Pamięć nie dała się zabić
Zbrodnia dokonana w 1940 r. w Katyniu, Charkowie, Miednoje i Twerze przez NKWD na polskich oficerach nie ominęła ziemi włodawskiej - wśród ofiar jest co najmniej 12 pochodzących stąd osób, a symboliczne miejsce pamięci znajduje się na cmentarzu wojennym we Włodawie. Jest to tablica z wizerunkiem Matki Bożej Katyńskiej, alabastrowym orłem i symbolicznym pęknięciem na płycie, która znajduje się przy odnowionym krzyżu katyńskim. Drugie upamiętnienie to Pomnik Pamięci Ofiar Sowieckiej Zbrodni Katyńskiej u zbiegu ulic Czerwonego Krzyża i Partyzantów. Miejscami opiekuje się Stowarzyszenie Rodzina Katyńska, które w tym roku obchodzi dziesięciolecie swojej działalności.
Na kamiennej bryle tablicy na cmentarzu wojennym wykuto napis: „W hołdzie polskim oficerom i policjantom pochodzącym z Włodawy i okolic, zamordowanym przez NKWD w Katyniu, Charkowie, Twerze i innych miejscach na Wschodzie b. ZSRR w 1940 roku”. – Nie poprzestaliśmy na pomniku – mówi prezes Stowarzyszenia Rodzina Katyńska Maria Durys. – Postaraliśmy się o sztandar stowarzyszenia, natomiast obok pomnika umieszczona została przeszklona urna z ziemią przywiezioną z lasu katyńskiego, na której są też guziki od mundurów z tamtego okresu oraz łuski i naboje używane przez oprawców. Pomnik przypomina o tych, o których miano zapomnieć na zawsze.
Jedną z ofiar jest stryjek M. Durys urodzony w 1908 r., więzień obozu jenieckiego w Kozielsku, zamordowany 2 kwietnia 1940 r. Figuruje na liście straceń NKWD pod nr. 2/40. – Jego prochy spoczywają we wspólnej mogile w Katyniu – mówi pani Maria. Historia życia J. Dorosza została jej przekazana przez matkę. – Ambitny i nieprzeciętnie zdolny Józef ukończył seminarium nauczycielskie w Nieświeżu, następnie podjął studia na Wydziale Dyplomacji Wyższej Szkoły Nauk Politycznych w Warszawie, ukończył też Szkołę Podchorążych Piechoty w Baranowiczach i otrzymał stopień podporucznika. Nie marzyła mu się jednak kariera wojskowa; już w czasie studiów przygotowywał się do trudniejszego zawodu – dyplomaty. Odbył kilka podróży zagranicznych, z których największe wrażenie zrobił na nim pobyt we Francji. Ciągle poszerzał i udoskonalał znajomość trzech obcych języków. Znajdował też czas na działalność społeczną i patriotyczną w organizacjach akademickich, a szczególnie w Bratniej Pomocy, w jego ścisłym kierownictwie, gdzie bardzo wspierał studentów wywodzących się z ubogich rodzin. Z czasem jego wiedza połączona z wytrwałością i pracowitością zaowocowała zaszczytnym awansem w postaci angażu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Warszawie.
Wojna przerwała dobrze zapowiadającą się karierę, przekreśliła też zamiar podjęcia dodatkowych studiów oraz założenia rodziny. Jak mówi bratanica ppor. J. Dorosza, na trzy tygodnie przed napaścią Niemiec na Polskę jej stryj został wezwany do macierzystej jednostki w Baranowiczach przy ówczesnej granicy z ZSRR. Tam zastał go wybuch wojny.
Jedyny list od syna
Był oficerem w Grupie Operacyjnej „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga, a do niewoli sowieckiej dostał się w nieznanych rodzinie okolicznościach. – Nic też nie wiadomo o jego drodze do jednego z obozów – zaznacza M. Durys. – Dopiero pod koniec grudnia 1939 r. zrozpaczona matka otrzymała pierwszą i – niestety – jedyną wiadomość od syna z nikomu nieznanego Kozielska. Pisał: „Kochana mamusiu i drogi bracie, dzięki Bogu przeżyłem. Proszę o ciepłą odzież: sweter, bieliznę i skarpety. Oczekuję też na list, może niedługo wrócę, niech dobry Bóg ma Was w swojej opiece. Wasz Józek”. Być może napisał też i inne listy do najbliższych. Matka natychmiast wysłała potrzebne synowi rzeczy, które miały uchronić go przed srogą wschodnią zimą. Z pewnością oczekiwanej przesyłki nigdy nie dostał, bo, jak wiadomo, rekwirowali je oprawcy NKWD. Wiosną 1940 r. twórcy zbrodniczego systemu przesądzili o losie bezbronnych oficerów.
O męczeńskiej śmierci J. Dorosza jego matka i brat dowiedzieli się trzy lata później, gdy jedna z gazet wydawana przez Niemców w j. polskim w numerze wielkanocnym z 1943 r. donosiła o odkryciu grobów ofiar potwornej zbrodni dokonanej przez NKWD. – W święto Zmartwychwstania runęły wszelkie nadzieje na powrót ukochanego syna i brata – stwierdza pani Maria. Matka J. Dorosza nie mogła pogodzić się ze śmiercią syna, czekała na jego powrót i liczyła na cud. Kiedy w 1944 r. w czasie przesuwającego się na zachód frontu spłonęła część Włodawy, ogień nie ominął też ul. Furmańskiej i zabudowań rodzinnych Dorosza – w głębokiej szufladzie jesionowej szafy spaliły się najcenniejsze pamiątki po poruczniku: zdjęcia, świadectwa, szkolne dyplomy, dokumenty uniwersyteckie i wojskowe oraz osobiste zapiski. – A do dziś przetrwała jedynie pamięć przekazywana kolejnym pokoleniom. Pamięć nie dała się zabić, nie uległa przemocy – wyznaje prezes SRK.
Więzieni i zamordowani
Na tablicy z wizerunkiem MB Katyńskiej, alabastrowym orłem i symbolicznym pęknięciem na płycie wyryto nazwiska 12 ofiar zbrodni z ziemi włodawskiej. Jedną z nich był urodzony w 1904 r. w Różance Piotr Dudzik – ojciec Ireny Ćwik. – Po odbyciu służby wojskowej został przyjęty do Szkoły Policji Państwowej. Po jej ukończeniu otrzymał przydział służbowy na kresach wschodnich w miejscowości Snowicz, w 1937 r. został przeniesiony do Uścieczka – opowiada pani Irena, sybiraczka i członkini Stowarzyszenia Rodzina Katyńska. Jej ojciec służbę w policji pełnił 12 lat, w 1939 r. został aresztowany przez NKWD i osadzony w obozie w Starobielsku, a następnie w Ostaszkowie. – Przystał dwa listy – wspomina córka. – W 1940 r. został zamordowany, w kwietniu tego samego roku zostaliśmy z mamą i bratem deportowani do Kazachstanu, skąd wróciliśmy w maju 1946 r.
Swojego ojca, ofiarę Ostaszkowa, wspominała śp. Marianna Galewska. Urodzony w 1901 r. w Kobryniu Bazyli Wasilewski pracował w Policji Państwowej we Włodawie, następnie w Hańsku i Sarninie. – We wrześniu 1939 r. na rozkaz dowództwa PP wyruszył na kresy wschodnie, by bronić II Rzeczypospolitej. Od tego czasu nie mieliśmy żadnej wiadomości, gdzie przebywał i co się z nim stało, mimo starań mojej matki, która chciała męża odnaleźć. Na moją prośbę, złożoną w 1998 r., otrzymałam poświadczenie z głównego zarządu Polskiego Czerwonego Krzyża, że ojciec przebywał w obozie jeńców wojennych w Ostaszkowie i został zamordowany w 1940 r. – wspominała córka.
Żywe pomniki
Nazwiska ofiar zbrodni katyńskiej upamiętnione na cmentarzu wojennym, są również wypisane przy dębach pamięci im poświęconym. Pierwsze drzewka zostały posadzone w 2009 r. przy szkole w Kulczynie. Po likwidacji placówki zostały przeniesione do Hańska i Dubeczna. W Dubecznie rośnie dąb poświęcony J. Doroszowi. W centrum Hańska przez posadzenie dębów uczczono Franciszka Szarugę zamordowanego w Miednoje lub Twerze oraz ofiarę Katynia ppor. Michała Koziorowskiego, przed placem kościelnym upamiętniono B. Wasilewskiego. Aspirantom Policji Państwowej: Janowi Dłubisowi, Józefowi Reszce oraz P. Dudzikowi poświęcono dąb przy budynku szkoły w Hańsku. Miejscami opiekuje się m.in. społeczność szkolna pod kierunkiem Małgorzaty Kończal, która była inicjatorką sadzenia dębów pamięci. – Staramy się, aby miejsca te były uporządkowane – mówi M. Kończal. – Uczniowie mają możliwość zapoznania się z historią zbrodni katyńskiej przy okazji rocznic. W kwietniu odwiedzamy wszystkie dęby pamięci, zapalamy znicze, składamy kwiaty.
Działalność Stowarzyszenia Rodzina Katyńska to również poszukiwania archiwalne, co czyni m.in. Leszek Głogowski, to pamięć o powstańcach styczniowych, udział w lokalnych uroczystościach państwowych czy wspieranie harcerzy. – Wybaczajmy i prośmy o wybaczenie, bo tylko taka postawa gwarantuje rozwój naszej ojczyzny, zerwijmy okowy, które nas niewolą. Niech krew przelana w lesie katyńskim wyda owoce miłości, aby już nigdy w historii narodu polskiego nie powtórzyły się wydarzenia roku 1940 – mówi M. Durys.