Historia
Źródło: TK
Źródło: TK

Dworek z historią

Społecznicy boją się, że nowy nabywca przedwojennego dworku w Rososzy zniszczy budynek i postawi nowy. - Nie możemy do tego dopuścić - mówi prezes lokalnej fundacji Agnieszka Danilewska.

W centrum wsi - otulony zaniedbanym parkiem - stoi dom. Jeszcze przed wojną przebywał w nim znany polski malarz Leon Wyczółkowski. Później obiekt przeszedł na własność gminy i pełnił funkcję szkoły. Gdy wzniesiono nowy gmach, stary okazał się bezużyteczny i od kilkunastu lat jest pusty. Urząd gminy postanowił sprzedać budynek razem z przyległym parkiem. Przetargi nie przyniosły rozstrzygnięcia. Za to obiektem zainteresowała się Fundacja Integracji Społecznej Przyjaciele z Czernica w gminie Kłoczew. Nie godząc się z pomysłem władz co do przekazania dworku w prywatne ręce i obawiając się jego rozbiórki, wystąpiła do wojewódzkiego konserwatora zabytków w Lublinie o wpis do rejestru zabytków.

Dlaczego nikt nic nie robi?

Fundacja z Czernica chciała przejąć budynek już. dwa i pół roku temu. – Zgłaszaliśmy władzom gminy, że mamy chętnych, którzy podjęliby się remontu. Niestety otrzymaliśmy odmowną odpowiedź z sugestią, że można go kupić. Wtedy właśnie gmina wystawiła dworek na sprzedaż – tłumaczy A. Danilewska. Lokalna organizacja podjęła wobec tego próbę zbiórki pieniędzy, aby wziąć udział w przetargu i obiekt kupić. Urząd jednak przetarg odwołał. Zanim doszło do kolejnego, samorząd dokonał podziału działki, na której usytuowany jest dworek. Takie zachowanie gminy zaniepokoiło fundację.

– Byłam pewna, że obiekt został sprzedany w inny sposób. Zadałam więc pytanie władzom, na jakich zasadach to się odbyło. Zamiast odpowiedzi tydzień później zauważyłam w gazecie ogłoszenie, że dworek znowu jest wystawiony na sprzedaż – opowiada prezes fundacji.

Społecznicy ponownie chcieli wziąć udział w przetargu, ale było na to zbyt mało czasu. Nie rezygnując jednak z chęci ocalenia obiektu, A. Danilewska zaczęła w urzędzie dociekać, dlaczego budynek nie jest zabezpieczony przed dewastacją. – Dziwiło mnie, że gmina nie chce się tym zająć. Dlatego postanowiłam złożyć wniosek do wojewódzkiego konserwatora o wpis dworku do rejestru zabytków – tłumaczy.

Przebywał tu Wyczółkowski

Bezpośrednio przed wysłaniem wniosku do Lublina władze fundacji zostawiły petycję w sprawie wpisu do rejestru zabytków na biurku burmistrza. – Pan burmistrz absolutnie się nie zgodził na wpis, za to wojewódzki konserwator nasz wniosek przyjął – zauważa Danilewska.

W dokumencie przesłanym do Lublina fundacja nakreśliła historię budynku i jego zabytkowy charakter. „Dworek został zbudowany z drewna i zachował do tej pory autentyczność substancji, ponieważ w niewielkim stopniu dotknęły go zmiany. Na frontowej ścianie, nad wejściem, widnieje data 1925 r., co może sugerować datę budowy obiektu. Wewnątrz zachowały się oryginalne piece i kształt architektoniczny” – czytamy we wniosku.

Fundacja nadmieniła, że pierwotnie dworek należał do rodziny Olędzkich, którzy byli dziadkami artysty L. Wyczółkowskiego. Przyszły malarz jako dziecko często przebywał w Rososzy. W późniejszych latach również. „To tu podjął decyzję o kształceniu w klasie artystycznej w Siedlcach. I prawdopodobnie w tym dworku powstał portret Babki” – zaznaczyła fundacja.

Już jako dojrzały artysta i wykładowca Wyczółkowski chciał ponoć kupić dom dziadków, gdzie zamierzał stworzyć centrum artystyczne. Plan jednak się nie powiódł. Ostatecznie takie miejsce z inicjatywy malarza powstało nieopodal Bydgoszczy, gdzie dziś jest muzeum artysty.

Pójdę z tym do prokuratury

Dworek Olędzkich przez wiele lat służył jako szkoła, lecz po wybudowaniu nowej od kilkunastu lat pozostaje pusty i niszczeje. I tego faktu nie omieszkali opisać w treści wniosku społecznicy. „Przeprowadziliśmy w ostatnich latach wielokrotnie ogólny audyt miejsca z dokumentacją zdjęciową i widzimy proces szybkiej degradacji obiektu” – podkreślają. Jego autorzy wytykają gminie przede wszystkim brak zabezpieczenia budynku przed dostępem osób postronnych. Skutki takiego zaniechania są aż nadto widoczne. W pierwszej dekadzie sierpnia szefowa fundacji zauważyła, że z jednego z pieców został skradziony ozdobny element. – Jeszcze dwa tygodnie temu był. Tę kradzież zgłoszę do prokuratury – zapowiada.

Fundacja obawia się, że brak zabezpieczenia budynku i szybkie dążenie gminy do jego sprzedaży mogą świadczyć o chęci całkowitego zniszczenia zabytku. „Być może celem jest chęć uzyskania korzyści z eksploatacji terenu, którego cena szybko wzrasta w aglomeracjach wiejsko-miejskich. A dotychczasowe zaniedbania i wystawienie budynku na sprzedaż tylko potwierdzają, że władze nie uważają tego miejsca za zabytek” – akcentują przedstawiciele fundacji.

Znalazł się nowy nabywca

Aby nie dopuścić do zniszczenia budynku, wraz z wnioskiem o wpis do rejestru A. Danilewska złożyła pismo o objęcie dworku tymczasową ochroną. – To uniemożliwi potencjalnemu nabywcy jakiekolwiek zmiany – zaznacza prezes fundacji.

Lokalna organizacja długi czas miała nadzieję, że odkupi od gminy obiekt. Jednak najnowsze wiadomości z urzędu gminy potwierdzają, iż drugi przetarg został rozstrzygnięty. – Nadesłano dwie oferty, z których wybraliśmy najkorzystniejszą – oznajmia burmistrz Ryk Jarosław Żaczek. Włodarz nie podaje jednak personaliów nowego właściciela, ponieważ umowa sprzedaży jeszcze nie została podpisana.

Burmistrz przyznaje, że wie o staraniach fundacji z Czernica zmierzających do wpisania dworku do rejestru zabytków. Ma też świadomość, że organizacja chciała nabyć obiekt. – Zostaliśmy poinformowani o wniosku do wojewódzkiego konserwatora zabytków. Wpisanie do rejestru w niczym nam nie przeszkadza – przekonuje J. Żaczek. – Natomiast dziwi mnie chęć zakupu budynku przez fundację. Zajmuje się ona głównie opieką nad zwierzętami, a nie takimi obiektami. Poza tym nie przedstawiła pomysłu na ten budynek – zauważa włodarz Ryk.

Władze fundacji przyjęły stanowisko miasta ze zrozumieniem. Cieszą się z tego, że przyczyniły się do ocalenia budynku przed rozbiórką.

Tomasz Kępka