Teatr na miarę
W styczniu grupa zaprezentowała nowy program pt. „Ale to już było”, który powstał na bazie wierszy Juliana Tuwima. - Inspiracją był dla mnie jego wiersz pt. „Ci, którzy nie wiedzą”. I tak powstał spektakl będący komentarzem do obecnej rzeczywistości za pomocą tekstów nie tylko autora słynnej Lokomotywy”, ale też Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego czy Wisławy Szymborskiej - mówi J. Barańska, autorka scenariusza i reżyser przedstawienia. - A że sytuacja związana z pandemią utrudniała nam spotkania całego zespołu i praca nad czymś większym stała się niemożliwa, uznałyśmy, iż łatwiej nauczyć się kilku wierszy niż roli do całego spektaklu - dodaje.
„Ale to już było” miało swoją premierę podczas gminnych obchodów Dnia Babci i Dziadka na deskach sceny Gminnego Ośrodka Kultury. To przedstawienie dla wszystkich, którzy lubią spojrzeć na świat z lekkim przymrużeniem oka. Jednak oprócz dużej dawki humoru nie brakuje w nim także momentów zmuszających do refleksji, jak chociażby słowa z tzw. łańcuszka, który krążył w internecie na początku 2021 r., nawiązującego do pandemii. To rozmowa dwóch diabłów, podczas której jeden pyta drugiego, jak udało mu się zaprowadzić do piekła tak wiele dusz. Na co ten odpowiedział: „Wiesz oni wierzyli, że jedyną rzeczą, którą muszą zatrzymać każdym kosztem przy sobie, jest ich życie. Przestali się ze sobą spotykać, przytulać. Przestali się do siebie uśmiechać. Myśleli tylko o tym, by przeżyć jeden mizerny dzień. Takiego czegoś jeszcze na świecie nie było, świat się stał jednym wielkim obozem koncentracyjnym. Ludzie poszli do niego z własnej woli. Doszło do tego, że przestali pracować, jeść i każdego dnia te mizerne dusze umierały”.
Całości dopełniają piosenki do tekstów J. Tuwima – m.in. „Ach, Ludwiko”, „Nerwy, cholera”, „Do prostego człowieka” – a także wykonania „Na pierwszy raz” Hanki Ordonówny, „Ballada o przyjacielu” Włodzimierza Wysockiego”, „Arahja” Kultu czy „Ballada o trzęsących portkach” K. I. Gałczyńskiego z komentarzem, że „gdy wieje wiatr historii, ludziom jak pięknym ptakom rosną skrzydła, natomiast trzęsą się portki pętakom”. – Jest to spotkanie z Tuwimem, ale nie z tym grzecznym, który pisał bajki dla dzieci, tylko z Tuwimem, który był pierwszym „hejterem” w przedwojennej Polsce. Utwory z tamtego czasu są aktualne także i dzisiaj – podkreśla J. Barańska.
Spektakl został bardzo ciepło przyjęty przez publiczność, która nagrodziła go ogromnymi brawami. Ale to żadna nowość, bo Teatr Niezależnego Wieku bawi, wzrusza i zmusza do refleksji od lat.
Zaczęło się od „Rzepki”
Wszystko zaczęło się w 2016 r. Teatr Niezależnego Wieku powstał w ramach projektu inicjatyw lokalnych „Razem dla kultury w Sławatyczach” realizowanego przez Gminny Ośrodek Kultury. – Nie przypuszczaliśmy wtedy jednak, że przetrwa dłużej niż pół roku – przyznaje. – Inspiracją było przedstawienie „Rzepka” według J. Tuwima przygotowane przez rodziców uczniów Zespołu Szkół, w którym udział wzięła także moja córka Kinga. Zrobiło ono furorę, a my poszliśmy za ciosem. Zaczynaliśmy od bajek „Przyjaciele” i „Diabeł i baba”, „Opowieści wigilijnej” i „Królewny Śnieżki” – wylicza.
Z czasem repertuar spoważniał. Na sławatyckiej scenie widzowie mogli obejrzeć m.in. „Listy starego diabła” C.S. Lewisa, „Mój Chrystus połamany” na podstawie książki o. Ramona Cue Romano czy oparty na motywach książki Katarzyny Emmerich „Żywot i bolesna męka Pana naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego z tajemnicami starego przymierza” „Trzy dni i dwie noce”. – Cenimy widza, dlatego staramy się robić sztuki z wyższej półki, ale, oczywiście, znamy przy tym swoje możliwości i ograniczenia. To jest teatr na miarę Sławatycz – zastrzega ze skromnością J. Barańska.
Mieszkańcy natomiast cenią rozrywkę w wykonaniu miejscowego teatru. Świadczy o tym nie tylko pełna sala podczas każdego przedstawienia, ale także fakt, że niektóre zasłyszane podczas nich powiedzenia weszły na stałe do języka potocznego. – Tak było w przypadku sztuki „Sanki”, w którym główną bohaterkę, babcię, domownicy chcą przed Wigilią wywieźć do lasu. Tymczasem ona usprawiedliwia swoje dzieci, powtarzając: „to porządni ludzie”. A że literatura jest telegrafem w życiu, ci „porządni ludzie” przetrwali do dzisiaj – wspomina inicjatorka teatru.
Niezawodna ekipa
Pandemia pokrzyżowała plany kulturze. Także w Sławatyczach. – Chciałyśmy pracować nad nowymi sztukami, występować z bieżącym repertuarem, ale stało się to niemożliwe. Poza tym zespół nam się skurczył. Kiedy zaczynałyśmy, było nas więcej, w tym dzieci, młodzież, ludzie w średnim wieku, seniorzy. Zresztą stąd wzięła się nazwa. Dzisiaj zostały same pasjonatki teatru, nasze rodziny – wyjaśnia J. Barańska, dodając, że fundament tworzy niezwodna ekipa. Za kostiumy odpowiada Barbara Dejczman, piosenki szlifuje Elżbieta Gruszkowska, nad sprawami organizacyjnymi czuwa Małgorzata Gil, a Kinga Osik, córka pani Jolanty, potrafi – jak podkreśla mama – zagrać wszystko. Scenariusz i reżyseria to działka J. Barańskiej. – Teatr to moja pasja właściwie od zawsze. Zawodowo związana byłam z tzw. przedszkolem ćwiczeń w Lublinie, w którym prowadziłam lekcje dla studentów pedagogiki. Pracowałam z dziećmi formami teatralnymi – dramą, autodramą itd. Zawsze dużo czytałam, a zanim dziesięć lat temu sprowadziłam się do Sławatycz, zawsze miałam w torebce karnet do teatru i filharmonii – opowiada, a zapytana o to, czym się kieruje przy wyborze sztuki, skąd czerpie inspiracje, mówi bez ogródek, że od Ducha Świętego. – Nie potrafię tego wyjaśnić, ale są pewne rzeczy i treści, które po prostu trzeba przekazać. Tak było m.in. ze spektaklem „Jona” opartym na motywach Księgi Jonasza. Jak bardzo aktualne jest jej przesłanie i jak wiele lekcji może czerpać z niej współczesny człowiek, przekonaliśmy się bardzo szybko. Spektakl bowiem wystawialiśmy w grudniu 2019 r., a kilka miesięcy potem ogłoszono pandemię.
Odkrywać nowe
J. Brańska zaznacza, że Teatr Niezależnego Wieku nie mógłby istnieć bez wsparcia władz gminy, byłego dyrektora GOK Bolesława Szuleja i obecnego – Radosława Szczura. – Zawsze możemy liczyć na ich pomoc – zapewnia.
Sławatycki teatr – jak podkreśla inicjatorka jego powstania – nie mógłby też istnieć bez pasji i wzajemnej sympatii. – Robimy to, co potrafimy. Tak, jak umiemy. Nie mamy lekcji dykcji czy pokończonych kursów obycia scenicznego. Chcemy jednak sprawiać innym radość, zapewnić im lekką rozrywkę po to, by mogli uśmiechnąć się i zapomnieć o troskach. Poza tym dla nas to ogromna frajda. Nie dość, że autentycznie się lubimy, to jeszcze możemy odkrywać nowe obszary, zabawy światłem, muzyką – zapewnia J. Barańska, której marzeniem jest wystawienie Protoewangelii Jakuba i „Gościa oczekiwanego” Zofii Kossak-Szczuckiej. – Do pierwszej sztuki mam już gotowy scenariusz, a do obydwu potrzebuję naprawdę sporej obsady – wyznaje. – Liczę jednak, że kiedy miną strach i te wszystkie związane z pandemią rzeczy, ludzie się obudzą i znowu im się zachce żyć – ma nadzieję J. Barańska.
MD