Historia
Kulturnyj narod

Kulturnyj narod

Dochodzące do Polski wieści z Ukrainy pokazują m.in. zdziczenie rosyjskich żołnierzy, którzy mordują ukraińskich cywili, rabują i niszczą ich dobytek. Te zachowania przypominają lata 1944-1945 i zachowanie Rosjan wobec Polaków i ich dobytku.

Kilka lat temu Archiwum Państwowe w Siedlcach wydało drukiem wspomnienia Agnieszki Chrzanowskiej, która tamte czasy oglądała oczami dziecka. Niemcy zbombardowali jej siedlecki dom w 1939 r., Rosjanie w 1944 r. Podczas walk o miasto toczonych latem 1944 r. chroniła się w podsiedleckiej wsi Rakowiec. Tu również dotarła wojna, więc mieszkańcy wioski wraz z uciekinierami z Siedlec chronili się w lesie. Gdy walki ustały i wrócili do domów, okazało się, że ich obejścia znacznie ucierpiały i nie chodziło tu jedynie o efekty zmagań wojennych. Ganki domów, schody, płoty zostały ukradzione i użyte na opał dla kuchni polowych. Tak wspomina to Chrzanowska: „Ta kuchnia, chyba bardzo prymitywna, to był ogromny gar z pokrywą ustawiony nakamieniach i cegłach (…). Najpierw palono drzewem i węglem zarekwirowanym miejscowym, a potem najwygodniej im było wyrywać sztachety i fragmenty różnych ogrodzeń”.

Kucharzowi pomagały żołnierki, które warzywa kroiły szpadlem. „Żołnierki po służbie przebierały się w niezwykle barwne, kwieciste, o wiele dla nich za wąskie sukienki lub kolorowe, na wąziutkich ramiączkach, ozdobione koronką toalety, które poprzednim właścicielkom służyły jako halki”. To zjawisko noszenia przez Rosjanki ukradzionej w Polsce bielizny jako sukni wizytowych znane już było podczas agresji na Polskę w 1939 r.
Po przejściu frontu postrachem siedlczan byli tzw. szpitalnicy, czyli żołnierze Armii Czerwonej leczeni w tutejszych szpitalach. „…w pasiastych piżamach, często o kulach po amputacji jakiejś kończyny,w gipsie, z obandażowanymi głowami lub z innymi, czasem zakrwawionymi opatrunkami, siedzieli na krawężnikach chodników nad rynsztokami, pili alkohol, cały czas coś krzyczeli, czasem wyśpiewywali o zwycięskim wodzu Stalinie. Kradli, rabowali, na skwerach palili ogniska i piekli zabrane z jakiegoś sklepu kiełbasy lub inne mięsa albo podgrzewali puszki z tuszonką. Napastowali kobiety, straszyli dzieci. Milicja ani wojskowa żandarmeria nie reagowały. (…) nocami w śródmieściu rabowali sklepy, do których dostawali się, rozbijając drzwi siekierami albo przestrzeliwując zamki”. Takie zachowania potwierdza przechowywany w siedleckim Archiwum Państwowym „Dziennik wydarzeń w mieście Siedlcach” prowadzony od końca lipca 1944 r.  przez prezydenta miasta Stanisława Żemisa. Pisał: „Żołnierze radzieccy urządzili połów ryb w Muchawce koło młyna Zbuckiego. Do zabijania ryb użyli granatów, którymi uszkodzili na dnie rzeki kabel wysokiego napięcia i główny rurociąg wodociągu miejskiego. Skutkiem czego miasto pozbawione zostało na długi czas wody”.
30 września 1944 r. władze sowieckie zarządziły wysiedlenie ludności z dzielnicy Nowe Siedlce z terminem opuszczenia domów do południa 1 października. Według Agnieszki Chrzanowskiej, która tam wtedy mieszkała, „…zajechały przed nasz dom gazik i ciężarówka. Żołnierze rozbiegli się po mieszkaniach, wyganiając wszystkich, (…) na ulicę. Oficerowie, nie wysiadającz gazika, przez tłumacza obwieścili, że jutro do południa dom ma być pusty. Gdyby ktoś pozostał, to razem z rzeczami zostanie wywieziony za miasto. I jeszcze jedno, zaznaczone meble mają pozostać, bo będą im potrzebne. Gazik odjechał, a żołnierze przeglądali mieszkanie za mieszkaniem i patrząc na jakąś listę, nalepiali kartki z pieczątkami na zarekwirowanych meblach”. Okazało się, że domy zajmuje NKWD. Rosjanie pozwolili mieszkańcom wrócić do swych domów dopiero 19 stycznia 1945 r. Tyle że domy te wyglądały już inaczej niż kilka miesięcy wcześniej: „…okna i drzwi pootwierane, ogrodzenie zniszczone, ogród rozjechany samochodami (…). W zniszczeniu domu była zasadnicza różnica między parterem a piętrem. Prawdopodobnie oficerowie spali i pracowali nagórze. Było tam brudno, poniszczone ściany i podłogi, wszędzie niedopałki papierosów, powyszczerbiane talerze, porozstawiane blaszane kubki. Pozostawiono dwa prymitywne drewniane biurka i kilka krzeseł, te rzeczy zostały któregoś dnia porąbane i spalone. Parter był zdewastowany. Jeden pokój służył za WC. Deski podłogowe, drzwi i futryny były powyrywane, prawdopodobnie palono nimi w piecach i pod kuchnią. Palono też sztachetami z ogrodzenia, które przestało istnieć”. Tak to zachowywali się wyzwoliciele ze Wschodu prawie 80 lat temu.

Grzegorz Welik