Polska dała nam dużo dobra
Pochodzi z obwodu wołyńskiego w północno-zachodniej części Ukrainy. Do Polski przyjechała z synową i jej dwiema córkami. Myślały, że pozostaną tu miesiąc, najwyżej dwa, a kiedy skończy się wojna, wrócą do siebie. Niestety, sytuacja w ich miejscu zamieszkania wciąż nie pozwala na normalne życie. – Jestem wdzięczna Polakom za życzliwość i okazaną pomoc – mówi Katarina.
Nie wiemy, co będzie dalej
Kiedy wybuchła wojna, kobiety postanowiły wyjechać. Początkowo trafiły do znajomych w Żyrardowie, gdzie wynajmowały mieszkanie. Opłaty przewyższały jednak ich możliwości finansowe, dlatego po tygodniu pobytu skorzystały z pomocy oferowanej przez Polkę, wolontariuszkę, i przyjechały do Włodawy. Od marca przebywają w Okunince, gdzie znalazły dach nad głową i spotkały ludzi o wielkich sercach gotowych do pomocy.
– Początkowo miałyśmy zapewnione miejsce w hotelu w Okunince, a kiedy rozpoczął się sezon letni i zaczęli przyjeżdżać wczasowicze, przydzielono nam domek letniskowy. Właściciel obiektów podpisywał z wójtem gminy umowę na przyjęcie nas na trzy miesiące, teraz ten czas skrócił się do miesiąca. To trudna sytuacja, bo nie wiemy, co będzie za miesiąc, czy będziemy mogły tu nadal pozostać – przyznaje Katarina.
Katarzyna Katerinie
Z problemami spotkały się już na początku pobytu w Polsce. Dotyczyły one m.in. ubezpieczeń, transportu, zakupów czy realizacji recept. Duże wsparcie, szczególnie w załatwianiu spraw urzędowych oraz dowozu, np. na pocztę, otrzymały od małżeństwa z Okuninki, które działa w Kole Gospodyń Wiejskich „Krokodylki”. Pani Katarzyna wraz z mężem Bogdanem zaoferowała ukraińskiej rodzinie bezinteresowne wsparcie, w rezultacie zawiązała się między nimi nić przyjaźni. – Katarzyna włożyła serce w pomaganie nam. Przez dwa miesiące nawet uczyła nas języka polskiego, a przez to, że – podobnie jak i moja kilkunastoletnia wnuczka – biegle posługuje się angielskim, kontakt był łatwiejszy – podkreśla Katarina. – Kompletnie nie potrafiłyśmy poruszać się w nowej rzeczywistości, a Katarzyna i jej mąż pomagali na każdym kroku: informowali, co powinniśmy robić, jak załatwiać sprawy urzędowe i zaoferowali dojazd. Teraz w gronie innych Ukraińców organizujemy się sami, a dzięki temu, że niektórzy posiadają swoje samochody, łatwiej o dotarcie do urzędu czy sklepu – opowiada.
Trudne powroty
Katarina jest kuratorem oświaty, pracuje online, jednak co jakiś czas przekracza granicę, aby załatwić sprawy formalne i zachować ciągłość zatrudnienia. – Na Ukrainie nauczyciele pracują zdalnie, obsługa placówek oświatowych natomiast jest na przestoju, otrzymując dwie trzecie wynagrodzenia – mówi kobieta. Jak tłumaczy, pensje nie zostały obniżone, natomiast premie i dodatki, stanowiące znaczną część wynagrodzenia, nie są wypłacane.
Synowa kobiety również co tydzień wyjeżdża na Ukrainę, ponieważ tam pracuje stacjonarnie, a w Polsce nie może znaleźć zatrudnienia. Jej córki pozostają w tym czasie pod opieką Katariny. Kilkulatka nie chodzi do przedszkola. Starsza uczy się online, ale mama i babcia szukają dla niej w Polsce.
Ludzie żyją w strachu
Na Ukrainę Katarina wyjeżdża także nie tylko ze względu na sprawy zawodowe. W kraju został jej mąż, który jest niepełnosprawny ruchowo. – Bardzo pragnął, abym z synową i wnuczkami ratowała się przed wojną – mówi. Na Ukrainie zostawiła także dom na wsi, sad i ogród. – Mamy owoce, uprawiamy warzywa. W tym roku posadziliśmy ich nawet więcej, aby pomóc w razie potrzeby innym ludziom – zaznacza Katarina.
Część osób z obwodu wołyńskiego wyjechała do Polski, inni jednak zostali. Mimo, że tego rejonu nie obejmują działania zbrojne, to, jak podkreśla kobieta, ludzie żyją w strachu, a wyjące kilka razy dziennie alarmy bombowe to codzienność. Syn Katariny służy w ukraińskiej policji, dlatego w trosce o bezpieczeństwo zarówno swoje, jak i rodziny nie podaje nazwiska ani miejsca zamieszkania.
Kobieta wyznaje, że grozą napawa ją oddalona o kilkanaście kilometrów granica z Białorusią. To z tamtej strony kilka tygodni temu nadleciały samoloty bezzałogowe, niszcząc dwa budynki. Zginął właściciel, pięć osób zostało rannych, w tym troje dzieci. Według relacji Ukrainki wolontariusze w dość szybkim czasie zebrali środki finansowe na pomoc poszkodowanym i pomogli w budowie mieszkań. – Kiedy przyjeżdżam do swojego domu i męża, odwiedzam także sąsiadów. Przeżywam ich sytuację, a oni moją – stwierdza, po raz kolejny podkreślając wdzięczność Polakom za okazana pomoc. – Polska dała nam dużo dobrego, do końca życia będziemy o tym pamiętali – zapewnia.
JS