Dołek? Jaki dołek?
Biskup Hippony miał wówczas usłyszeć zapewnienie, iż łatwiej jest przelać morze do małego dołka, niż zrozumieć, czym jest Trójca Boskich Osób. Przykład powyższy najczęściej słyszymy na kazaniach, a jego zadanie to uświadomienie słuchaczom, iż ta prawda wiary jest na tyle niepojęta, że żadne o niej mówienie możliwym nie jest, poza oczywiście kulawymi przykładami czy też wezwaniami natury moralno- psychologiczno-poetycznej. Jednak to pozornie pobożne stwierdzenie, nacechowane jakąś udawaną pokorą, niesie w sobie zarodek czegoś niebezpiecznego. Otóż zwalnia zarówno głoszącego, jak i słuchacza, z konieczności używania rozumu na gruncie wiary, a samą wiarę rozdziewa z pancerza prawdy. Konsekwencje tegoż są przerażające.
Dzisiaj nawet pośród osób wierzących rozpowszechnione bywa przekonanie, iż mało ważne jest to, w co ktoś wierzy. Treściowy wymiar aktu wiary jest traktowany jako element dodany do samego tylko aktu wiary rozumianego jako dokonywany przez człowieka wybór światopoglądu. Na czoło wysuwa się więc oparty na wolnej od wskazań rozumowych akt decyzji woli, która jawi się jako całkowicie autonomiczna w swoich wyborach. Wyznawanie wiary staje się po prostu dowolną opcją światopoglądową, przy czym dowolność owa jest rozumiana jako niepoddawanie się jakimkolwiek naciskom w przyjmowaniu za prawdziwe lub fałszywe twierdzeń orzekających o naszym własnym indywidualnym widzeniu świata jako całości (widzialne i niewidzialne). Problem w tym, że w takiej konstrukcji wiary niemożliwą jest jakakolwiek debata międzyreligijna, a nadto sama wiara staje się domeną czystej mitologii. Po prostu opowieści związane z treścią wiary stają się baśniowymi tworami, o których możliwe jest stwierdzenie, dość rozpowszechnione także wśród chrześcijan, iż do końca nie wiemy, jak jest. Kryzys ten dość ostro opisał Romano Amerio w swoim dziele „Iota unum”: „U źródeł obecnych wstrząsów leży atak przypuszczony na zdolności poznania, jakimi dysponuje człowiek. Prowadzi on do podważenia metafizycznej konstytucji bytu – w konsekwencji również Pierwszego Bytu, czyli Trójcy Świętej. Ów atak na zdolności poznawcze człowieka będę określał historycznie nośnym terminem „pyrronizm”, ponieważ nie jest on wymierzony w ten czy inny pewnik rozumu bądź wiary, lecz w samą zasadę jakiejkolwiek pewności: w możliwość ustalenia czegoś, co da się traktować jako pewne.” Konsekwencją tego wstrząsu jest więc zanegowanie jakiejkolwiek możliwości rozumnego określenia prawdy. Pozostaje tylko skrajnie indywidualistyczne podejście do wiary, w której znak równości stawiany jest pomiędzy Trójcą Świętą a Latającym Potworem Spaghetti.
A cóż to jest prawda?
Pozwolę sobie w tym miejscu na dość obszerny cytat ze wspomnianego dzieła Romano Amerio: „Pyrronizm absolutnie odrzucający istnienie logiki (co zawiera wewnętrzną sprzeczność, bowiem niemożliwe jest, by myśl samą siebie zanegowała), deformuje, jak już podkreśliłem, ontologiczną strukturę Trójcy i odwraca kierunek jej wewnętrznego «procesu». Jeżeli prawda jest niedostępna umysłowi, rozumowe pojmowanie przestaje być zasadą napędzającą dynamikę życia – a raczej to owa dynamika życia zaczyna poprzedzać i kształtować pojmowanie”. Jak trafnie zauważył Leopardi, odrzucenie Idei (Logosu) prowadzi nieuchronnie do odrzucenia Boga, gdyż odbiera ludzkiemu życiu wszelki pierwiastek wieczny i niezniszczalny. Jeśli wola człowieka nie wynika z poznania, lecz jest samoistna, czyli sama siebie stwarza i w sobie szuka uzasadnienia, pozbawiony tym samym swych racjonalnych podstaw świat traci wszelki sens. Odmówiwszy rozumowi zdolności do produkowania pojęć będących „analogią” rzeczywistości dochodzimy do sytuacji, w której niebędący w stanie pojmować świata ludzki umysł czerpie z siebie, eksterioryzując rzeczy zmyślone. Te rzeczy zmyślone są spowodowane przez coś, co niewątpliwie dotyka naszych zdolności, lecz nie jest obecne w naszym pojmowaniu danej rzeczy. Na tym opiera się starożytna i współczesna sofistyka, która ufa tylko własnym myślom, choć jednocześnie wątpi w możliwość dojścia do prawdy.” Konstatacja ta jest boleśnie prawdziwa. Mamy do czynienia nie tylko z kryzysem teologii rozumianej jako namysł rozumu nad treściami wiary, ale raczej z kryzysem człowieczeństwa wydanego na żer opiniom. W łonie samego chrześcijaństwa rozpowszechnia się stwierdzenie, iż nie możemy już mówić o prawdzie, a co najwyżej treści wiary ujmować jako „prawdy” określonego światopoglądu, rozumiane jako uzewnętrznienie naszych oderwanych od prawdy wyborów i wymysłów.
Pojemność dołka
I jeszcze jeden cytat: „Jeśli jednak przywrócimy rozumowi jego właściwie znaczenie, traktując go jako zdolność do zgłębiania istoty rzeczy (bytów) oraz przylgnięcia do nich swoją wolą, okaże się, że obecna cywilizacja niewiele ma wspólnego z racjonalnością”. Pius XII w encyklice „Humani Generis” domagał się przywrócenia ludzkiemu poznaniu autentycznej wartości oraz uznania, że człowiek jest zdolny dochodzić do niezawodnej i niezmiennej prawdy. Zaś Paweł VI stwierdził wprost: Jesteśmy jedynymi, którzy bronią potęgi rozumu. Z kolei w konstytucji „Lumen Gentium” Soboru Watykańskiego II została powtórzona antypyrronistyczna teza Soboru Watykańskiego I, że Bóg może zostać niezawodnie poznany w naturalnym świetle ludzkiego rozumu jako początek i koniec każdej rzeczy. W konstytucji „Gaudium et Spes” zostali potępieni ci, którzy nie uznają już żadnej prawdy absolutnej.” Niestety w świecie, w którym poznanie prawd wiary zastępuje się machaniem flagami jako wyrazem uwielbienia, prawdę o Trójcy Świętej tłumaczy się wewnętrzną potrzebą miłości, a akt wiary rozmywa się w Szustakowych wulgaryzmach mówionych szeptem lub otwartym tekstem, dołek z opowieści św. Augustyna zasypano spychaczem. A w oczach, smętnie spoglądających na morskie fale, pozostała tylko bezbrzeżna tęsknota za rozumem.
Ks. Jacek Świątek