Pan Bóg ma czas dla swoich świętych
Józef Katarzyniec - późniejszy o. Wenanty - wywodził się z ubogiej rodziny. Jego rodzice, mimo iż byli pracowici i bogobojni, nie podzielali pragnienia syna o życiu kapłańskim. Z jakiego powodu?
Ojciec tłumaczył, że lepiej byłoby, gdyby Józef ukończył seminarium nauczycielskie. Rodzice uważali, że posada wiążąca się ze stałą pensją zapewni synowi i rodzinie godne życie. Józek, mimo iż o kapłaństwie marzył od dziecka, okazał posłuszeństwo wobec ich decyzji. Podjął naukę w męskim seminarium nauczycielskim we Lwowie. Jednak po ukończeniu 18 roku życia zdecydował się na odważny krok i zapukał do furty franciszkańskiej.
Przyzna Ojciec, że droga o. Wenantego do służby Bogu była wyboista?
Prowincjał odłożył przyjęcie kandydata o rok, zalecając mu najpierw zdać maturę i nauczyć się łaciny. Tę nieoczekiwaną przeszkodę Józef odczytał jednak w kluczu nadziei – jako znak od Pana Boga! Wziął się porządnie do nauki i kiedy po otrzymaniu świadectwa dojrzałości ponownie zawitał w klasztorze, przełożony i egzaminujący Katarzyńca profesorowie nie kryli zaskoczenia jego umiejętnościami oraz determinacją.
Przyjęcie do zakonu franciszkańskiego okazało się przełomowym momentem w życiu o. Wenantego. Rodzice nie podzielali jednak entuzjazmu syna. Jego nieodwołalna decyzja – jak relacjonowali świadkowie – miała być nawet przyczyną kłótni nieznanych wcześniej w tej rodzinie. Wówczas 19-letni Józek wszystkie drobne pieniądze, jakie znalazł w kieszeni, położył na stole ze słowami: „daję, co mam, więcej nie mam, ale obiecuję, że będę się za was modlił”. O spełnieniu tej obietnicy, tj. modlitwie i ofiarowanych Mszach św., świadczą jego późniejsze listy pisane do rodziców z nieodłącznym pozdrowieniem: „całuję wasze dłonie”. ...
Agnieszka Warecka