Komentarze
Chodzi o prawdę

Chodzi o prawdę

Kilka dni temu w głównym wydaniu sztandarowego programu informacyjnego TVP, jako uzupełnienie jednej z informacji, na tzw. pasku zamieszczono słowa: „Debata o ukraińskim barbarzyństwie”.

Sprawa zrobiła się o tyle niezręczna, że jeszcze przed zakończeniem „Wiadomości” redakcja wyjaśniła, że był to ewidentny błąd. „Użyliśmy przymiotnika ukraińskie, podczas gdy chodziło nam, oczywiście, o rosyjskie barbarzyństwo” - wyjaśniła prowadząca program. Po chwili oficjalne słowa ubolewania pojawiły się również w mediach społecznościowych. To bardzo rzadka sytuacja, kiedy telewizja publiczna, bez wyroku sądu, sama z siebie przeprosiła za publikowane treści. Ale czy tym razem słusznie?

Prezydent Ukrainy od jakiegoś czasu mówi o Polakach: „bracia i siostry”. Występując przed wieloma międzynarodowymi organizacjami czy parlamentami, opowiada o „drugich komorach gazowych”, „drugiej Hiroszimie”, „drugim Stalingradzie”, „drugim Katyniu”, „kolejnej Srebrenicy” a nawet i „drugim Holokauście”. Mówi, że Ukraińcy dzielnie bronią swojej flagi, bo to ich świętość. I dodaje, że to, czego nigdy nie robili pod swoją flagą, to „nie atakowali innych państw, nie zajmowali cudzej ziemi, nie mordowali innych ludzi”.

I tu pojawia się problem. Państwo, któremu ofiarujemy obecnie wszechstronną pomoc (oczywiście jak najbardziej słusznie), niestety ciągle jeszcze buduje swoją tożsamość na gloryfikacji ludobójców. Ukraińskimi bohaterami nadal są ci, którzy zorganizowali i dokonali ludobójstwa na Polakach zamieszkujących choćby Wołyń i wschodnią Małopolskę. Do dziś ofiary tej rzezi nie doczekały się godnych pochówków, a Ukraina stawia pomniki ich katom. Rok 2022 lwowska rada obwodowa ogłosiła rokiem Ukraińskiej Powstańczej Armii w regionie.

Kilka lat temu prezes PiS Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów mówił: „Poziom ignorowania przez władze w Kijowie spraw związanych z ludobójstwem dokonanym na naszych obywatelach na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, a często też zakłamywania ich prawdziwego przebiegu, gloryfikowania sprawców, przekroczył granice akceptowalności (…). Wspieramy niepodległość Ukrainy, rozwój demokracji w tym kraju, jednak nie zrezygnujemy z upominania się o prawdę”. Z kolei premier Mateusz Morawiecki pisał w mediach społecznościowych: „Symbol zbrodni OUN-UPA na Polakach to kwiat lnu, który w tym okresie kwitł na Wołyniu. Len kwitnie zaledwie kilka godzin – tak, jak w kilka godzin 99 wsi zostało wymazanych. Nie ma słów, które potrafiłyby opisać okrucieństwo tej zbrodni. Nie ma pojednania bez pamięci i prawdy.”

Co zostało z tych słów po wybuchu wojny? Dziś żaden z polityków goszczących w Kijowie nawet nie zająknie się o wydarzeniach sprzed 80 lat, które wciąż dzielą nasze narody. Obecnie mówienie o prawdziwej polsko-ukraińskiej historii postrzegane jest przez władze kraju nad Wisłą jako mowa nienawiści. Dziś proponuje się nam, by czcić „tragedię” z ukraińskiej Wyspy Węży, podczas gdy słowem nie wolno pisnąć o Wołyniu, gdzie „cywilizowany naród” wymordował kilkadziesiąt tysięcy naszych rodaków. Czyżby negowanie tego tematu stało się polską racją stanu? A przecież tu nie chodzi o żadną zemstę, odwet czy załatwianie jakichś porachunków. Chodzi wyłącznie o prawdę, godne uczczenie i pochowanie ludzi, których brutalnie mordowano tylko za to, że byli Polakami. Jeżeli pewnych spraw z przeszłości nie wyjaśnimy sobie dziś, to po wojnie – która kiedyś się skończy – nie będzie na to żadnych szans. Nie łudźmy się, że oczarowani naszą pomocą bracia ze Wschodu rzucą się nam kiedyś sami z siebie w objęcia z płaczem i prośbą o przebaczenie.

Leszek Sawicki