Jak niszczono księdza Jerzego
Tematem morderstwa ks. Jerzego Popiełuszki zajmuje się Pan od wielu lat. Czyżby nie wszystko zostało jeszcze powiedziane?
Uważam, że jako dziennikarz i obywatel mam wręcz obowiązek nie poprzestawać na tym, co zostało zrobione. Musimy cały czas poszukiwać dokumentów dotyczących tej sprawy, bo świadkowie, niestety, już odchodzą. A nowe materiały wciąż się pojawiają. Kiedy ponad 12 lat temu próbowałem robić kwerendę w moskiewskim archiwum KGB, otrzymałem pisemną odpowiedź, że nie ma tam żadnych informacji na temat ks. Jerzego, co oczywiście nie jest prawdą.
Także w byłych republikach sowieckich, jak Ukraina, Litwa, Łotwa, Białoruś, istnieją archiwa po byłym KGB, w których takie materiały być może się znajdują. Należy mieć nadzieję, że one kiedyś się odnajdą. Cały czas trzeba szukać. Wydaje mi się, że to sprawa zbyt ważna dla historii naszego kraju, ale też tego, co się teraz dzieje, by poprzestać na tym, co już jest ustalone.
O tym porwaniu i zabójstwie było głośno. Czy równie dużo mówiło się potem o sprawcach tej zbrodni?
Rzeczywiście sprawa uprowadzenia i zabójstwa ks. Jerzego była szokiem dla społeczeństwa, ale też niewygodna dla władzy i odbiła się szerokim echem w mediach na całym świecie. Jednak wystarczy popatrzeć na relacjonowanie procesu, by zrozumieć, że w oficjalnym przekazie prawdy było niewiele. Jedynym niezależnym obserwatorem był Siegfried Lammich z Niemiec Zachodnich, prawie cała reszta (poza kilkoma chwalebnymi wyjątkami) to dziennikarze usłużni wobec ówczesnej władzy. Natomiast bardzo dobrą robotę zrobił Kościół, który wysłał na proces swoich przedstawicieli, bo te relacje były zdecydowanie pełniejsze, uczciwsze, choć docierały do wąskiego kręgu odbiorców. O sprawcach zbrodni zrobiło się głośno po ich ujęciu (październik 1984 r. ...
JAG