Lubię być panią od religii
Do 1989 r. w Polsce wszechobecny był komunizm. Nagle coś zaczęło się zmieniać. Pamiętaliśmy, że sami jako uczniowie na katechezę biegaliśmy do salek przy kościele i dziękowaliśmy Bogu, że w ogóle możemy uczyć się religii. Dlatego studiowaliśmyze świadomością, że będziemy pracować jako katecheci w szkole, będziemy tworzyć coś nowego, dokładać swoją cegiełkę do rodzącej się, nowej rzeczywistości. To napawało nas entuzjazmem. Realia dość szybko ostudziły nasz zapał. W czasie praktyk na czwartym roku, okazało się, że praca w szkole to zupełnie coś innego niż praca w sali katechetycznej. Że w szkole wielu traktuje katechezę jedynie jako przedmiot szkolny, a my mieliśmy zakorzenione przekonanie, że powinniśmy nie tylko przekazywać wiedzę, ale też kształtować sumienie młodego człowieka.
Praca w katechezie była Pani planem na życie?
Chciałam zostać polonistką. Kiedy byłam w klasie maturalnej, katecheza właśnie wchodziła do szkół. Zadałam sobie wtedy pytanie, czemu to nie ja miałabym mówić dzieciom o Panu Bogu. Okazałosię, że była to dobra myśl.
Z czego wyrosło to powołanie katechetyczne?
Wychowałam się w rodzinie katolickiej, w której Pan Bóg był zawsze ważny. Potem należałam do Ruchu Światło-Życie, jednak mówić o Panu Bogu innym uczyłam się w Eucharystycznym Ruchu Młodych, z którym zetknęłam się pod koniec szkoły średniej. W Parczewie Krucjata Eucharystyczna rozwijała się bardzo prężnie dzięki siostrom urszulankom. Powstało dużo grup dziecięcych, do prowadzenia których potrzebni byli animatorzy. Zostałam animatorką i tam podejmowałam pierwsze próby dzielenia się wiarą z innymi.
Jakie były wówczas możliwości zdobycia wykształcenia do nauczania religii?
Nie działał jeszcze w Siedlcach Instytut Teologiczny [Diecezjalne Kolegium Teologiczne – przyp. red.]. Złożyłam dokumenty na wydział teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. ...
Monika Lipińska