Kościelny dress code
Nasi przodkowie mieli z tym mniej problemów niż my, bo i ubrań mieli zwykle mniej, przynajmniej w prostym, robotniczym środowisku, i zwykle dzielili je na wyraźnie lepsze - niedzielne, a więc i kościelne, oraz codzienne, zwykłe. Poza tym dawniej normy obyczajowe były tak sztywne i powszechnie znane, że ludziom rzadko zdarzało się popełnić faux pas w kwestii stroju. Dziś często nie potrafimy dopasować ubioru do okoliczności. Szczególnie widać to latem. Odsłonięte ramiona, zbyt krótkie spódnice, przezroczyste bluzki, szorty i klapki japonki w miejscach, w których to po prostu niestosowne, to norma. Także w kościele.
Oczywiście wiele osób powie, że nie ma znaczenia, w co się ubierzemy, ważne abyśmy w ogóle na Mszę św. przyszli. Warto jednak przypomnieć, iż strój jest wyrazem szacunku do drugiej osoby. Dlatego, kiedy idziemy do kogoś z wizytą, spędzamy przed lustrem wiele czasu. Wybierając się na egzamin bądź rozmowę w sprawie pracy, również zakładamy odpowiednie ubranie. Zresztą w regulaminach wielu firm możemy znaleźć wytyczne dotyczące stroju pracownika. Precyzują one nie tylko długość spódnicy, jakość obuwia czy kolorystykę, ale zwracają także uwagę na zbyt jaskrawy lakier na paznokciach. Zasady te są przestrzegane i nie budzą kontrowersji, mimo że na dworze słupek rtęci przekracza 30°C, a w biurze nie ma klimatyzacji. W końcu, co powiedziałby szef, kiedy przyszlibyśmy do pracy w koszulce odsłaniającej pępek? Co ciekawe podobnych dylematów nie mamy, kiedy wybieramy się do kościoła.
– Ludzie zatracili świadomość, że niedzielna Msza św. to uroczyste spotkanie z Chrystusem. Patrząc na ubiory zgromadzonych, można odnieść wrażenie, że wielu znalazło się w świątyni przypadkowo. Przyszli z zakupów, dyskoteki czy siłowni. A przecież, wyrzucając ze świątyni kupców, Jezus powiedział: „Mój dom ma być domem modlitwy…” – przypomina Stanisław Krajski, autor publikacji pt. „Savoir vivre w Kościele. Podręcznik dla świeckich”. ...
DY