Komentarze
Bohaterki

Bohaterki

Był sobie tzw. dziennikarz. Wielce uzdolniony, bo zarówno w prasie, jak i w telewizji, a nawet i w radiu wiódł prym co się zowie.

A i zasłużony okrutnie, a nawet doceniony, bo po wielekroć najróżniejszymi prestiżowymi nagrodami - z najważniejszą: Hieną roku - za wyjątkowo słuszną i konsekwentną realizację swojej dziennikarskiej powinności odznaczany. Głęboka myśl jego wokół zagadnienia „co z tą Polską” bezustannie krążyła. „Znawcy przedmiotu” za człowieka, który „reprezentuje dziennikarstwo odważne, zaangażowane i nonkonformistyczne”, go uznali. I że arystokratą dziennikarstwa jest. W związku z powyższym nad całkiem pokaźną gromadką swoich wielbicieli rząd dusz w klasycznym tego słowa znaczeniu sprawował. Kochali go też chlebodawcy, powierzając mu bardzo ważne, dające możliwości zarówno realizowania się, jak i popisywania, dziennikarskie funkcje.

I w takim błogostanie sobie wszyscy długo i szczęśliwie żyli w przekonaniu, że nie tylko w polskiej rzeczywistości, ale i w zagranicznych koncernach wspomniany gwiazdor dożywotnio jest umocowany.

Aż tu nagle – hop! – ni z gruszki, ni z pietruszki wajchę ktoś przełożył. Nocnej zmiany dokonał. W innym świecie obudzić się kazał. Zasłużonego dziennikarza od przynależnych mu profitów odciął. Cieplutkich posadek zakazał. I ani powiedział, ani wskazał, za co i dlaczego. Ani też nie przewidział, że niepotrafiące dochować tajemnicy wróble wyćwierkają, iż pan dziennikarz od lat swoim podwładnym – z kobietami na czele – mobbing & molesting serwował. Ot, co!

Była sobie tzw. kobieta. Z krwi i kości taka. Nie tylko ogólnopolski, ale i międzynarodowy strajk w obronie praw kobiet poprowadzić umiała. Przeciwko ciemiężeniu uciemiężonych stanąć, a ciemiężycielom, czyli rządowi, Kościołowi, policjantom i straży granicznej, po żołniersku kazać: „wypi…alać!”. I oto – nikt nie wie, czemu – ta waleczna niewiasta ani słowem się nie zająknęła w obronie ciemiężonych przez ciemiężyciela-dziennikarza.

Była sobie tzw. babcia o wdzięcznym imieniu-zdrobnieniu, która niezależnie od pogody na wszystkie demonstracje/manifestacje w obronie rozmaitej maści uciemiężonych biegała. Która wyzywała wszystkich, co na jej drodze stanęli, i której słownictwo nawet po wykropkowaniu do przywołania nijak się nie nadaje. I ona też nic.

Były sobie tzw. koleżanki po fachu. Przeciwne wszelkim paskudnym postawom, ale rozumiejące zachowanie tego dziennikarza, wszak „ludzie utalentowani bywają trudni, ambitni, wymagający”.

Były sobie jego tzw. eksżony ochoczo zabierające głos w obronie uciemiężonych (na czele z obroną uciemiężonych ciężarnych loch), a w tej sprawie milczące jak głaz.

Były sobie tzw. bohaterki. Były. I gdzie się one teraz zapodziały? Ukryły się i się nie wychylają, bo człowiek, który narozrabiał, rzuca długi cień i ma długie ręce? Bo boją się go bardziej niż – uznanych przez nie za terrorystyczne – rządu, Kościoła, policji i straży granicznej?

Zaiste, wysokiej rangi jest to bohaterstwo. I wysoka moralność bohaterek.

Anna Wolańska