Komentarze
Będzie, będzie zabawa

Będzie, będzie zabawa

Znowu mamy wakacje... Oczywiście nie wszyscy. To znaczy jest spora grupa potrafiących się w życiu ustawić szczęściarzy, którzy mają wakacje przez cały rok. Cała reszta płacących podatki może co najwyżej wybrać się na krótki urlop.

Wraz z rozpoczęciem sezonu wyjazdowego wróciły stare problemy. Rodakom nie można jednak odmówić determinacji... Ceny paliw przekraczają kolejne granice... Spokojnie, to wcale nie odstrasza kierowców, o czym można było się przekonać podczas długiego czerwcowego weekendu. Serwisy informacyjne standardowo donosiły o kilometrowych korkach na trasach wiodących do nadmorskich miejscowości, a kierowcy będący w centrum wydarzeń narzekali, jak bardzo zirytowani są całą sytuacją. O tym, że są zaskoczeni, nie mówili. Ci z mniej zasobnymi portfelami stawiają na państwową komunikację. A na kolei bez zmian - opóźnienia w kursowaniu nadal mają się dobrze, bo przecież jest lato, a więc upały czy burze albo wszystko naraz.

Z naturą, jak wiadomo, nikt jeszcze nie wygrał. Powód problemów ze zdążaniem na czas może być jednak jeszcze inny – nadmiar połączeń. Wraz z wakacjami PKP uruchomiło więcej pociągów do popularnych kurortów. Na torach zatem mogły zrobić się korki, stąd spore różnice między deklarowanymi w rozkładzie jazdy a realnymi godzinami odjazdów. Chociaż i tak mamy więcej szczęścia niż Anglicy, którzy właśnie obserwują największy od 30 lat strajk kolejarzy. W związku ze sporem o płace i warunki pracy w ostatni wtorek obsługiwanych było tylko ok. 20% połączeń kolejowych w kraju, przy czym na połowie tras nie jeździły żadne pociągi. A przewoźnicy apelowali o… unikanie podróży.

Wybierający się na urlop samolotem też nie mogą być spokojni. Do gry wracają kontrolerzy lotów, którzy już w maju grozili odejściem z pracy. Wydawało się, że sytuację udało się załagodzić, ale panikę zasiała kilka dni temu przedstawicielka kontrolerów, ogłaszając, że… wakacji nie będzie.

Niektórym jednak udało się już gdzieś wylecieć. A za granicą standardowo – w sieci krążą świeżutkie filmiki z porannych zawodów w zajmowaniu leżaków ręcznikiem. Żeby stoczyć walkę o najlepsze miejsce przy basenie, turyści muszą wstać skoro świt. Wypoczywający nad polskim morzem prześcigają się za to w tym, kto zapłacił droższy rachunek w lokalu. Obecnie na internetowym topie jest niejaka pani Ewa, która w centrum Gdańska za rodzinny obiad składający się z czterech porcji pierogów i surówki zapłaciła ponad 133 zł. Ktoś inny za mały pojemnik tatara z łososia musiał uiścić 41 zł, a dwa piwa w Gdańsku to koszt nawet 40 zł. Czyżby restauracje ukrywały przed konsumentami ceny dań i napojów, skoro ci są zaskoczeni wysokością rachunków? Oj, chyba do tych lokali powinna zajrzeć jakaś inspekcja.

A może nie psujmy turystom zabawy…

Kinga Ochnio