Awangarda chrześcijaństwa
Od lat w Lublinie na przełomie lipca i sierpnia organizowany jest Carnaval Sztukmistrzów. W program wpisane są m.in. pokazy umiejętności linoskoczków. Budynki starówki zostają spięte linami, po których - ponad głowami przechodniów - spacerują ubrani w wielobarwne kubraczki śmiałkowie. Widok niesamowity! Ludzie zadzierają wysoko głowy, z ust tłumu wydobywa się zgodne „aaaaach!”, gdy któryś zachwieje się bądź zawiśnie na asekuracyjnej lince. Tym, co łączy widzów, jest przekonanie, iż nikt z nich nie znajduje w sobie najmniejszej ochoty, by wdrapać się kilka metrów nad ziemię i wyruszyć na podniebną przechadzkę.
Podziwiać, dopingować, pozazdrościć odwagi? OK, jak najbardziej! Naśladować? Niekoniecznie.
Tak samo jest ze świętymi.
Mówi się o nich: awangarda chrześcijaństwa. Nader często odarci z tego, co „nazbyt ludzkie” i historyczne, w praktyce jawią się jako ci, których bardziej podziwiamy niż naśladujemy. Łatwiej zaakceptować postać bohatera niż świętego – tak się stało m.in. z postacią św. Jana Pawła II. W unifikującym wszystko, zglobalizowanym świecie zapotrzebowanie na bohaterów wzrasta. Herosi jednak, w przeciwieństwie do świętych, skupiają uwagę na sobie, sublimują ludzkie pragnienia. I tylko to. Dlatego też zdumiewająco szybko tracą pozycję. Przychodzą nowi. Zmieniają się mody i priorytety.
Na ludzki obraz
Bywa, że kult świętych zostaje przez nas „wkręcony” w komercyjne, bardzo przyziemne myślenie. ...
Ks. Paweł Siedlanowski