Niech żyją nam!
Oczywiście w zdrowiu, szczęściu, pomyślności. Tak sobie o tym myślę, bo właśnie wpadły mi w ręce porady pewnego mędrca, który tyle, a nawet więcej lat przeżył. No i trzeba by było być bucem, żeby się jego sugestiami z narodem nie podzielić. Zatem - dzielę się. Otóż wspomniany wyżej człowiek dożył - i co wielce istotne: w doskonałej formie - wieku sędziwym zwanego, bo dużo wody pił. I nie jakiejś tam sklepowej, z butelek, tylko zwyczajnej, czystej. (Tu mi się przypomniało, że mędrcy, jako po borach-lasach zazwyczaj sobie żyjący, do handlowych przybytków z racji swojego usytuowania dostęp i tak mają raczej utrudniony, ale niech tam!).
I nie dlatego pił, że pragnienie poczuł, tylko – całkiem bez pragnienia – dla zdrowotności właśnie. I warzyw dużo jadł. A najwięcej buraków. Zaruteńko po nich to fasola, dynia, jagody, marchew, pomidory, papryka, szpinak, sałata, jabłka, śliwki oraz winogrona były. Całe to jadło dosyć często, ale w ilościach małych spożywał. I na surowo głównie. Ponadto kaszą i fasolą żył. Mięso – tylko wtedy, gdy już go przymusiło. Bo po mięsie to czy zwierz, czy człowiek – staje się leniwy. A koń, no proszę bardzo, jak sobie podje owsa, to i przez cały dzień wóz ciągnąć potrafi. Albo taka szarańcza: ma siłę polatać, bo się trawą żywi. A jeśli o kiełbasę, ziemniaki, ciastka i inne słodycze, konserwy czy marynaty idzie – to nawet mowy nie ma. I niech Bóg broni od razu po kolacji legnąć. Najlepiej z pół godziny chociaż spacerować. A jakby co się źle na duszy porobiło, to wtedy już koniecznie. Najlepiej borem-lasem, nad wodą. I jeszcze o wzmacnianiu ciała ziołami też pamiętać trzeba. A z herbat to jedynie ta z naparu z młodych gałązek gruszki. Ale orzechy – koniecznie musowo jeść. Ratunek dla mózgu w nich. Nie można też zapomnieć, że najlepszym lekarstwem tak samo dla ciała, jak i dla duszy to praca fizyczna jest.
A jakby kto nie chciał mieć kłopotów, to – radzi mędrzec – niech sobie z ludzi ani przyjaciół, ani wrogów nie czyni. I niech się na nich, na ludzi, nie gniewa ani niech nie ocenia ich. Zamiast tego – wybacza. I nie martwi się tym, co sobie inni myślą albo mówią o nim. Ale też pouczać ludzi, jak powinni żyć i co powinni robić – nie trzeba. Ale porozmawiać z sobą – w ciszy i w spokoju – należy. Wtedy serce podpowie, co dobre, a co złe. I nie wolno bić dzieci ani na nie krzyczeć. Bo z bicia i krzyku niewolnicy wyrastają.
Niedobrze jest też ze wszystkiego próbować robić użytek dla siebie, za to dobrze samemu pożytecznym być, otaczającym światem się cieszyć.
A nade wszystko pamiętać, że biedny jest nie ten, kto ma mało, ale ten, komu wiecznie mało, mało i mało. Proste?
Stu lat wszystkim życzę. Pogodnych i zdrowych.
Anna Wolańska