Komentarze
Wyrzucanie ducha niemego

Wyrzucanie ducha niemego

Jednym z przywilejów chrześcijan jest możliwość zadawania pytań tym, którzy z woli Chrystusa dzierżą władzę w Kościele. Nie jest to w istocie element rozbijania Kościoła, a wręcz przeciwnie - stanowi dbałość o jego misję i działanie. Posłuszeństwo lub jego brak to zupełnie inna sprawa.

Podobnie interpretowanie - czasem błędnie - gestów papieży stanowi w większości przypadków realizacją tego właśnie przywileju. Oczywiście Duch Święty jest w sposób niewidzialny i nieprzewidywalny obecny w wyborze tych, którym pozwala, by zostali następcami św. Piotra. Ale ta „duchowa dzika karta” nie powstrzymuje zwykłej ludzkiej zdolności do zadawania racjonalnych pytań. A takie pojawiają się chociażby po niedawnym ogłoszeniu przez Watykan, że papież Franciszek, pomimo problemów ze zdrowiem i mobilnością, odwiedzi L’Aquila we Włoszech 28 sierpnia, aby uczcić Święto Przebaczenia utworzone w 1294 r. przez papieża Celestyna V. Potrzeba odświeżenia historii, aby zrozumieć, co może oznaczać ta wizyta. Celestyn V był ostatnim papieżem - przed Benedyktem XVI - który abdykował. Rezygnacja ze Stolicy Piotrowej miała poważne powody. Był on mnichem i pustelnikiem wrzuconym w burzliwą politykę Kościoła XIII w. i zupełnie nie pasował do urzędu.

Dla elektorów jego wybór na urząd papieski był działaniem prawdopodobnie desperackim. Liczono, że święty człowiek mógłby zjednoczyć różne walczące frakcje, które znalazły się w impasie i pozostawiły Kościół bez papieża przez ponad dwa lata (bezkrólewie 1292-94). Niestety nie mógł tego zrobić i wiedział, że nie może. I chciał wrócić do klasztoru. Jego następca, Bonifacy VIII, nie pozwolił na to i wtrącił go do więzienia na wypadek, gdyby jego zwolennicy mieli pomysły na zwrócenie go jako antypapieża. Po różnych eskapadach – Celestyn w pewnym momencie uciekł i ukrył się w lesie, próbował wejść na statek płynący na wybrzeże Dalmacji itp. – trafił do więzienia i zmarł 10 miesięcy później (pogłoski o maltretowaniu, a nawet zatruciu nigdy nie zostały potwierdzone). Dante odnosi się do niego krótko w słynnym wersecie o duszy w stanie zawieszenia: „Che fece per viltade il grand rifiuto” („Który przez tchórzostwo dokonał wielkiej odmowy”). W opinii Dantego był to nie tylko akt duchowej nieważności, ale także umożliwił wstąpienie na Stolicę Piotrową Bonifacemu VIII, którego przeznaczeniem było, jak regularnie przepowiadał, miejsce w najgłębszym piekle. Celestyn faktycznie dokonał kilku użytecznych reform w sposobie wyboru papieży i został kanonizowany jako święty w 1313 r. przez papieża Klemensa V. Wracając do naszych niespokojnych czasów, papiescy obserwatorzy od dawna uważali miejsca związane z Celestynem za takie, w których papieże mogą dawać „sygnały”. Paweł VI udał się do swojego miejsca śmierci (Ferentino) w 1966 r., wywołując pogłoski, że ma zamiar zrezygnować. Benedykt XVI udał się do jego grobu w L’Aquila w 2009 r. i zostawił tam swój paliusz papieski z wciąż nie do końca jasnych powodów. A teraz papież Franciszek będzie tam na Święto Przebaczenia. Sama data wizyty, 28 sierpnia, jest dziwna, ponieważ właśnie papież ogłosił w zeszłym tygodniu nominację 21 nowych kardynałów, którzy zostaną ustanowieni w tej godności 27 sierpnia. Co dziwniejsze, dwa dni po wyniesieniu nowych kardynałów ma być konsystorz poświęcony omówieniu z papieżem „Predicate Evangelium” i reformy Kurii Rzymskiej. Po co w środku tego wszystkiego wyjechać z Rzymu do L’Aquili? Letni wypad za miasto czy też coś innego?

 

Im dalej w las…

Konsystorzy to czas, kiedy kardynałowie żyjący w różnych regionach świata spotykają się w Rzymie, aby omówić różne sprawy, poznać się nawzajem i zacząć zastanawiać, kto z nich może być dobrym kandydatem na kolejnego papieża. Jedną z osobliwości tego dziwnego papiestwa jest to, że Franciszek od lat nie wezwał kardynałów do Rzymu na konsystorz. Papiescy krytycy twierdzą, iż tego nie uczynił, ponieważ kardynałowie mogą mu powiedzieć rzeczy, których nie chce słyszeć. Jest to również dziwne z powodu często powtarzanego przez Franciszka pragnienia Kościoła „synodalnego”, w którym biskupi jako przywódcy i katolicy na całym świecie mogą „chodzić razem”. Nie obejmuje to jednak tradycyjnego „wspólnego chodzenia” kardynałów. Ponadto wiele uwagi skupiono na ostatnich kardynalskich nominacjach. Dobrym przykładem tej analizy jest biskup San Diego Robert McElroy, którego w samym episkopacie amerykańskim uważa się za lojalistę papieskiego, który na tej kanwie kilkakrotnie wdawał się w konflikty ze swoimi współbraćmi z Konferencji Episkopatu USA. Na przykład w 2015 r. próbował stonować przedwyborcze oświadczenie biskupów „Wierne obywatelstwo”, które nadal podkreślało aborcję jako centralną kwestię moralną. Amerykańscy biskupi, argumentował McElroy, ignorowali pogląd papieża Franciszka, że klimat, uchodźcy i ubóstwo są równie ważne. Kardynał DiNardo z Houston, ówczesny przewodniczący Konferencji, ostro odrzucił to twierdzenie. W 2019 r., po podobnej argumentacji McElroya, arcybiskup Filadelfii Charles Chaput stwierdził wprost, że opis tego, co robili uczestnicy konferencji, był nieprawdą. Ciekawą rzeczą jest fakt, iż papież Franciszek właśnie usunął biskupa Arecibo w Portoryko za jego „różnice” z innymi biskupami. Ten standard wyraźnie nie dotyczył McElroya. Tenże papieski nominat zasłynął również tym, że notorycznie próbował spowolnić watykańskie śledztwa w sprawie Theodore’a McCarricka. Swoją drogą ciekawym jest fakt, że wszyscy amerykańscy kardynałowie mianowani przez papieża Franciszka mieli powiązania z McCarrickiem – Cupich, Tobin, Gregory, Farell, a teraz McElroy. Jeśli doda się do tego dystans do bardziej tradycyjnej orientacji amerykańskich biskupów, którzy nadal są w dużej mierze mianowani przez Jana Pawła II i Benedykta, można uznać, że papież Franciszek bez wątpienia pragnie zmienić skład episkopatu w Stanach Zjednoczonych. Czy mu się uda, dopiero się okaże. Ale dynamika wewnątrz konferencji biskupów nie wydaje się temu sprzyjać. Same rozpatrywane globalnie nominacje kardynałów przez papieża Franciszka tworzą swoisty przeciwprąd. Może się wydawać, że mianowanie kardynałów z „peryferii” (Timor Wschodni, Indie, nawet Mongolia),  a nie z tradycyjnych miejsc (Los Angeles, Paryż, Mediolan i Ukraina) sprawi, że Kościół będzie bardziej „różnorodny” w liberalnym kierunku. Ale trudno uwierzyć, że kardynałowie z „peryferii” pójdą w ogień za przyjaznymi tęczy w Europie i Ameryce, zorientowanymi na wyświęcanie kobiet, podejrzliwymi wobec tradycji i popierającymi postępowe programy internacjonalistyczne. Niezamierzoną więc konsekwencją nominacji papieża Franciszka może być opór ze strony peryferii. Ale to się jeszcze okaże. Póki co, korzystajmy z przywileju zadawania pytań. Inaczej duch niemy jakoś wyrzuconym nie będzie.

Ks. Jacek Świątek