Diecezja
Źródło: AWAW
Źródło: AWAW

Bóg jest w naszym cierpieniu

Cierpienie zawsze pozostanie dla nas tajemnicą. Nie zrozumieją go do końca ci, którzy go nie doświadczyli, ale także i sami chorzy. Owa rzeczywistość zawsze będzie związana z pytaniami, wątpliwościami i trudem.

Przypominano o tym podczas Diecezjalnego Dnia Chorego, który po raz kolejny obchodzony był 2 lipca w Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej. Pielgrzymka chorych, jak zawsze, była połączona z uroczystościami odpustowymi ku czci Królowej Podlasia. Zgromadzonych powitał diecezjalny duszpasterz chorych ks. Paweł Siedlanowski. Po zawiązaniu wspólnoty kapłan zaprosił pątników do wspólnej modlitwy różańcowej. Kolejnym punktem była konferencja dotycząca miłości Boga i niezawinionego cierpienia. - Najpierw jednak powiedzmy o cierpieniu zawinionym. Może być ono owocem ludzkiej brawury, konsekwencją złych wyborów i efektem ludzkiej głupoty - wyjaśniał ks. P. Siedlanowski.

– Cierpienie zawinione bierze się także z naszego zezwolenia na aborcję i eutanazję. Powstało ono na skutek grzechu pierworodnego i ma charakter uniwersalny – tłumaczył, dodając, że pracując w siedleckim hospicjum domowym dla dzieci, a także z rodzicami w żałobie często słyszał pytanie: czy cierpienie to Boża kara? Podkreślił, że odpowiedź w tej kwestii jest bardzo trudna.

 

Prawo do buntu

Duszpasterz chorych przekonywał, że cierpienia na pewno nie można uznać za wolę Bożą. – Czy taka jest wola Boża, by pijany kierowca wjechał w wiatę autobusową i zabił stojące tam osoby? Czy wolą Bożą jest to, by oddziały pediatryczne i onkologiczne pękały w szwach? Jeżeli przyjmiemy taką koncepcję, łatwo uznamy, że Bóg jest jakimś masochistą, który lubuje się w zadawaniu cierpienia. Moi drodzy! Wola Boża jest taka, byśmy wszyscy poszli do nieba, byśmy kiedyś zostali zbawieni, byśmy to życie, które jest nam dane raz, przeżyli jak najpiękniej – głosił duszpasterz chorych. Dopowiadał, że Bóg nie chce cierpienia, że Jego wielkość polega na tym, iż z każdej tragedii zawsze potrafi wyprowadzić dobro.

– Możemy naczytać się mistyków i głosić piękne idee, ale po wizycie w hospicjum, po spotkaniu z człowiekiem przykutym do łóżka stwierdzimy, że cierpienie zawsze jest czymś złym. Chory ma prawo do buntu i do tego, by czasem wykrzyczeć: Boże, dlaczego?! – podkreślał ks. P. Siedlanowski.

 

Jak fala albo zapowiedziany gość

Szef siedleckiego hospicjum wspominał ks. Józefa Tischnera, który przed śmiercią nie ukrywał tego, że cierpienie nie uszlachetnia. – Nikt z nas go nie chce. Nikt do cierpienia nie dąży. Mamy wręcz obowiązek chronić przed nim siebie i bliskich. Nie wolno godzić się na zadawanie cierpienia, ale ono jest, przychodzi, dotyka nas, nasze dusze i ciała, czasem w bardzo nieoczekiwanym momencie. Raz uderza, jak nagła fala tsunami, gwałtownie zmiatając z powierzchni ziemi plany i nadzieje, a innym razem przychodzi jako zapowiedziany gość. Raz stawia wobec okrutnej samotności, kiedy indziej otwiera na inne światy i uwalnia – tłumaczył kapłan. Dodawał, że to nie cierpienie uszlachetnia, ale miłość, która przychodzi razem z nim. – Ktoś powiedział, że są takie bramy, które może otworzyć tylko cierpienie. W obliczu śmierci i przemijalności nie ma już ateistów, marksistów, komunistów i liberałów. W takich chwilach większość ludzi zaczyna inaczej patrzeć na swoje życie. Kiedy człowiekowi zostaje zabrane to, co gromadził, na czym opierał swoje życie, wtedy w samotności staje przed pytaniem: kim jestem? Co ze sobą niosę? – zauważył duszpasterz chorych.

 

Najważniejsze jest zbawienie

Ks. P. Siedlanowski tłumaczył, że choroba czasem jest impulsem do tego, byśmy na nowo przypomnieli sobie o Bożych sprawach, a więc np. o spowiedzi i niedzielnej Mszy św., którą pomijamy. Dopowiadał, że zdrowie jest ważne, bo bez niego nie ma radości i sensu życia, ale stokroć ważniejsze jest nasze zbawienie. – Nieraz potrafimy przejechać setki kilometrów do lekarzy w poszukiwaniu diagnozy i ratunku, a jednocześnie mamy problem z przejściem kilkuset metrów do kościoła na Mszę św., bo wydaje się, że to mniej ważne. Najgorszą rzeczą, jaka może przydarzyć się człowiekowi, to śmierć duszy, to potępienie i piekło – przestrzegał.

Zaznaczył, że cierpienie można zrozumieć tylko w Jezusie Chrystusie. – On jest w naszym cierpieniu, jest przy dołach śmierci, gdzie wrzuca się zabijanych, niewinnych ludzi, jest w hospicjach, w szpitalach, na oddziałach opieki paliatywnej. Choć może tego nie widać, jest w ludziach, którzy służą chorym. Jest obecny w posłudze kapelana, który przynosi wyzwolenie w sakramencie pokuty i Eucharystii – wyliczał ks. P. Siedlanowski.

Wspominał, że spotkał się ze stwierdzeniem, iż cierpienie jest sakramentem Boga. Podkreślał, że Jan Paweł II nazywał chorych skarbem Kościoła. Kapłan przypominał też słowa poetki Wisławy Szymborskiej, która pisała, iż rany i blizny są jak ordery, które zdobią nasze życie. – Cierpienie przeżywane z Chrystusem nie sprawi, że nasze rany przestana krwawić, ale nie będą tak boleć. Złożone na Jego ramiona i przyniesione do stóp ołtarza staną się lżejsze – podsumowywał duszpasterz chorych.

 

Niepewność bez Boga

W południe pielgrzymi wzięli udział w sumie odpustowej, której przewodniczył biskup diecezji siedleckiej Kazimierz Gurda. Ordynariusz w homilii mówił o nieodzownej obecności Boga w życiu człowieka. – Obecność bliźnich nam nie wystarcza. Potrzebujemy przede wszystkim obecności Pana. Kiedy nam Go brakuje, odczuwamy duchowy niepokój, a nawet lęk. Radość z bliskości Boga wzmacnia radość z obecności tych, których mamy wokół siebie. Bóg bowiem nie chce, byśmy byli sami. On stworzył nas do relacji z ludźmi, ale oni nie zastąpią nam naszego Pana. On musi pozostać pierwszy i najważniejszy – tłumaczył hierarcha.

Wskazywał, że kiedy nie ma przy nas Boga, gdy nie czujemy Jego bliskości i obecności, nawet jeśli są przy nas osoby nam bliskie i kochające, wówczas czujemy się niepewni w naszej ludzkiej sytuacji. – Ta niepewność towarzyszy nam nie tylko wtedy, gdy jesteśmy słabi, chorzy i niepełnosprawni, ale także wówczas, gdy czujemy się zdrowi i silni, ale pozostajemy bez Boga. Brak Boga, pomimo obecności innych osób, osłabia nasze ludzkie siły – głosił ordynariusz. Potem apelował do chorych, by dziękowali Bogu za tych, którzy się nimi opiekują. – Dziękujcie za waszą wiarę i proście o nią dla waszych bliskich, opiekunów, przyjaciół i lekarzy. Dziękujcie Bogu za wszystkich, którzy wam pomagają i są z wami w waszym cierpieniu – wzywał biskup.

Na zakończenie Eucharystii pasterz kościoła siedleckiego udzielił wszystkim zgromadzonym na kodeńskiej kalwarii błogosławieństwa lourdzkiego.

Agnieszka Wawryniuk