Potrzebujemy siebie
Być może nie potrafimy mówić o Polsce, jej historii w sposób na tyle atrakcyjny, by zafascynować nią młode i średnie pokolenia wychowane w innych czasach, znudzone szkolnymi akademiami i gadaniną „sztywniaków”. Kolorowy, przepełniony sytością świat towarzyszy im od zawsze. Fakt, nie musiały o nic walczyć - nawet puste półki sklepowe i szarobura peerelowska rzeczywistość to dla nich prehistoria. Zresztą, ciągle słyszą monity: „Wybierzmy przyszłość!”, „Babranie się w martyrologii dziejów to żenada!”, „Pozostawmy umarłych umarłym!”. Śmieszne wydają się „głodne kawałki” w rodzaju: „Ojczyzna to ziemia i groby. Narody, tracąc pamięć, tracą życie”. Po co ten patos? Jakie znów groby?! Nie umiecie inaczej… Bleee, nuda!
Coraz większego impetu nabiera zjawisko „culture cancel” oznaczające próby cenzurowania historii, zamazywania w niej wszystkiego, co z perspektywy drapieżniej, nieracjonalnej politpoprawności ociera się o rzekomy rasizm, nietolerancję, obnaża infantylność i hipokryzję wydumanych przez szalone, lewicowe umysły idei.
To wszystko już było – wystarczy przypomnieć sobie peerelowski, napędzany sowieckimi nahajkami socrealizm, rewolucję kulturalną w Chinach zainicjowaną pod czerwonym sztandarem w 1966 r. przez Mao Zedonga czy wcześniejsze palenie książek w nazistowskich Niemczech. Każdy totalitaryzm chciał „wygumkować” historię. Bo tylko w taki sposób mógł, choć na krótki czas, uniknąć samoośmieszenia, przetrwać w oparach absurdów, jakie generował.
Ale to droga donikąd.
Z „dna wieków”
Mocno zapomniany już dzisiaj Antoni Gołubiew w szkicu pt. ...
Ks. Paweł Siedlanowski