Żyłam w poczuciu niespłaconego długu
Byłam wtedy na początkowym etapie formacji, w postulacie. Przymierzając sukienkę postulantki, zauważyłam na szyi guzek. Dotknęłam, ale nie bolało. Pomyślałam, że może miałam go od zawsze, tylko nie zwróciłam uwagi. Zbagatelizowałam sprawę. Po niespełna dwóch latach coraz częściej zaczęto mnie pytać, czy boli mnie szyja, dlaczego przekrzywiam głowę, czy jestem zdrowa. W końcu bardziej dla świętego spokoju niż z dolegliwości postanowiłam zdiagnozować tę narośl. W 1988 r. dowiedziałam się, że mam nowotwór tarczycy. To były lata, kiedy pacjentowi nie mówiło się o chorobie nowotworowej. Dowiedziałam się o tym, czekając na karetkę, która miała mnie zawieźć do szpitala na operację. Zajrzałam do teczki z dokumentacją medyczną, którą miałam przekazać na oddziale chirurgicznym, i przeczytałam, że to nowotwór i są już zajęte węzły chłonne.
Jak to jest być żywym dowodem na to, że cuda Boże się zdarzają?
Wszystko to, co wydarzyło się ponad 30 lat temu, dziś przeżywam od nowa, jakby pierwszy raz. Wprawdzie cały ten czas nosiłam w sobie to doświadczenie, ale żyłam w poczuciu niespłaconego długu. Aż do teraz. Choć wciąż jestem nieco zażenowana, iż to akurat wobec mnie – zwykłej, prostej dziewczyny, zakonnicy – Pan Bóg uczynił taki cud.
Czy przed chorobą i cudownym uzdrowieniem za przyczyną prymasa Wyszyńskiego znała go Siostra?
Nie osobiście. Z jego osobą zetknęłam się w kilku sytuacjach. Pochodzę z Przybiernowa, miejscowości położonej między Szczecinem a Świnoujściem. W 1952 r. kard. Wyszyński po raz pierwszy przyjechał na Pomorze Zachodnie i w mojej rodzinnej parafii udzielił bierzmowania m.in. rodzeństwu mojego taty, o czym w rodzinie często się mówiło. Poza tym w moim kościele znajdował się Milenijny Akt Oddania. Nie wiedziałam, co to jest, ale w swojej małej głowie wydedukowałam, że musi być bardzo ważne, skoro umieszczono to w tak widocznym miejscu i podpisał to sam prymas Wyszyński. Kolejne zetknięcie: pogrzeb kardynała w 1981 r. Byłam wtedy w siódmej klasie szkoły podstawowej. Ta uroczysta ceremonia i obecność tłumów bardzo mnie poruszyły. A gdy w 1986 r. wstąpiłam do Wspólnoty Sióstr Uczennic Krzyża, to modlitwa o beatyfikację prymasa była już w niej obecna.
I niemal na początku zakonnej drogi przyszła choroba. ...
Jolanta Krasnowska