Intymność
Mamy do czynienia ze swoistym paradoksem: z jednej strony pojawiają się coraz to nowe inicjatywy mające chronić naszą prywatność, wizerunek, określone drobiazgowo przez akty prawne krajowe czy unijne (RODO) i każdego dnia, przeglądając internet, podpisując dokumenty w szpitalu, szkole, biurze, czynimy zadość procedurom. Z drugiej - znaczna część populacji bez chwili wahania dzieli się intymnymi szczegółami ze swojego życia w mediach społecznościowych, „zapraszając”, skądinąd w jakiejś mierze nieznanych przecież sobie ludzi do świętowania rodzinnych uroczystości, publikując zdjęcia dzieci, zamieszczając migawki z wakacji.
Wrzuca filmiki pokazujące, jak jedzą, śpią, chorują, jak są umalowani bądź nieumalowani. Przekonując innych (a tak naprawdę chyba przede wszystkim siebie), że ich życie jest ważne, ciekawe. Sprzedanie swojej intymności ma być niewygórowaną(?) ceną za grad lajków, „ochów” i „achów” w komentarzach.
Tylko że jest to ślepa uliczka…
Bezradni?
Chronimy swoje komputery i smartfony programami antywirusowymi, sądząc, że w ten sposób zabezpieczymy się przed atakami hakerskimi, odruchowo klikamy pojawiające się zgody na obecność plików cookie, a jednocześnie bezmyślnie instalujemy aplikacje pozwalające monitorować ruch w sieci, podsłuchiwać nasze rozmowy, rejestrować dźwięk, wchodzić do galerii, kontaktów itp. Ukochany fejsbuczek, wszechobecny Google analizują każde kliknięcie myszy. Poprzez skomplikowane algorytmy podsuwają określone informacje, aktualizują profil, dopasowując do niego reklamy. ...
Ks. Paweł Siedlanowski