To miejsce może przyciągać ludzi
Studenci oraz pracownicy naukowi wydziału architektury Politechniki Warszawskiej pojawili się w gminie Ułęż 18 lipca. Przyjechali na zaproszenie fundacji historycznej „Fontes” z siedzibą w Sarnach i wójt Barbary Pawlak. Widok zaniedbanego pałacu zaskoczył architektów. - Praktycznie nie było go widać. Wszystko zarosło krzakami. Gdyby nie Przemysław Alchimowicz z fundacji i pani wójt, nie dałoby się podejść pod obiekt - zauważa Iwona Krawiec, pracownik PW. Zaskoczenia nie kryli też studenci. - Nie spodziewałem się, że pałac projektu takiego twórcy jak Christian Aigner może być aż tak zniszczony - zaznacza Hubert. Grupa, nie tracąc czasu, przystąpiła do inwentaryzacji. Zakres zadań studentów obejmował pomiary, które następnie przenoszone były na papier i do komputera.
– Posługujemy się rysunkami płaskimi i za ich pomocą opisujemy obecny wygląd obiektu. Tworzymy rzuty tak, jakbyśmy przekroili budynek na jakiejś wysokości, i pokazujemy w skali stan jego destrukcji – precyzuje Monika Rustecka z Narodowego Instytutu Dziedzictwa.
Do swoich celów młodzi adepci architektury wykorzystują zwykłe miarki oraz mierze laserowe. Pomagają im też współczesne techniki: fotogrametria i tachimetria laserowa. – Fotogrametria pozwala na tworzenie rozwinięć elewacji, tj. rzutów, na bazie setek zdjęć. Robi się zdjęcia, a potem program wykonuje rzut płaskiej elewacji, którą można zestawić z tym, co zostało już pomierzone. Natomiast tachimetria pozwala na bezpośrednie rysowanie w programie komputerowym, bez konieczności rysowania na kartkach i bez błędów. Przy takich obiektach, gdzie wszystko jest krzywe, taki program bardzo ułatwia pracę – przyznaje I. Krawiec. Efektem tych pomiarów będzie dokumentacja, która trafi do właściciela, czyli miasta stołecznego Warszawy, i lubelskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków.
Ślad po budowniczym
Prace nad tworzeniem dokumentacji trwają. Studenci spenetrowali już obie kondygnacje pałacu oraz poddasze. Weszliby też do innych miejsc, ale na stanęły im na drodze przeszkody. – Na fragmencie części wschodniej strychu znajduje się dziura w podłodze. Piwnica jest zasypana, zaś do kuźni, budynku zarządcy i obory nie można dotrzeć – wylicza I. Krawiec.
Z dostępnej części badacze wiele dowiedzieli się o budowli. Okazało się, że niektóre ściany wewnętrzne są drewniane, a tynk na nich utrzymuje się na stelażu ze słomy. Dzięki wyrwanym deskom architekci poznali strukturę podłogi. Jeszcze ciekawsze spostrzeżenie dotyczyło gzymsów zewnętrznych. – Odpadający tynk ukazał, że mają konstrukcję drewnianą, czego wcześniej nie dało się zauważyć – opowiada pracownik Politechniki.
Śladów przeszłości dało się odkryć więcej. – Na więźbie dachowej można zauważyć oznaczenia cieśli, który ją stawiał. Prawdopodobnie najpierw montowano ją na dole, a później na budynku zgodnie z oznaczeniami. Z kolei na kominie zauważyłam datę i podpis budowniczego. Komin był stawiany w 1966 r., a budowniczy podpisał się „SZ KRI” – zauważa M. Rustecka.
Potrzebne są fundusze
Inwentaryzacja pałacu dobiega już końca. Warszawscy architekci mają nadzieję, że na tym prace się nie skończą i dalej będą czynione starania o uratowanie obiektu. – My robimy pierwszy krok. Gdy pałac zostanie zinwentaryzowany, powinno nastąpić jego zabezpieczenie i winny rozpocząć się kolejne badania – oznajmia I. Krawiec. Architekt nie ma wątpliwości, że pałac jest do odratowania. – Widziałam różne obiekty przed i po inwentaryzacji. Potrzebne są tylko fundusze. Widoki są tutaj piękne, a okolica ma potencjał. Są tu nie tylko pałac, dwie oficyny, pozostałości parku, ale i stawy. Myślę, że to miejsce ściągałoby ludzi na weekendy – tłumaczy.
Lepszego losu zabytku oczekuje również wójt Ułęża. – Mam nadzieję, że znajdzie się właściciel, który będzie mógł pozyskać środki na remont. Nasza gmina też byłaby zainteresowana przejęciem pałacu, gdyby tylko prezydent Warszawy zechciał zdjąć z niego kredyt hipoteczny. Wystąpiłam do niego z takim wnioskiem – akcentuje Barbara Pawlak. Póki co wola współpracy po stronie Warszawy jest, ale z obowiązków zabezpieczenia zabytku miasto stołeczne wciąż się nie wywiązuje. Dlatego gmina nałożyła na właściciela. Kary na warszawski ratusz z tytułu niezabezpieczenia pałacu zapowiedział jeszcze w marcu lubelski konserwator zabytków.
Tomasz Kępka