Gdy w przepaść Męki Twej wchodzę…
Trudno wyobrazić sobie Wielki Post bez nabożeństw, takich jak Gorzkie żale czy Droga krzyżowa. Wtopiły się w naszą pobożność pasyjną, ale też weszły mocno w kulturę, tradycję. Liturgiści zwracają uwagę, iż Sobór Watykański II zmienił nieco optykę takiego spojrzenia, ponieważ w centrum Wielkiego Postu postawił przeżycie spotkania z Chrystusem, które dokonuje się w sakramentach chrztu i Eucharystii, zaś samo rozważanie Męki Pańskiej - zgodnie z rozkładem czytań liturgicznych - zostało przesunięte na czas od Niedzieli Palmowej. Wydaje się, że zarówno pierwszy, jak i drugi punki widzenia wzajemnie się dopełniają.
Problem leży gdzie indziej. O ile celowości i zasadności celebrowania Drogi krzyżowej nikt nie kwestionuje (znalazła swój „upgrade” w popularnych dziś tzw. ekstremalnych drogach krzyżowych), o tyle z nabożeństwem Gorzkich żali sprawa już nie jest tak oczywista. O tym później. Na początek…
Trochę historii
Obie celebracje sięgają swoimi korzeniami odległych czasów. Dotyczy to zwłaszcza Drogi krzyżowej, której zwyczaj „odprawiania” sięga starożytności i związany jest z odwiedzaniem w Jerozolimie miejsc związanych z męką i śmiercią Chrystusa. W ciągu wieków zmieniała się liczba jerozolimskich stacji. Ich kolejność i liczba zaczęły się ustalać w XIV w. – dopiero cztery stulecia później przybrały obecną formę. Równocześnie, począwszy od średniowiecza, w Europie zaczęto organizować własne nabożeństwa, budować sanktuaria pasyjne i kalwarie. W obecnym kształcie „nasza” Droga krzyżowa utrwaliła się w XVIII w. ...
Ks. Paweł Siedlanowski