Dlaczego Kościół?
Samo wychowanie w środowisku tradycyjnie chrześcijańskim nie gwarantuje tego, że następne pokolenia również takie będą - szczególnie wtedy, gdy wiara rodzinnego domu była powierzchowna, nieprzemieniająca, a formacja oparta na uciążliwych wymaganiach moralnych bez doświadczenia spotkania z żywym Bogiem. Wielu ludzi z różnych powodów i na różnych poziomach swojego życia znalazło się gdzieś „pomiędzy” - pomiędzy światem dzieciństwa i niedojrzałej dorosłości, światem zasad i wolności bez granic, pamięcią pogodnego, ułożonego domu rodzinnego, z pakietem zasad dających poczucie bezpieczeństwa i drapieżnością korporacji, w której pracują. Pomiędzy odwagą i wstydem, wciśnięci w ciasny hiperpoprawnościowy świat, w którym „trzeba się wstydzić z tego, z czego winno być się dumnym, i być dumnym z tego, czego należy się wstydzić”. I jeszcze udawać, że wszystko jest OK!
Owa sfera „pomiędzy” dotyka także Kościół. Jest w nim wielu ludzi, którzy „nie bardzo szukają i nie bardzo są w domu (…). Są na progu, to znaczy nie wiedzą, czy do Kościoła wejść, czy z niego wyjść; znajdują się pomiędzy wiarą a niewiarą” (ks. Joseph Ratzinger). To o nich przede wszystkim toczy się gra. O ich dusze. Dziś przynależność do Kościoła stała się zatem świadomym wyborem, poprzedzonym głębokim nawróceniem, utwierdzonym pragnieniem wejścia w całe jego bogactwo, przyjęcia pełni darów Ducha Świętego – w taki sposób, by powtórzyć za św. Pawłem Apostołem: „Dla mnie żyć – to Chrystus!” (por. Flp 1,21). Nie da się być zawieszonym „pomiędzy” własną wizją szczęścia, zbawienia, moralności, Boga „na ludzki obraz i podobieństwo” a „projektem życia” (jak mówił św. Jan Paweł II) proponowanym przez Jezusa. ...
Ks. Paweł Siedlanowski