Niewielka, ale jakże ważna rola
Film w reżyserii Rafała Wieczyńskiego, pokazujący wydarzenia z historii naszego kraju i Kościoła, to opowieść o człowieku, który ze skromnego chłopaka z podlaskiej wsi stał się duchowym przewodnikiem narodu. Zdjęcia do tego historycznego dramatu powstawały od sierpnia 2007 do kwietnia 2008 r. Obraz trafił do kin w lutym 2009 r. Premiera odbyła się w Teatrze Wielkim w Warszawie z udziałem Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, który objął patronat nad filmem, prymasa Polski kard. Józefa Glempa oraz rodziny zamordowanego kapłana, m.in. jego mamy.
Zdjęcia były kręcone m.in. w Warszawie, Gdańsku, Bydgoszczy, Zakopanem czy Krakowie, ale odtwórców ról poszukiwano również na Podlasiu, gdzie urodził się bł. ks. Jerzy. Babcię kapłana – Mariannę – zagrała kobieta z nadbużańskiej wsi Dołhobrody związana z zespołem śpiewaczym Jutrzenka, która wcześniej występowała jedynie jako aktorka w widowiskach obrzędowych. – Filmowcy jeździli wzdłuż Bugu i szukali osoby z talentem aktorskim, mówiącej językiem potocznym, z zaśpiewem charakterystycznym dla wschodnich terenów. Tak trafili do naszej wsi – opowiada K. Demianiuk. – Na gości z Warszawy czekał cały nasz zespół. Jednak trwało to tak długo, że w końcu rozeszliśmy się do domów, więc gdy ekipa wreszcie dojechała do Dołhobród, to ona musiała szukać nas pod domach – dodaje.
Założycielka i kierowniczka Jutrzenki Maria Strzałkowska od razu wiedziała, kto będzie odpowiedni do udziału w filmie. – Oprócz mnie brała pod uwagę również moją koleżankę, ale ona nie zakwalifikowała się. Mężczyzny, który był typowany początkowo do roli ojca, również nie przyjęto, ponieważ filmowcy uważali, że „grał zbyt artystycznie” -mówi.
Po wstępnych przesłuchaniach do roli babci Marianny wybrano panią Karolinę. Casting polegał na odegraniu scenki z widowiska obrzędowego z repertuaru Jutrzenki. Demianiuk zaprezentowała fragment traktujący o żniwach, w którym miała możliwość pokazania różnych emocji. – Wypowiadam się w nim na temat swojej synowej: raz ją chwalę, pięknie i miło o niej mówię, by za chwilę się złościć – mówi. Po pewnym czasie pani Karolina otrzymała telefon, że to właśnie ona zagra babcię kapłana. – To była wielka radość, bo kompletnie się tego nie spodziewałam – zapewnia.
Scena wierszem opisana
Mieszkanka Dołhobród została zaproszona na plan filmowy – najpierw pojechała do Warszawy, z noclegiem przy sanktuarium pw. Najświętszego Serca Jezusowego, a następnie do niewielkiej wsi koło Góry Kalwarii, gdzie kręcono m.in. sceny z jej udziałem.
Z książki „Jerzy Popiełuszko. Biografia” Mileny Kindziuk dowiadujemy się m.in., że Marianna Gniedziejko z domu Kalinowska należała do parafialnego Bractwa Straży Honorowej Najświętszego Serca Pana Jezusa, a ks. Jerzy jako mały chłopiec był bardzo związany ze swoją babcią. Chętnie odwiedzał ją w Grodzisku, gdzie mieszkała. To właśnie w jej domu mały Jurek odnalazł przedwojenne numery „Rycerza Niepokalanej”, co zostało zarejestrowana na obrazie filmowym.
Szczegółowo scenę, w której zagrała, pani Karolina opisała w wierszu. „Ojciec swoje dziatki do babci wywozi/, tutaj na pewno nic im nie grozi./ Babcia, słysząc hałas, wychodzi na podwórze/ – radość, bo przyjechał zięć z dziećmi na furze./ I tak to wychodzi wnukom na spotkanie,/ w jednym słowie zamyka swoje powitanie (…)/. Z radością się wita z ulubioną babcią Aluś,/ ojciec go odpycha, składa w rękę całus./ Do ucha teściowej szepcze takie słowa:/ Dziś w lesie ubeki strzelali od nowa./ Dzieci koniecznie oddać trzeba było/ by złego niczego nic się nie zdarzyło”.
Z godnością
Rola, jaką powierzono mieszkance Dołhobród polegała na wypowiedzeniu jednego słowa: „Witajcie” – na przywitanie i zaprowadzenie gości do domu. Jak wspomina kobieta, scenka była odgrywana kilkanaście razy, ale – jak podkreśla – to i tak niewiele w porównaniu z tym, ile razy musiał powtarzać wchodzenie na strych domu babci Aluś, czyli mały Jerzy.
Pani Karolina starała się przedstawić babcię Mariannę z godnością. Miała świadomość, że choć to niewielka rola, ale jakże ważna. Do dzisiaj przechowuje w pamięci okres, kiedy trzeba było pokazać się na planie. Z detalami pamięta poszczególne sceny i obrazy.
Przywiązanie, ale i zobowiązanie
Podtytuł filmu „Wolność jest w nas” jest odniesieniem do kazań ks. Popiełuszki, w których podkreślał wewnętrzną zdolność człowieka do stawiania oporu „w imię wyższych wartości”. Były one – jak zaznacza pani Karolina – zagrożone również na wsiach polskich. – Pamiętam bardzo przykrą sprawę mojego sąsiada, który cierpiał z powodu ówczesnej władzy. Był prześladowany za postawienie z okazji milenium chrztu Polski krzyża na początku szosy w Dołhobrodach. Mimo że nie było dowodów, iż to on jest za to odpowiedzialny, bo krzyż ustawiono w nocy, to właśnie ten człowiek był nękany przez komunistów – dodaje.
K. Demianiuk przyznaje, że poprzez film czuje się jeszcze bardziej związana z ks. Popiełuszką, ale to również pewne zobowiązanie. Jest uważną czytelniczką książek, które powstają na temat błogosławionego kapłana, a także żarliwie modli się za jego wstawiennictwem.
Joanna Szubstarska