Nie można być obojętnym
Uroczystości rozpoczęły się w sanktuarium Trójcy Przenajświętszej i św. Anny w Prostyni Mszą św. sprawowaną w intencji J. Maletki oraz jego rodziny. Eucharystii przewodniczył bp Piotr Sawczuk wraz z ks. dr. Pawłem Rytlem-Adrianikiem, dyrektorem biura ds. komunikacji zagranicznej Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski, oraz ks. kan. Józefem Poskrobką, proboszczem prostyńskiej parafii. Wśród gości znaleźli członkowie rodziny J. Maletki - bratanice Zofia Łopacka i Marianna Wróblewska oraz wnuk brata Jana - Krzysztof Łopacki. nie zabrakło przedstawicieli Instytutu Pileckiego stojącego za upamiętnieniem Jana Maletki, muzeum w Treblince, a także lokalnych władz, kolei i innych instytucji. Po Eucharystii zgromadzeni przeszli na teren Upamiętnienia Stacji Treblinka. - Za co zginął Maletka? Za rodzinę? Za ojczyznę? Zginął za podanie wody… - mówiła prof. Magdalena Gawin, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego, inicjatorka programu Zawołani po imieniu.
– Trudno odpowiedzieć na taką śmierć. Jako katolicy jesteśmy zobligowani do przebaczenia. Nas wszystkich obowiązuje pamięć. Wybaczenie nie oznacza zapomnienia – podkreślała, dodając, że imię J. Maletki zostało wypowiedziane głośno po raz pierwszy od czasów wojny.
– To pamięć o człowieku, który był przyzwoity – podkreślała wypowiadająca się w imieniu rodziny Zofia Łopacka. – Moi rodzice, którzy przeżyli ze sobą 63 lata, często wspominali Jana. Wielu [podczas wojny] pytało, dlaczego to robią. I tata, i Jan. Podobno Jan miał powiedzieć do przyszłej teściowej: Jak się słyszy ten straszny krzyk i wołanie o pomoc, to nie można być obojętnym… – wspominała.
Historia Jana
Pochodzący z Mińska Mazowieckiego Jan Maletka (21 lat), jego brat Stanisław (22 lata) i kolega Remigiusz Pawłowicz (lat 20), decyzją niemieckich władz okupacyjnych zostali skierowani do Małkini i zatrudnieni tam jako robotnicy kolejowi. Mieszkali w wagonach pracowniczych przy żwirowni w Treblince. W zależności od potrzeb pracowali m.in. przy torach i obsługiwali składy wywożące kruszywo ze żwirowni. Wspólnie spędzali wolne chwile po pracy. Jan i Remigiusz znaleźli w Małkini swoje wybranki. Jan miał już nawet ustaloną datę ślubu. – Kiedy 20 sierpnia 1942 r. na stację w Treblince wjeżdżał kolejny transport Żydów (prawdopodobnie z warszawskiego getta), Jan, Stanisław i Remigiusz wykonywali tam wyznaczoną im pracę – opowiada dr Marcin Panecki, historyk z Instytutu Pileckiego. – Ok. 10.00 ostrożnie ruszyli w stronę wagonów, trzymając w rękach naczynia z wodą. Niespodziewanie zostali dostrzeżeni przez jednego z wartowników, który natychmiast otworzył ogień z broni automatycznej. J. Maletka zginął na miejscu. Stanisław i Remigiusz zdołali paść na ziemię i ukryć się w pobliskim rowie. Udało im się uciec. Jak się później okazało, nie zostali rozpoznani przez obozową załogę – mówił.
Ciało zamordowanego Jana Niemcy planowali wywieźć do obozu i tam je zakopać. Stanisław i Remigiusz zwrócili się o pomoc do pracowników kolejowych w Treblince i za ich namową Niemcy pozwolili zabrać ciało. Brat i kolega pochowali Jana na cmentarzu w Prostyni. Ziemny grób z drewnianym krzyżem nie przetrwał próby czasu, więc dokładne miejsce spoczynku J. Maletki pozostaje nieznane.
3 pytania
Anna Stróż-Pawłowska – koordynatorka programu Zawołani po imieniu
Jaki cel przyświeca inicjatywie „Zawołani po imieniu”?
Jej celem jest upamiętnienie tych Polaków, którzy w czasie niemieckiej okupacji za pomoc okazaną skazanym na zagładę Żydom zapłacili własnym życiem. Mottem programu stał się fragment wiersza Zbigniewa Herberta „Pan Cogito o potrzebie ścisłości”: „musimy zatem wiedzieć/ policzyć dokładnie/ zawołać po imieniu/ opatrzyć na drogę”. Dlaczego Instytut Pileckiego poświęca uwagę akurat tej wybranej grupie ratujących? Przede wszystkim jesteśmy im to winni. Mówimy wszak o bohaterach, którzy nie dość, że za zwykły odruch empatii zostali tak okrutnie ukarani, to jeszcze przez kolejne dekady popadli w stopniowe zapomnienie. Chcemy więc zrobić to, co powinniśmy jako wspólnota zrobić już dawno temu – przywrócić ich historie pamięci zbiorowej. Po drugie historie Zawołanych po imieniu są warte opowiedzenia, ponieważ dają wyobrażenie o tym, jak wyglądały realia niemieckiej okupacji oraz represje wobec ludności cywilnej, wliczając w to wprowadzoną od października 1941 r. karę śmierci za jakąkolwiek pomoc prześladowanym Żydom.
Ilu osobom udało się przywrócić pamięć?
Od 2019 r. udało nam się przywrócić pamięci zbiorowej 53 „Zawołanych po imieniu”. Wraz z nimi wspominamy ratowanych przez nich Żydów, w większości historii znanych z imienia i nazwiska. Dotychczas, w ścisłej współpracy z partnerami lokalnymi z różnych części Polski, zrealizowaliśmy 23 upamiętnienia przyjmujące formę skromnego głazu z tablicą z inskrypcją.
Ale na tym nie koniec?
Zdecydowanie nie. Choć założenia programowe pozostają niezmienne, intensyfikujemy działania i poszerzamy obszar aktywności. Już niebawem przyjdzie czas na podsumowania pierwszego etapu rozwoju i przejście do kolejnego. Wiele jeszcze przed nami do zrobienia.