Historia
Źródło: XDK
Źródło: XDK

Gorycz przepełnia nasze serca

W przedostatnim dniu kwietnia 1904 r. do Rzymu przybyła delegacja unitów, aby przedstawić papieżowi obraz cierpień katolików na Podlasiu i Chełmszczyźnie. 54-osobowa grupa pątników niosła ze sobą księgę zawierającą 65 tys. podpisów potwierdzających prześladowania unitów przez władze carskie.

Likwidacja Kościoła unickiego prowadzona przez władze rosyjskie prowadzona była od 1772 do 1875 r., a okres po powstaniu styczniowym był ostatnim jej etapem. Do lat 60 XIX w. unitów starano się oddzielić od rzymskich katolików, na mocy ukazu carskiego traktując jako osobne wyznanie. Prześladowania unitów dokonywały się według opracowanego w Petersburgu założenia: z cerkwi unickich usuwano to, co było związane z liturgią łacińską, czyli organy, konfesjonały, monstrancje, dzwonki itp. Urzędnicy carscy namawiali, aby unici dobrowolnie przyjęli prawosławie. Potem stosowano groźby i nakładano bardzo wysokie kontrybucje, wreszcie - więziono lub zsyłano ich na Sybir. Unici byli gotowi poświęcić wiele w obronie katolickiej wiary, nawet przelać krew. W związku z prześladowaniami unitów powstał plan zorganizowania pielgrzymki do Rzymu, której uczestnicy pragnęli powiadomić papieża o rosyjskich represjach.

Organizatorem było Towarzystwo Opieki nad Unitami – tajna organizacja polityczno-religijna założona w Warszawie w 1903 r., której celem była obrona unitów na Podlasiu i Chełmszczyźnie przed prześladowaniami religijnymi ze strony władz rosyjskich. Do czołowych działaczy towarzystwa na obszarze guberni siedleckiej należeli: Zenobiusz Borkowski z Brześcia, Wiktor Walewski z Białej Podlaskiej, Władysław Rytel z Siedlec oraz Andrzej i Józefat Błyskosz – unici z powiatu włodawskiego.

54-osobowa pielgrzymka unitów wyruszyła do Rzymu w przedostatnim dniu kwietnia. W drogę udali się m.in. Jan Cybulski, Piotr Maziejuk, Aleksy Kikłowicz i Bolesław Struś z pow. bialskiego, Stefan Lewczuk z pow. radzyńskiego, Andrzej Błyskosz i Maksym Kossyk z pow. włodawskiego. Kierownikami poszczególnych grup byli rzymskokatolicy: działacze niepodległościowi, członkowie Ligi Narodowej lub Towarzystwa Opieki nad Unitami, jak czytamy w artykule Ludwika Kowieskiego – nota bene którego dziadek Andrzej Kowieski był członkiem Ligi Narodowej – pt. „Pielgrzymka mariańska rzymskokatolików i unitów podlaskich do Rzymu 25 kwietnia – 11 maja 1904 r.”. W tekście zamieszczonym w „Nadbużańskich Sławatyczach” z 2004 r. znajdujemy informację, że unici z Podlasia, podzieleni początkowo na kilka mniejszych grup, podróżowali prawdopodobnie „pociągiem z Parczewa do Lublina, następnie do Kraśnika, a stamtąd pieszo do Borowa nad Wisłą i Sanną (ok. 30 km)”. Nielegalne przekroczenie tzw. zielonej granicy przygotował członek Ligi Narodowej Stanisław Moskalewski – pielgrzymi przekroczyli granicę rosyjsko-austriacką na bagnach, w dorzeczu rzeki Sanny w pow. kraśnickim. „Kiedy uczestnicy wyprawy znaleźli się w zaborze austriackim, ksiądz z Przemyśla wręczył pielgrzymom paszporty i bilety na pociąg do Rzymu” – zanotował L. Kowieski.

Zachowała się relacja z wizyty delegacji unitów w Watykanie i audiencji u Piusa X, który powiedział, że pamięta o polskich grekokatolikach i modli się za nich, i udzielił apostolskiego błogosławieństwa. W Archiwum Watykańskim, w Affari Ecclesiastici Straordinario, pod sygnaturą Polonia 1904 pos. 9, zachował się – o czym pisze pracownik lubelskiego IPN dr Mariusz Radosław Sawa w publikacji „Petycja z pielgrzymki unitów do papieża w 1904 roku” – drukowany tekst petycji w języku włoskim, z cytatami biblijnymi po łacinie. W liście unici proszą Piusa X o pokrzepiające słowo, modlitewne wsparcie, a także podniesienie na duchu księży pełniących wśród nich posługę. Czytamy tam m.in.: „Gorycz przepełnia nasze serca, a zniechęcenie zatruwa nasze dusze, kiedy myślimy o naszym odrzuceniu i opuszczeniu, w którym jesteśmy pozostawieni przez cały świat i wystawieni na gniew ryczącego lwa. Wydaje nam się, że jedynie cud byłby w stanie nas uratować. Przybywamy do Ciebie, Wikariuszu Boży, z pokorną modlitwą o cud. Nie o cud materialny, ani też doczesną chwilową pomoc, ale o cud Słowa. Dodaj nam otuchy swoim słowem, pociesz modlitwą, umocnij nas błogosławieństwem. Rozpal żarem kapłanów będących na Twoje skinienie, daj nam pasterza, który pod osłoną tajemnicy mógłby rozbudzić w nas żar i podtrzymać nas na duchu; rozwiąż więzy, którymi prześladowca pęta nasze dusze”.

 

Pochowany w Orchówku

Pielgrzymka spowodowała interwencję dyplomatyczną Watykanu w Petersburgu; w 1905 r. car Mikołaj II wydał tzw. ukaz tolerancyjny, który pozwalał unitom na przejście do obrządku rzymskokatolickiego.

Jeden z obrońców Kościoła greckokatolickiego M. Kossyk podjął wówczas starania, aby w Orchówku rozbłysnął kult Chrystusa i Matki Bożej, czczonej tam jako Matka Boża Pocieszenia. W 1918 r. świątynia została przywrócona Kościołowi katolickiemu, ale Kossyk nie doczekał powrotu obrazu Maryi. Zmarł 12 kwietnia 1925 r. i zgodnie ze swoim życzeniem został pochowany przy kościele. 2 lipca 2017 r. w Orchówku odbył się jego ponowny pochówek. Ciało Maksyma zostało przeniesione z grobu na placu przy kościele św. Jana Jałmużnika do sarkofagu wewnątrz świątyni. W trakcie uroczystości, w kazaniu podczas Mszy, ówczesny przeor klasztoru ojców paulinów we Włodawie o. Dariusz Cichor przypomniał działania M. Kossyka, który organizował życie religijne po zniesieniu parafii unickiej. – Starał się o umożliwienie kontaktów z księżmi, o udostępnienie możliwości celebracji Mszy św., posługi sakramentalnej, którą sprawowali tutaj księża potajemnie przyjeżdżający z zaboru austriackiego. Katechizował miejscową ludność, podtrzymywał wszystkich w wierze, kolportował literaturę religijną. Według świadectw jego córki, późniejszej siostry zakonnej Józefy, michalitki, co roku pielgrzymował na Jasną Górę. Stamtąd też przynosił literaturę religijną, po to, by zachęcać swoich pobratymców do wytrwania w wierze. Kolportował różańce, święte obrazki. W czasie jednej z rewizji znaleziono u niego portret papieża, który zarekwirowano, bo przestępstwem było przyznanie się do jedności ze Stolicą Apostolską człowieka, który był oficjalnie wciągnięty do Cerkwi prawosławnej – mówił o. D. Cichor.

Szczątki tego duchowego przywódcy miejscowej ludności dziś spoczywają w sarkofagu w orchowskiej świątyni, a skwer imienia M. Kossyka znajduje się naprzeciw kościoła. – Kiedy oprowadzamy pielgrzymów po sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia, mówimy o M. Kossyku, który podjął pielgrzymkę do Rzymu i został przyjęty na audiencji przez Ojca Świętego Piusa X, zapewniając go, że unici nadal trwają w jedności z całym Kościołem katolickim – mówi gwardian klasztoru oo. kapucynów, proboszcz parafii i kustosz sanktuarium o. Jacek Romanek. – Dla turystów i pielgrzymów przygotowano także tablice informacyjne, które znajdują się przed wjazdem na teren kościoła św. Jana Jałmużnika.

 

Nie wrócił z pielgrzymki

Z pielgrzymki do Rzymu nie powrócił Andrzej Błyskosz ze wsi Dołhobrody, który zmarł wskutek wielkiego wzruszenia, jakiego doznał po spotkaniu z Ojcem Świętym. W Rzymie też został pochowany. – Przyczyną śmierci mogło być również przeziębienie, którego nabawił się w czasie przekraczania granicy – mówi ks. Dariusz Karbowiak, proboszcz parafii Podwyższenia Krzyża Św. w Dołhobrodach. – Źródła podają, że Błyskosz przebywał kilka dni w szpitalu w Rzymie, gdzie też zakończył życie. Został pochowany na cmentarzu św. Wawrzyńca Męczennika w pobliżu bazyliki św. Piotra. Słowa proboszcza potwierdza w swoim artykule L. Kowieski, notując, że kiedy u Błyskosza stwierdzono zapalenie płuc, „został natychmiast umieszczony w szpitalu bonifratrów na wyspie św. Bartłomieja. Niestety, zmarł tam 5 maja 1904 r.”.

Grobowiec rodzinny Błyskoszów znajduje się na cmentarzu parafialnym w Dołhobrodach (gm. Hanna). W 2018 r. w miejscowości tej odsłonięto także tablicę upamiętniającą bojownika o wiarę i polskość – Andrzeja Błyskosza.

Niemal każda dawna parafia unicka na Podlasiu oraz częściowo na ziemi chełmskiej ma swoje męczeńskie dzieje. W książce „Bohaterstwo unitów podlaskich” ks. Kazimierz Dębski pisał: „Wraz z prześladowanymi cierpiała cała przyroda żywa i martwa. Całe pola leżały odłogiem, nie było komu orać i siać, a niewykopane na czas ziemiopłody ulegały zniszczeniu (…). Zewsząd wyzierały głód, choroby i śmierć. Dochodziło do tego, że wymierały całe wioski i ginęły kilkupokoleniowe rodziny, oddając swoją krew i życie, lecz ci, którzy pozostali, wiernie trwali przy unii”.

Joanna Szubstarska