Komentarze
Najprościej jak można

Najprościej jak można

Zapewne pamiętacie Państwo scenę z kultowego „Misia”, jak to pewien ojciec - oglądający wraz synem przedstawienie teatralne o szmuglerach zajmujących się w czasie niemieckiej okupacji m.in. nielegalną dystrybucją wędlin - mówi do młodego: „Widzisz synku? Tak wygląda baleron!”.

Kto nie pamięta, niech czym prędzej obejrzy kilka kadrów filmu Barei, a najlepiej nagra je na jakiś nośnik danych, po czym dobrze ukryje… Czemu? Bo jak tak dalej pójdzie, to wkrótce zakażą nam nie tylko konsumpcji mięsa, ale nawet niewinnego patrzenia na tego typu rarytas. Co pewien czas różne persony i grube ryby - znane głównie z tego, że są znane - wypowiadają się na temat ekologii, klimatu oraz najbliższego otoczenia. Co więcej, tego pokroju osobnicy chętnie nas moralizują i pouczają, jak powinniśmy żyć.

Ostatnio do chóru takowych mentorów dołączył jeden z rodzimych koryfeuszy nowoczesności prof. zw. dr hab. inż. Janusz Filipiak. Posiadający aż kilkanaście liter przed nazwiskiem, a także niemałą fortunę przedsiębiorca, który stał się właśnie orędownikiem ratowania klimatu, ogłosił miastu i światu, że – tu cytat – nie powinniśmy „żreć tyle mięsa”… Dlaczego? Gdyż ono szkodzi naszej planecie. Aby zapobiec nadciągającej katastrofie i ocalić świat przed zagładą, musimy natychmiast obniżyć emisję CO2. Jednym z najwyższych źródeł emisji tego „szkodliwego” dla ludzkości gazu jest – jak sugeruje biznesmen – „hodowla zwierząt na mięso, które w kolosalnych ilościach konsumują osoby mniej zarabiające”. „Ja jak idę do sklepu w swojej okolicy pod Krakowem, to przecież ludzie wynoszą takie siaty tego mięsa, że ja nie wiem, co oni z nim robią” – powiedział. Po czym dodał, że najprostszym sposobem, który mógłby ograniczyć żarcie mięsa, jest podniesienie jego ceny.

Skoro zatem mniej sytuowani powinni zaniechać konsumpcji schabowego podczas niedzielnego obiadu, to z czego powinni zrezygnować bogaci? „A z czego ja mam rezygnować? No może z prywatnego samolotu, ale wtedy będę leciał tym wielkim starym Boeingiem, który ma dużo większą emisję CO2 na pasażera. A ja muszę latać, bo robię biznes w 90 krajach. Milionerzy nie mają z czego rezygnować. Gdyby inni milionerzy mieli takie małe samoloty jak ja, to byłby mikroułamek tych zanieczyszczeń, które dziś są emitowane przez lotnictwo – wyznał szczery do bólu biznesmen.

Zastanawiając się nad tym, co też kierowało naszym rodzimym krezusem rzucającym w przestrzeń publiczną propozycje i hasła, które nie mieszczą się w głowie przeciętnego Polaka, doszedłem do wniosku, że on w najprostszy z możliwych sposobów powiedział to, co od zawsze myślą o nas tysiące Filipiaków na całym świecie. Jest to wypowiedź niezwykle cenna poznawczo, w banalny sposób opisująca miejsce styku interesów ludzi „obrzydliwie bogatych” z wszelkiej maści ekoaktywistami. Słowa Filipiaka nie mają w sobie znamion żadnej bezczelności czy arogancji. One pokazują tylko tok myślenia ogromnej rzeszy zdegenerowanych moralnie i umysłowo światowych „elit” realizujących kolejne etapy tzw. inżynierii społecznej. To właśnie tacy ludzie o skrzywionym sposobie postrzegania rzeczywistości, pociągając za sznurki, wywołują kolejne wojny, kryzysy czy pandemie. To dzięki takim „biznesmenom” na naszych oczach materializują się kojarzone ze Światowym Forum Ekonomicznym słowa: „Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy”.

Leszek Sawicki