Uda(wa)ne święta
Poluje na te same smaki, przetrząsa sklepy i internet w poszukiwaniu ozdób jako żywo kojarzących się z choinką, na którą jeszcze patrzył do góry, wspomina zwyczaje i obyczaje, jakich wymagali od niego rodzice w dzień wigilijny i w same święta. Być może jest to efekt starości, a może jednak pewna mądrość. W świecie ciągnącym nieustannie za nowościami, nowinkami i nakazem bycia oryginalnym poszukiwanie dzieciństwa staje się poszukiwaniem źródła i pewności. Nic nie jest w stanie zmienić w nas dziecięcych marzeń. One tkały świat. A czy nie jest tym samym nasze świętowanie? Bo po cóż wspominać tamten czas, gdy stajnię w Betlejem rozświetliło światło, chóry aniołów zwołały pospolite ruszenie pasterzy, a gwiazda za rączkę prowadziła mędrców, bo im nie wystarczyły już uczone księgi. Czy nie po to, by stanąć mocno na gruncie Prawdy? Niektórzy chcieliby zamknąć tamten świat w ideach jasnych i poukładanych, byle tylko nie mówił, że jest rzeczywisty.
Przeglądanie internetu i opasłych starych ksiąg poprowadziło mnie na tereny dawnego kaznodziejstwa. Miód składni, wyrażenia dosadne w swojej prostocie, długość na metry i godziny mądrość sączące kropla po kropli, nie za szybko i nie za wolno, tłumaczenie świętych tekstów rozkładane na gramy, dokładność w interpretacji i trzymanie się fartucha Matki naszej – Kościoła. Fascynujące. Niesamowita rzecz przy dzisiejszych tanich pomysłach na oryginalność i felietonistyczne zaskakiwanie słuchaczy. Tamte kazania za cel miały przedstawić Prawdę. Dzisiejsze zazwyczaj są tylko dywagacjami tchnącymi farsą i doraźnością. Dlaczego Prawda dzisiaj nas nie interesuje? Czy ktokolwiek rozważa, co takiego właściwie oznacza, iż Bóg stał się człowiekiem. Niestety. Dominantą stały się sprawy uchodźcze, spełnienie kaprysów mylących szczęście z przyjemnością, rozwiązanie doraźnych problemów parafialnych lub też poklepanie po ramieniu szaraczka wiernego, że w końcu tak źle nie jest, choć jego codzienność niechrześcijańską się wydaje. Nie szukamy Prawdy, bo Ona jest wymagająca. Szukamy jeno interpretacji i zabawy. Nawet szopki są ideologiczne. Taki stan rzeczy sprawia, że nie jesteśmy już rozpięci pomiędzy Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem, Wiecznością wszechogarniającą. Mamy w rączkach zabawki i tak traktujemy Święta. Jeszcze torcik z racji 2022 + 7 rocznicy urodzin Jezuska i prawda o Bogu, który stał się człowiekiem, utonie w bzdurze i tandecie samozadowolenia. Betlejem to dzisiaj dla nas po prostu mit. Mit stworzony ku pokrzepieniu serc. Mit o jakimś Bogu, który przekształca się w człowieka nie wiadomo do końca po co, bo my sobie poradziliśmy w cudzie zapomnienia z naszym grzechem. Mit o jakimś urodzonym tajemniczo rewolucjoniście, co to kochać każe wszelką istotę, choć nie do końca wiemy, czym owa miłość jest. I na to wszystko zasmażka lub lukier paru obco brzmiących, choć łechtających uczonością niewykształcone uszy, frazesów quasi-teologicznych. A tamci brnęli w Prawdę, jak w zaspę śnieżną na drodze do szczytu.
Strony szklanego sufitu
Chyba byli po innej stronie rozumu. Nie oznacza to, że nie żyli w doczesności. Jak najbardziej parali się tym, co codzienność niesie. Jedli, spali, pracowali – jak my dzisiaj. Może z mniejszym pośpiechem, ale z tą samą zadyszką, by znaleźć środki na przeżycie. Co innego jednak mieli w głowach. Jak pasterze, co nagle od owiec wzrok oderwali, by na niebie i dokoła siebie dostrzec zastępy anielskie, co to towarzyszą, ale się nie narzucają. Jak mędrcy, którzy porzucili własne interpretacje świata, bo zachwyciła ich realność jednej gwiazdy ruszającej w stronę Betlejem. Będąc na tej ziemi już wzrokiem i rozumem, śledzili to, co czasowi się nie poddaje. Przypominam sobie scenę przy studni Jakubowej. Wtedy On powiedział, że woda odeń pochodząca gasi wszelkie pragnienie. Jakby oni się tej wody napili. My dzisiaj tworzymy społeczność napojów gazowanych, które nazbyt często kończą się dnem butelki i poszukiwaniem nowej. My nie chcemy porzucić pragnienia, ale chcemy tylko darmowego odnawiania się źródełka z ulubionym napojem. To cała różnica, ale jest jak dwie strony szklanego sufitu. Oni są ponad nim, a my ciągle pod i bez chęci przebicia. Co przerażające, to fakt, że dzisiaj sprawność i techniczna dokładność zabiła kontemplację. Z Jezuska uczyniliśmy śrubkę, co to dokładnie dokręcona zadziała bezproblemowo, dając nam doskonałą zabawę w naszej karuzeli. Tak, przyznajmy to ostatecznie. Dzisiejsza religijność to zadowolenie z dokładności gestu i przyjemność czysto psychologiczna. To nam wystarcza. Stąd też gadżeciarstwo i puentyzm w mowie zastąpiły doświadczenie i kontemplację. Nam nie potrzeba zrozumienia, co się wtedy stało. Nam wystarczy opowiastka jak u braci Grimm.
Pałac w Jerozolimie
Stanęli u jego wrót, bo wydawało się im, że nowonarodzony Król musi na komnatach być w kołysce bujany. Otworzył im sprawny zarządca, który w knowaniach swoich nie wahał się ludzki los rozsądzać. Otworzył im ideolog, co w świętych tekstach szukał sposobu na rozwiązanie problemu prozaicznie codziennego. Otworzył im piewca świata miękkich szat i sutych stołów. Uciekli od niego. Bo droga była inna. Nam też trzeba te pałace zostawić. Trzeba znowu zacząć brnąć w zaspy kontemplacji i rozważań, które większość dzisiaj uznaje za zbyt teoretyczne i ponoć od życia oderwane. Tak, są oderwane od życia, ale wprowadzają w Życie. Owo prawdziwe, co to poza czasem istnieje i czas napędza, by ku wieczności dążył. Być może idealistycznym to jest, ale innej drogi nie ma. Niech pałace sukcesu, samozadowolenia i szybkiej popularność stoją sobie nadal w Jerozolimie. Nam trzeba wyjść za miasto. W końcu na jego przedmieściach i poza jego murami dokonały się Narodzenie, Śmierć i Zmartwychwstanie. Chyba że chcemy torciku posmakować i czapkę krasnala – podróbki św. Mikołaja założyć. Wybór jest prosty. Ja ruszam w zaspy z wkalkulowanym w to trudem, zmęczeniem i bólem. Ale i z pewnością ocierającą się o wieczność.
Ks. Jacek Świątek