Inspiruje mnie człowiek
Jak zaczęła się Pana przygoda z fotografią?
Właściwie fotografowałem od dziecka. A konkretnie od momentu, gdy w moje ręce trafiła pożyczona od siostry, stanowiąca jej komunijny prezent, Smiena M8. Zabierałem go na różnego rodzaju wyjazdy i wycieczki, dokumentowałem rodzinne uroczystości. W ślad za tym przyszły eksperymenty w ciemni. To były pierwsze kroki. A na poważnie fotografią zająłem się ponad 20 lat temu, kiedy zacząłem współpracę z radzyńskim magazynem „Grot”. Pokryło się to z narodzinami mojej pierwszej córki. Stwierdziłem wtedy, że fotografia jest dla mnie. Uzbroiłem się w lepszy sprzęt i od tamtej pory moja pasja ruszyła ze zdwojoną siłą.
Dzisiaj jest Pan artystą fotografikiem z dyplomem, ale – mówiąc kolokwialnie – zaczynał Pan od zera. Chyba nie było łatwo w tamtych czasach zdobywać warsztat?
Rzeczywiście. Internet nie był jeszcze wtedy na tyle rozwinięty, by można było czerpać z niego wiedzę. Jednak pomagały różne książki, publikacje. Poza tym okazało się, że w Radzyniu jest spora grupa pasjonatów fotografii, którzy są głodni wiedzy i chcą wymieniać się doświadczeniami. Zaczęliśmy spotykać się regularnie. Tak powstał Radzyński Klub Fotograficzny „Klatka”, który działa nieprzerwanie od 20 lat. I – co najważniejsze – wciąż się rozrasta. Mimo różnych trudności, jak np. pandemia, i nieporównywalnie lepszego dostępu do wiedzy niż dwie dekady temu, „Klatka” wciąż przyciąga ludzi. Jednak nie jesteśmy hermetyczną grupą, wręcz przeciwnie. Klub jest otwarty na ludzi nowych, młodych, początkujących. Na nasze spotkania przychodzą nie tylko fotografowie, ale też regionaliści, pasjonaci fotografii, którzy sami nie robią zdjęć, ale lubią je oglądać, analizować, czytają na ten temat.
Za nami VI Radzyńskie Dni Fotografii, które również są Pana dzieckiem.
Powstały one zupełnie spontanicznie. Stwierdziliśmy, że warto byłoby zaznaczyć obecność fotografów w Radzyniu, których w mieście jest naprawdę wielu. Marzyły nam się spotkania, warsztaty, chcieliśmy zapraszać gości – znanych fotografów. Jednak pierwsze dwie edycje nie miały nawet swojej nazwy. Traktowaliśmy to raczej jako kolejną okazję do wymiany doświadczeń. Dopiero z czasem uznaliśmy, że naprawdę wyszło coś fajnego i warto to kontynuować. I tak się zaczęło. W kwietniu obchodziliśmy je już szósty raz. Wydarzenie pięknie połączyło się z 20-leciem „Klatki” i 60-leciem Radzyńskiego Ośrodka Kultury. Jak na tak zacny jubileusz przystało, zaprosiliśmy wyjątkowego gościa: prof. Zbigniewa Treppę, kierownika Antropologii Obrazu Uniwersytetu Gdańskiego, wykładowcę Akademii Sztuk Pięknych, który przyjechał do nas z arcyciekawym wykładem pt. „Całun Turyński – znak spełnionej ofiary”. Można powiedzieć, że jego wystąpienie dotyczyło pierwszej na świecie, w dodatku tak wyjątkowej „fotografii wykonanej ponad 2 tys. lat temu.
Podobno dobre zdjęcie to takie, które inspiruje. A co Pana inspiruje?
Przede wszystkim człowiek, który jest właściwie pochodną wszystkich innych tematów. Mnóstwo prac poświęciłem wielokulturowości, sacrum, a także tradycjom Polski Wschodniej. Efektem są m.in. albumy „Ślady wiary” i „Majówki”. W tym ostatnim dokumentuję odbywające się w maju pod kapliczkami i krzyżami, mające niesamowity urok nabożeństwa. Pamiętam je z dzieciństwa, ale gdy zbierałem materiały do tego albumu i odwiedziłem kilka miejsc, byłem pozytywnie zaskoczony obecnością młodych osób. To budujące, bo oznacza, że drzemie w nich chęć zgłębiania wiary, a jednocześnie regionalnych tradycji, w które w pewien sposób wpisują się majówki. Bez dwóch zdań: inspiruje mnie człowiek, jego życie i wiara. To coś, co warto pokazywać i fotografować.
Jestem bardziej fotografem obserwatorem niż fotografem kreatorem, czyli bardziej interesuje mnie to, co się dzieje, niż kreuję swoją wizję, chociaż i takie cykle mi się zdarzały. Wartość ma dla mnie fotografia społeczna i socjologiczna.
Najważniejsze zdjęcie?
Chyba jeszcze go nie zrobiłem. Cały czas nad tym pracuję. Nie ukrywam, że jestem dość wymagającym fotografem, który przede wszystkim wymaga od siebie. Zachwycam się pracami innych twórców, ale jestem bardzo krytyczny, jeśli chodzi o to, co sam robię. To z jednej strony przekleństwo, choć inni mówią, że dar, bo potrafię weryfikować swoje prace. Poza tym trudno jest, zwłaszcza w dobie cyfrowej, kiedy robimy mnóstwo zdjęć, wybrać to jedno najważniejsze, wyjątkowe.
To może jest praca, którą darzy Pan szczególnym sentymentem?
Z tym też jest pewien kłopot, ponieważ zwykle bardzo subiektywnie podchodzimy do fotografii, którą wykonaliśmy, gdyż kojarzy nam się pewnymi wydarzeniami, odczuciami. Pamiętamy towarzyszące temu emocje, zapachy itd. Jednak oglądający nie zna tego całego zaplecza. Owszem, w nas to zdjęcie budzi sentyment, ale wcale nie musi być ono dobre. Dlatego podczas różnych warsztatów radzę moim słuchaczom, by nie kierowali się sentymentem, ale starali, nawet fotografując rodzinne uroczystości, pokazać obiektywnie wydarzenie, osobę, rzecz. Jednym słowem – pokazać coś więcej niż obraz. Zdaję sobie sprawę z tego, że to trudna sztuka, lecz warto podjąć wyzwanie. Sam mam w swoim dorobku różne cykle, które mniej lub bardziej mi się udały. Tylko – jak już wspomniałem – moim problemem jest to, że krytycznie podchodzę do tego, co robię. I choć praktycznie przy każdym nowym temacie wydaje mi się, że mam inną świadomość fotografowania i że te prace będą najważniejsze, najczytelniejsze, najbardziej interesujące, to, niestety, nie zawsze tak jest. Poza tym trudno wybrać mi tę jedyną fotografię czy cykl, bo dotyczą różnych spraw czy wydarzeń. Ponadto z perspektywy czasu i wspomnień, które nasilają się, kiedy wracam do swoich najstarszych zdjęć, trudno mi spojrzeć na nie obiektywnie. Dlatego wolę, by to inni oceniali moje prace.
Dzisiaj ze względu choćby na aparaty w telefonach komórkowych zdjęcia robi każdy, ale czy każdy może zrobić dobre zdjęcie?
I tak, i nie. Zacznijmy od tego, że zdjęcia warto robić. To ogromna zaleta telefonów komórkowych, iż dają taką możliwość. Tylko nie każdy myśli fotograficznie. Co to znaczy? Myślenie fotograficzne to myślenie analityczne i świadomość tego, czy kadr będzie miał swoją wartość. Ja np. nie rozumiem robienia 30 selfie każdego dnia, ale jeśli komuś to pomaga to OK. Namawiam raczej do refleksji nad tym, co chcemy przekazać i co po sobie zostawimy potomnym. Warto podkreślić, że czasami zupełnie przypadkiem, np. podczas różnych wydarzeń, możemy zrobić naprawdę dobre zdjęcie, tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy. Zapisujemy je na twardym dysku i zapominamy. Dopiero ktoś, oglądając je przypadkiem, uświadamia nam, iż opowiada ono jakąś historię. Są też ludzie mający dar widzenia i analizy, dzięki czemu potrafią uchwycić coś naprawdę fajnego. Poza tym fotografia to odkrywanie siebie i relacji ze sobą. Dlatego zachęcam do sięgania po aparat, zwłaszcza że materiału dokumentalnego, dokumentacyjnego jest ciągle za mało. Uczulam jednak, by najważniejsze zdjęcia przenosić na papier. To najbezpieczniejszy nośnik. Zdjęcia stają się z czasem dokumentem za kilkadziesiąt lat będą miały ogromną wartość.
Niedawno obchodził Pan 20-lecie tzw. twórczej aktywności. Gdyby nie aparat, to co?
Szczerze? Nie mam pojęcia. To trudne pytanie, żeby nie powiedzieć – przerażające. W pewnym sensie uzależniłem się od fotografii. Dzięki niej funkcjonuję, działam. Ona pomogła mi też w trudnych chwilach. Uważam, że kiedy człowiek ma jakiś problem, traumatyczne przeżycie, to fotografia jest odskocznią idealną.
Dziękuję za rozmowę.
O ROZMÓWCY
Tomasz Młynarczyk, radzynianin, członek Związku Polskich Artystów Fotografików, założyciel Radzyńskiego Klubu Fotograficznego „Klatka”. Zajmuje się fotografią koncepcyjną i eksperymentalną oraz szeroko rozumianą fotografią społeczną. Dokumentuje i analizuje przenikanie się kultur, tradycji i wiary terenów Polski Wschodniej. Stypendysta ministra kultury i dziedzictwa narodowego w dziedzinie sztuk wizualnych. Autor wystaw indywidualnych. Na swoim koncie ma też ponad 150 wystaw zbiorowych w kraju i zagranicą. Publikował w dziennikach, tygodnikach, albumach fotograficznych i książkach np.: „Kraina Bugu”, „Kozirynek – kwartalnik kulturalny”. Laureat licznych konkursów krajowych i zagranicznych oraz nagród, m.in. „Fotograf Roku 2003” – Związku Polskich Fotografów Przyrody. Autor albumów: m.in. „Radzyń w fotografii Tomasza Młynarczyka”, „Na moje oko”, „Sacrum przydrożne”, „Teatr w teatrze”, „Majówki”, „Ślady wiary”, „Fotofragmenty”. Współautor albumów m.in.: „Dwudziestolecie Beatyfikacji Męczenników z Pratulina”, „Janów Podlaski w dziejach Diecezji Siedleckiej. Wydanie Jubileuszowe”, „Mocni wiarą i miłością Maryi. Wydanie Jubileuszowe”.
DY