Monitorowanie pogody
Czujniki wykrywają sygnał pochodzący od wyładowania i na jego podstawie określają, gdzie wystąpiło wyładowanie. - System początkowo składał się z dziewięciu stacji detekcji zlokalizowanych na terenie całego kraju - informuje Wojciech Gajda, specjalista ds. systemu detekcji wyładowań z Wydziału Teledetekcji Naziemnej IMGW - Państwowego Instytutu Badawczego. - Wybór lokalizacji we Włodawie podyktowany był wieloma względami, m.in. niskim poziomem zakłóceń elektromagnetycznych, co zapewniło skuteczną pracę stacji - dodaje. Zaważyła również wymagana odległość pomiędzy stacjami, wynosząca ok. 150-200 km, która zapewnia prawidłową pracę całego systemu. - Podczas użytkowania był on modernizowany przez IMGW-PIB, by jego skuteczność i dokładność lokalizacji była coraz lepsza - zaznacza W. Gajda. Włodawska stacja detekcji w 2015 r. została wymieniona na nowy typ urządzenia. Obecnie jej skuteczność szacowana jest na 90-95% z dokładnością lokalizacji wyładowań w granicach 500-1000 m.
Dzięki systemowi detekcji i lokalizacji wyładowań atmosferycznych istnieje możliwość ciągłego ich monitorowania zarówno na terenie Polski, jak i poza granicami. – System nie tylko wykrywa i podaje miejsce wystąpienia wyładowań, ale również jest w stanie określić typ wyładowania: doziemnego oraz chmurowego oraz najważniejsze jego parametry elektryczne, np. natężenie prądu w kanale wyładowania – wyjaśnia specjalista IMGW-PIB. – Dane z systemu wykorzystywane są na co dzień przez dyżurnych synoptyków opracowujących prognozy, alerty, czy ostrzeżenia o groźnych zjawiskach.
Całodobowe obserwacje
Aby umożliwić badania i interpretację danych, w różnych częściach kraju jednocześnie dokonywana jest obserwacja pogody. Depesze meteorologiczne są następnie wysyłane do dużych ośrodków meteorologicznych, gdzie informacje nanoszone są na mapy pogody.
Obserwatorzy pogody dokonują co godzinę przez całą dobę pomiarów, odnotowują informacje o temperaturze, wietrze, opadach, ciśnieniu, zachmurzeniu oraz zjawiskach meteorologicznych i w formie depeszy przekazują do placówek meteo. – Wychodzimy co godzinę, obserwujemy chmury, kierunek, prędkość wiatru i zjawiska meteorologiczne. Te informacje wprowadzamy do komputera, który szyfruje depeszę. Kiedyś trzeba było samodzielnie dokonywać obliczeń i zaszyfrować – mówi Maria Ostapiuk ze stacji hydrologiczno-meteorologicznej we Włodawie. – Ponad 40 lat temu, kiedy rozpoczynałam pracę, zakończono przekazywanie depesz dla radiostacji i zaczął się czas dalekopisów. W dzień trzeba było wysyłać depesze co godzinę. W nocy natomiast system był ustawiony w taki sposób, że informacje przesyłane były telefonicznie. Od dalekopisu stopniowo przechodziło się w system komputerowy.
Wysyłanie raportów o pogodzie nie zawsze jest łatwym zadaniem. Przeszkodą są chociażby groźne zjawiska atmosferyczne i ich efekty, w postaci np. braku prądu. – Bywało i tak, że piorun uderzył w linię, nie było komputera i trzeba było wysyłać depeszę telefonicznie – mówi M. Ostapiuk. – Komunikaty muszą iść, nie może być przerw. Nawet kiedy ogłoszono stan wojenny w Polsce, trzeba było wysyłać depesze. Pani Maria wspomina okresy, kiedy obserwatorzy, z różnych względów, nie mogli wykonywać swoich czynności: – Wówczas przyjeżdżały do pomocy delegacje pracowników z innych stacji. Dziś ludzi w części obowiązków zastępują systemy automatyczne.
– Za prognozy nie odpowiadamy – podkreśla obserwator z włodawskiej stacji. – Czasem ludzie zwracają nam uwagę, że nie sprawdza się to, co usłyszeli w mediach o pogodzie. Pewne jest to, że jest ona nieobliczalna, a w ostatnich latach obserwuje się więcej silnych burz, wyładowań i piorunów. Włodawa znajduje się w takim miejscu geograficznym, że zanim tu dojdzie front zachodni, to trochę się wyciszy i nie jest tak groźny, jak w innych regionach. Natomiast, gdy front zbliża się od wschodu, we Włodawie jest strasznie.
Uderzenia kropli
Zjawiska pogodowe ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa starają się uchwycić synoptycy. Analizują oni dane meteorologiczne, opracowują mapy synoptyczne i przygotowują prognozy pogody o różnym zasięgu czasowym. Dzięki ich obserwacjom można z wyprzedzeniem ostrzec ludzi o zagrożeniu powodziowym, pożarowym czy lawinowym. – Na terenie kraju są zlokalizowane stacje synoptyczne obsługiwane przez ludzi, jak i automatyczne. Wykorzystywane są dane obserwacyjne z satelity lub radarów meteorologicznych – wyjaśnia Mateusz Barczyk, synoptyk IMGW. – Jakość takich informacji jest niższa niż obserwatora, ale wypełniają one luki. Do tego, co wyliczy komputer, człowiek dodaje kontekst pogody: co może dodatkowo się wydarzyć lub co może się nie sprawdzić. W efekcie i tak musimy stwierdzić, że do końca nie wiemy, jaka będzie pogoda.
Nie można określić jej bardzo precyzyjnie dla każdego punktu na mapie. – Latem np. typowym zjawiskiem, które trudno uchwycić, są burze. Wymykają się spod naszej kontroli. W ramach jednej burzy będą obszary z gradem, gdzie indziej z wiatrem, a dalej – z silnymi opadami deszczu bez gradu – mówi M. Barczyk. Niewielkie rozmiary przestrzenne tych zjawisk nie ułatwiają pracy synoptykom. Trudne do zaprognozowania są także opady marznące. – Kiedy pada deszcz w postaci ciekłej, temperatura kropli jest już ujemna: do -3, -5 stopni Celsjusza. Uderzenia takich kropli np. o drzewa czy przewody elektryczne powodują natychmiastowe jej zamarznięcie. To zjawisko jest niebezpieczne. Tworząca się glazura jest bardzo śliska na powierzchni, a obciążając konary drzew, łamie je. Trudnym do uchwycenia zjawiskiem jest również mgła. O ile jej zaprognozowanie nie sprawia kłopotu, o tyle przewidzenie, kiedy ustąpi, zwłaszcza jesienią, jest już dość trudnym zadaniem – podkreśla synoptyk.
Systemy informacyjne i rozwiązania IMGW działają 24 godziny na dobę przez cały rok, wsparte są wiedzą i doświadczeniem analityków i specjalistów meteorologii i hydrologii. Dzięki temu mamy prognozy. Jednak – jak podkreślają obserwatorzy i synoptycy – pogoda jest kapryśna i trudno przewidzieć lokalne zjawiska z dużą dokładnością.
Joanna Szubstarska