Z wyrokiem bez przedawnienia
Jakże jesteśmy do niego podobni. Zastanawiam się, co bym usłyszała, gdybym na ulicy zaczęła pytać ludzi o Jezusa. Pewnie byłoby trochę pozytywnych i może wręcz utartych określeń, zasłyszanych gdzieś w kościele czy na katechezie z lat dziecięcych. Niestety, spodziewam się, że otrzymałabym także niemało epitetów, których nie godzi się przytaczać. I jedni, i drudzy broniliby swoich stanowisk. Łatwo przychodzi nam mówić o tym, że Jezus jest Panem i Zbawicielem, że jest Królem Miłosierdzia. Mówimy, że jest dobry i łagodny, że uzdrawia i czyni cuda, że pociesza i umacnia. To prawda, ale nie cała. W tym pięknym przekazie gubimy Jezusa odrzuconego, cierpiącego i umierającego, niosącego krzyż, poranionego, naznaczonego wyrokiem śmierci.
Powiesz, że to już było, że wydarzenia Golgoty za nami, że Chrystus zmartwychwstał. Tak, ale Jego męka trwa dalej. On w dalszym ciągu jest odrzucany, wyrzucany z życia, otrzymuje kolejne wyroki, jest raniony. Przytakujesz? I pewnie momentalnie masz w myślach tych, którzy paradują po ulicach z barwnymi flagami, ateistów, komunistów i innych podobnych ludzi. Dzisiejsza Ewangelia pokazuje, że prawdziwego Jezusa nie przyjmują także najbliższe mu osoby. Przecież Piotr był jednym z najważniejszych apostołów. Widział więcej od innych uczniów. Mimo to, tak łatwo przyszło mu reformować Mistrza i potraktować Jego słowa wybiórczo.
Pomyśl dziś, z jakich przestrzeni w swoim życiu wyrzuciłeś Jezusa i Jego naukę. W imię czego tak postąpiłeś? Zobacz dziś stojącego przed sobą Chrystusa, który pyta: Co ze sobą zrobiłeś? Dlaczego porzuciłeś Boże myślenie? Jezus od ponad dwóch tysięcy lat żyje w świecie i w swoim Kościele z wyrokiem śmierci. Pod dokumentem podpisał się każdy z nas i to nie jednorazowo. Dlaczego ciągle zapieramy się Jezusa, a nie samych siebie? Dlaczego naśladujemy świat? Dlaczego buntujemy się wobec krzyża? Mistrz do każdego z nas codziennie mówi: Pójdź za Mną! Prośmy, by wyzwolił nas z naszej głuchoty, niewiary i… głupoty.
Agnieszka Wawryniuk