Rozmaitości
Źródło: PIXABAY
Źródło: PIXABAY

Mamy świetne metody, ale ich nie stosujemy

Jak skutecznie leczyć pacjentów z rakiem płuc, mówi prof. Jacek Fijuth, prezes Polskiego Towarzystwa Radioterapii Onkologicznej.

Liczba zachorowań na nowotwory płuc w naszym kraju wciąż jest ogromna, a do tego ten rodzaj nowotworu stanowi najczęstszą przyczynę zgonów…

Rak płuca to najczęściej występujący nowotwór u człowieka. W 2020 r. na świecie odnotowano 2,3 mln nowych przypadków oraz 1,8 mln zgonów. W Polsce prognoza na 2025 r. przewiduje 23,5 tys. zachorowań. W stosunku do 2015 r. to wzrost o 1,5 tys. Profilaktyka polegająca na zaprzestaniu palenia papierosów lub w ogóle niesięgania po nie odniosła częściowy sukces. W przypadku mężczyzn populacji polskiej zapadalność spada, niestety u kobiet wzrasta. To także najczęstsza przyczyna zgonów w obu tych grupach. To ogromny problem medyczny i społeczny.

Dlaczego jest tak źle? Chorują także ci, którzy nigdy nie palili.

Pierwszą przyczyną wciąż jest powszechne palenie tytoniu. W zdecydowanej większości przypadków to główny czynnik wywołujący raka płuca. Oczywiście są pewne postaci raka, gdzie takiego związku nie ma, ale to rzadkość.

Jest źle, ponieważ rak płuca we wczesnych stadiach rozwoju nie daje charakterystycznych objawów, które skłaniałyby do zgłoszenia się do lekarza, stąd wykrywany jest zazwyczaj przypadkiem, przy okazji innych badań. Nie mamy również powszechnych programów profilaktyki, jak ma to miejsce w raku piersi, szyjki macicy czy jelita grubego. Na zachodzie, miejscami również w Polsce, prowadzi się programy wczesnego wykrywania raka płuca w postaci tomografii nisko-dawkowej. Wcześnie zaawansowane nowotwory są możliwe do wychwycenia. Ale to, niestety, wciąż rzadkość. Rak płuc najczęściej diagnozowany jest w postaci zaawansowanej, co przekłada się na statystyki. Bo im wyższy stopień zaawansowania, tym mniejsze możliwości wyleczenia.

 

Może wystarczy co jakiś czas wykonać prześwietlenie płuc?

Rentgen wykonany w dwóch projekcjach: przednio-tylnej i bocznej – powinien wykazać niektóre zmiany, jednak należy pamiętać, że nie każdą. Tych drobniejszych, małych, schowanych za narządami śródpiersia, może nie wykazać. Ale rzeczywiście warto regularnie wykonać badanie rentgenowskie, zwłaszcza jeśli ktoś jest w grupie wysokiego ryzyka i w podeszłym wieku, najlepiej od 50-60 roku życia i przynajmniej raz w roku. Kiedyś to było powszechnie wykonywane badanie, dziś raczej od przypadku do przypadku. Jeżeli ktoś pali lub palił, RTG płuc – jako absolutne minimum – powinien wykonywać regularnie. Nawracające zapalenie płuc, utrzymujący się kaszel, pogorszenie wydolności oddechowej, krwioplucie to już objawy postaci zaawansowanej.

 

Istnieją dwa główne typy histologiczne raka płuca: niedrobnokomórkowy i drobnokomórkowy. Mówi się, że chorzy na ten pierwszy mają więcej szczęścia…

To nowotwory o zupełnie różnej naturze. Rak tzw. niedrobnokomórkowy to 80-85% wszystkich przypadków, zaś drugi – pozostałe 15-20%. Drobnokomórkowy jest nowotworem niezwykle agresywnym, który od bardzo wczesnego stadium rozwoju daje przerzuty odległe. Tutaj podstawowe leczenie to chemioterapia. U chorych, którzy dają odpowiedź na leczenie, terapia jest uzupełniona przez radioterapię na guz w płucu oraz profilaktycznie na mózg, ponieważ w tym miejscu często pojawiają się przerzuty, zaś leki chemiczne nie przedostają się przez tzw. barierę krew-mózg.

Rak niedrobnokomórkowy wymaga kompletnej diagnostyki w kierunku oceny stopnia zaawansowania i ewentualnych przerzutów, zwłaszcza do węzłów chłonnych. Bo o stopniu zaawansowania decyduje położenie guza, jego wielkość, zajęcie węzłów chłonnych. W przypadku I stopnia rokowanie jest najlepsze – kilkadziesiąt procent przeżyć pięcioletnich, zaś trzyletnie do 80% – jak na raka płuca to całkiem nieźle. Trudniejsze leczenie i gorsze rokowanie zaczynają się w przypadku występowania przerzutów do węzłów chłonnych. W zależności od ich występowania dobierana jest również terapia. Sytuacja się komplikuje, gdy nowotwór jest nieoperacyjny i pojawiają się przerzuty do węzłów chłonnych – to 1/3 wszystkich diagnozowanych chorych.

 

Leczenie raka płuca na przestrzeni ostatnich lat znacząco się zmieniło. Jakie metody stosuje się dziś?

Zasadnicza zmiana sposobu leczenia dotyczy raka w III stopniu zaawansowania – miejscowo zaawansowanego, nieoperacyjnego, bez przerzutów odległych. Obecnie pacjentom proponuje się jednoczesną chemioterapię i radioterapię przez sześć tygodni. Takie leczenie daje największą szansę uzyskania znaczącej miejscowej odpowiedzi i zwiększa szanse przeżycia w stosunku do samodzielnej radioterapii, której wyniki były fatalne: 10-15 lat temu przeżywało zaledwie 5% pacjentów. Kolejnym etapem była sekwencyjna radioterapia: najpierw chemioterapia i potem radioterapia – tutaj wyniki poprawiły się o ok. 10%. W 2010 r. wykazano w sposób niebudzący wątpliwości, że korzystniejsza od terapii sekwencyjnej jest jednoczesna radio- i chemioterapia. Tutaj przeżycie wzrosło o kolejne 10%. Wyniki badań opublikowane w 2017 r. i następnie po pięcioletnich obserwacjach okazały się przełomowe. Wykazały, że gdy u pacjentów poddanych jednoczesnej radio- i chemioterapii, którzy nie mają po zakończeniu tego leczenia progresji, a przynajmniej stabilizację, zastosuje się leczenie konsolidujące immunologiczne w postaci leku durwalumab, to mają oni jeszcze korzystniejsze rokowania. W obserwacji pięcioletniej przeżycie ogólne przy takiej terapii wzrosło do ponad 40%. To złożone leczenie od kilku lat jest absolutnym, międzynarodowym standardem.

 

Czy na pewno?

Cały problem polega na tym, że z powodów organizacyjnych, ale także mentalnych, obaw, iż jest to niezwykle toksyczne leczenie, zarzuca się prowadzenie takiej terapii. Często chorzy są diagnozowani w oddziałach pulmonologicznych, a radioterapia jest w ośrodkach stricte onkologicznych. Diagnostyka, ustalenie stopnia zaawansowania skłania lekarzy z ośrodków pulmonologicznych do rozpoczęcia chemioterapii, a dopiero potem chory jest przekazywany na radioterapię do ośrodka onkologicznego. Czyli nie mamy jednoczesnej, a jedynie mniej skuteczną terapię sekwencyjną. Z kolei by chory dostał immunoterapię, musi mieć chemioterapię i radioterapię podane jednocześnie. Czyli jeśli od razu nie rozpocznie leczenia skojarzonego, to nie tylko ma gorsze rokowania, ale nie otrzyma również immunoterapii. Z powodów organizacyjnych, niedoinformowania, braku aktualnej wiedzy medycznej kilkuset pacjentów w Polsce ma zamkniętą drogę do standardów przynoszących najlepsze efekty.

 

Dziękuję za rozmowę.

JAG