Komentarze
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

American dream

Kłopoty, których źródła sięgają aż Ameryki, widmo upadku i publiczna zbiórka ratunkowa. Klub Pogoń Siedlce jest, delikatnie mówiąc, w tarapatach.

Wszystko swój początek ma na Hawajach. Któregoś dnia słońce przygrzało zbyt mocno i pewien biznesmen polskiego pochodzenia wpadł na pomysł... A właściwie zabrakło mu już pomysłu, na co wydać ułamek swojej fortuny, i postanowił zainwestować w Pogoń Siedlce. Bynajmniej nie w ramach masochizmu. Widział bowiem oczami wyobraźni piłkarski klub z powrotem w I lidze. Pan biznesmen to bardzo tajemniczy człowiek - w internecie nie ma o nim ani słowa. W jednym z wywiadów zdradził tylko, że jego firma produkuje części, które są wykorzystywane na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. I Pogoń też może niedługo wylecieć w kosmos... Tylko chyba nie do końca o to chodziło...

Na początek przedsiębiorca wpłacił na konto klubu 1 mln zł. I obiecał kolejny przelew. Władze Pogoni obietnicę potraktowały jako fakt dokonany i rozpisały budżet, wpisując do niego wirtualne miliony. Było więc za co poszaleć, to znaczy sprowadzić piłkarzy w liczbie hurtowej. A piłkarz – wiadomo, prestiż, godne życie, czytaj: zarobki na wysokim poziomie. Niestety amerykański sen o potędze Pogoni bardzo szybko się skończył. Okazało się, że wsparcie biznesmena to nie altruistyczny gest. Zamarzył on bowiem o przejęciu obiektów sportowych należących do miasta. Potem, co prawda, okazało się, że doszło do nieporozumienia. Nie ma co się dziwić, różnica między Hawajami a Siedlcami to 11 godzin, zatem, kiedy tam jest środek nocy, to tu jest środek dnia – i odwrotnie. Zawsze któryś z rozmówców był zaspany, a wiadomo, jak to może wpłynąć na sprawność intelektualną.

W każdym razie biznesmen się obraził i zakręcił kurek z pieniędzmi. Tak zaczęły się kłopoty. Miasto, na które od razu skierowali wzrok zarząd i działacze klubu, przypomniało, że wywiązuje się z zobowiązań, czyli wpłaciło obiecane 2 mln zł w ramach dotacji. Klub chciałby więcej, ale nic z tego. Zostaje więc z wysokimi kontraktami i wydatkami przewyższającymi dochody. Brakująca do spięcia budżetu kwota to ok. 800 tys. zł. I taki jest cel internetowej zbiórki.

Do gry wszedł nawet Artur Boruc, wychowanek Pogoni, reprezentant kraju i piłkarz kilku europejskich klubów. Co prawda, mógłby sam wpłacić całą kwotę – co najwyżej nie kupiłby znanej z miłości do mody żonie jednej czy dwóch torebek – na razie jednak nagrał filmik zachęcający do wsparcia. Ale spokojnie: 37 lokalnych biznesmenów zadeklarowało wstępnie pomoc w wysokości łącznie 540 tys. zł rocznie. Czyli, przeliczając, ok. 15 tys. od każdego z nich. Serio? Mam wrażenie, że zaraz oni będą potrzebować wsparcia. Zdecydowanie nie płynie w nich biało-niebieska krew albo doszło do zatoru.

Tymczasem dyrektor sportowy Pogoni zapewnia, że brakujące pieniądze wytrzaśnie choćby spod ziemi. Reasumując: kiedy zaczynał się amerykański sen, Pogoń była w kosmosie. Teraz, gdy się z niego obudziła, jest pod ziemią…

Kinga Ochnio