwsze miesiące są szczególnie trudne, ponieważ ojcu ciężko jest w krótkim czasie poczuć realną więź z dzieckiem. Nie jest on tak bardzo związany – fizycznie i emocjonalnie – z dzieckiem jak matka. Trudności w nawiązaniu więzi emocjonalnej oraz uświadomienie, że dziecko realnie istnieje, ustają stopniowo wraz z jego rozwojem. Towarzyszenie żonie podczas wizyt lekarskich, oglądanie zdjęć z badań USG, słuchanie bicia serca może być tu niezwykle pomocne. (…) Wsparcie, pomoc oraz spokój, jaki żona może uzyskać od męża w czasie, gdy jej organizm w całości służy dziecku, jest niezastąpiony. Kobieta mająca oparcie w mężu czuje się lepiej przygotowana do macierzyństwa. (…)
Dołącz!
Nie bądźmy obojętni na sprawy dotyczące życia. Jako katolicy mamy obowiązek stawać w jego obronie. Dotyczy to przede wszystkim troski o najbardziej kruche i niewinne istnienie, które nie jest w stanie samo się obronić. Nie każdy z nas ma możliwość udzielenia pomocy materialnej, realnego odciążenia młodych rodziców. Każdy natomiast może udzielić pomocy duchowej poprzez dar modlitwy, która czasem zdziałać może więcej niż dobra materialne. Szczególnie dziś, gdy w kwestii obrony życia rozgrywa się wojna ideologiczna, zawalczmy miłością, której jedynym źródłem jest Bóg. Oszczędźmy ostrych słów i zawierzmy Zbawicielowi to, z czym nie potrafimy sobie poradzić sami. W Roku św. Józefa, oprócz włączenia się w Dzieło Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego, obrońcy życia zapraszają do modlitwy, która rozpocznie się już 19 marca, we wspomnienie św. Józefa. Szczegółowe informacje i gotowe teksty rozważań można znaleźć na stronie www.zazyciem.pro-life.pl.
EWELINA KORDACZUK
DIAKONIA ŻYCIA RUCHU ŚWIATŁO-ŻYCIE
Świadectwo
W czwartym miesiącu ciąży dowiedziałam się o wadach letalnych u mojego synka. Wszystkie dotychczasowe plany i marzenia legły w gruzach, kolejnych pięć miesięcy życia ze świadomością o istnieniu w moim łonie umierającego dziecka były pełne lęku, a nawet rozpaczy. Ból i strach były ogromne, w tym stanie trudno myśleć racjonalnie. Pocieszenie i wsparcie, które otrzymywałam od ludzi, wcale mi nie pomagało, a raczej drażniło. Do dzisiaj pamiętam negatywne emocje, gdy ktoś mówił: „nie martw się, a może urodzi się zdrowe”. Mój mąż był obok, wspierał i pomagał, jak umiał, chociaż w tamtym czasie każde z nas przeżywało to inaczej. Do dzisiaj nie wiem, jak wielka była to dla niego trauma. W latach 1997/98 nie było słychać o organizacjach wspierających rodziców z podobnymi problemami; moje leczenie i obserwacja ciąży, a także poród odbywały się wśród ciąż zdrowych – leżałam w kolejnych szpitalach obok kobiet, które czekały na pomyślne rozwiązanie. Pomimo bólu i ogromnego zagubienia, wiedziałam, jak należy postąpić. Może wynikało to z wiary, którą otrzymałam od rodziców i babci. Pomimo bólu nie pytałam „dlaczego ja?”, nie pamiętam, czy i jak się modliłam. Dzisiaj zadaję sobie pytania, skąd miałam siłę, kto kierował moimi decyzjami.
Dzisiaj, gdy tyle hałasu wokół tematu aborcji, kiedy mówi się, że zmuszanie do rodzenia śmiertelnie chorych dzieci to zmuszanie do heroizmu – ja kieruję do swojego serca dziesiątki znaków zapytania. Jakiś wewnętrzny głos podpowiada mi, że urodzenie Adasia, pomimo ogromnego cierpienia i strachu, to nie był mój heroizm, to nie była moja zasługa. A może było właśnie tak, że Adaś był objęty dziełem duchowej adopcji? Mogło tak być.
Dzisiaj, 23 lata po tych wydarzeniach, dziękuję Bogu za moich rodziców, za męża, który pomimo lęku i zagubienia trwał wtedy przy mnie, przeżywając to po swojemu, za wiarę i miłość, za modlitewne wsparcie. W tamtym czasie nie doceniałam go, ale wówczas było ono kluczowe.
NN