Informacyjna wojna
Kiedy na ukraińskie domy spadają bomby, w naszych mediach społecznościowych pojawiają się posty, informacje, które mają wywołać określone reakcje. Jakie? Strach, lęk, przerażenie, ale też podejmowanie pewnych działań, wyrabianie sobie opinii i przekazywanie ich dalej. Tuż po zaatakowaniu Ukrainy przez Rosję na facebooku zaczęły pojawiać się informacje, że już wkrótce zabraknie paliwa i gazu na polskich stacjach. W efekcie przez kilka kolejnych dni były one oblegane, a zapasy paliwa topniały w ekspresowym tempie, osiągając zawrotne ceny.
To wywołało efekt lawiny, zaburzone zostały np. łańcuchy dostaw, bo kierowcy ciężarówek mieli problem z tankowaniem, musieli stać w długich kolejkach. Po kilku dniach wszystko się uspokoiło. Dopiero wtedy wiele osób zrozumiało, że uległo panice, niewielu jednak – że sprytnie i celowo wywołanej. O tym, że ktoś nami świadomie manipuluje, alarmują eksperci. „Miejmy na uwadze, że narażeni na dezinformację jesteśmy w każdym momencie. Należy krytycznie traktować wszelkie podejrzane treści w internecie. Takie podejście pozwoli nam nie stać się narzędziem w rękach autorów akcji dezinformacyjnych” – argumentuje Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa (NASK), która angażuje się w walkę z fake newsami.
Widoczna słabość
Kiedyś mówiono, że media to czwarta władza. Dziś o wiele większą ma internet, zwłaszcza media społecznościowe, który stały się polem walki na informacje. Problem istnieje od dawna. Podczas szczytu w Warszawie w 2016 r. ...
JAG